poniedziałek, 2 lipca 2012

Rozdział 34


- Tato jest pusta lodówka. Dobra, ja wytrzymam, nie muszę nic jeść. Ale Ty.. - powiedziałam otwierając lodówkę i biorąc zimną wodę.
- No to trzeba pojechać po zakupy. A i musimy pogadać. Są dwie rzeczy. - powiedział składając gazetę. Usiadłam na przeciwko niego.
- Za miesiąc kończysz 16 lat. Cieszę się z tego powodu, Chciałbym żebyś wyrobiła sobie prawo jazdy. Wszystkiego dopilnuję. Taki prezent. - odrzekł tata. Popatrzyłam na niego wielkimi oczami.
- No super ! - krzyknęłam uradowana.
- A druga sprawa ? Też jakaś super ? - spytałam podekscytowana. Dobry humor co raz bardziej się ujawniał.
- Druga sprawa jest taka, że jutro nie planuj niczego bo jedziemy oglądać dom. Wszystko jest już załatwione, obecni lokatorzy jutro wieczorem by się zbierali. Musi Ci się tylko spodobać.
- No ok. Nie ma sprawy. Tato, dziękuje, że tyle dla mnie robisz. - powiedziałam przytulając go do siebie.
- To mój obowiązek złotko. A teraz śmigamy po zakupy. Twoja kolej, Ty robisz kolację.
- Dobra a która jest godzina ?
- 18 dochodzi.
- Daj mi 5 minut idę założę spodenki.
- Pewnie, czekam w samochodzie. - powiedział  a ja pobiegłam na górę. Założyłam krótkie, jeansowe spodenki, do kieszonki wzięłam telefon i zbiegłam na dół. Zasunęłam dom  i wsiadłam do auta, w którym czekał na mnie tata.
 Po czterdziestu minutowych zakupach zbieraliśmy się do domu. Pijąc Frugo napisałam SMS do Belli :
  " Wszystko w porządku z babcią ? Martwię się . ;* " 
Za chwilę odpisała :
" To nic poważnego. Lekarze mówią, że będzie OK tylko musi odpocząć. Jutro zadzwonię. Paa  ;D "
W domu zrobiłam kolację, która smakowała tacie. Po posiłku poszłam na górę. Z szafki wyjęłam list, który kiedyś zostawił dla mnie go Jacob. Trochę bałam się go otworzyć. W kieszeni poczułam wibrację. Jake.
- Słucham ? - powiedziałam do telefonu.
- Hej Lucy. Nie możemy się dzisiaj spotkać. Jedziemy w trasę, jest robota. Chciałem nie jechać, ale muszę. Przepraszam. - powiedział. W jego głosie było słychać smutek.
- W porządku, rozumiem.
- Wiem, że jutro jedziecie oglądać nowy dom i z tego powodu masz trening przesunięty na godzinę 10. Może zdążymy jeszcze załapać się na jakiś mały lunch ? Porozmawiamy.
- Pewnie. To widzimy się jutro w agencji. Muszę kończyć, pa. - zgodziłam się po czym rozłączyłam. Telefon rzuciłam na łóżko. Poczułam się dziwnie. Naszła mnie ochota na papierosa. Ani w torebce ani w pokoju ich nie miałam, a tata też nie palił. Na dworze zerwał się wiatr. Chyba będzie w nocy padać. Wzięłam szarą bluzę i do kieszonki wrzuciłam portfel.
- Za 10 minut wracam. - powiedziałam zakładając fioletowe vansy.
- Gdzie się wybierasz ? Jest już przed 8, daj spokój, siedź w domu.
- Za chwilę wrócę, spokojnie. - powiedziałam i nie czekając na odpowiedź wyszłam z domu. We włosach poczułam wiatr, więc zarzuciłam na głowę kaptur. Niby nie było zimno ale czuło się chłód. Po chwili drogi weszłam do sklepu idąc do kasy. Spotkałam pewną osobę.
- Lucy ? O tej porze na zakupy ?
- O cześć Jacob. Nie jest tak późno a tak w ogóle to ja tylko po jedną rzecz. - przywitałam się z chłopakiem. Spakował zakupy i czekał na mnie przy wyjściu.
- Paczkę Marlboro proszę. - powiedziałam od ekspedientki.
- Dowodzik jest ? - spytała starsza kobieta. Pierwszy raz ją tu widziałam. Jacob patrzył na mnie rozbawiony.
- Zapomniałam wziąć z domu. - odrzekłam lekko speszona. Zawsze mi sprzedają a tu akurat trafiło się głupie babsko.
- No to papierosików się nie popali, następny. - powiedziała stanowczym głosem.
- Emm.. Ale  to nie dla mnie. To dla tamtego pana. Zabrakło mu pieniędzy, jestem jego siostrą. - powiedziałam z uśmiechem wskazując palcem na Jacob'a. Patrzył na mnie pytającym wzorkiem.
- To zawołaj braciszka. - odrzekła z szyderczym uśmiechem.
- Momencik. - odpowiedziałam z podobnym i szłam do Jacob'a.
- Jesteś moim bratem, zabrakło Ci kasy, płace za Ciebie za fajki. Idź. - powiedziałam po cichu. Szybko i lekko go popchnęłam.
- Siostrzyczka płaci za papierosy ? Ojj nie dobrze.. - powiedziała ze śmiechem. Już jej nie lubiłam.
- Dobra, bez tych komentarzy. Sprzeda pani te fajki czy nie, bo jak nie, to pójdę do konkurencji ? - powiedziałam szybko. Popatrzyła na mnie i z niechęcią podała mi paczkę. Szybko zapłaciłam, pociągnęłam za rękę Jacob'a i wyszłam z tego sklepu.
- Co to miało być ? - zapytał mnie chłopak ze śmiechem.
- Oj daj spokój. Dzięki za przysługę i muszę się zbierać. Pozdrów Tinę. - powiedziałam.
- Wspominała ostatnio o Tobie. Ja właśnie też. To cześć. - rzekł, cmoknął mój policzek i poszedł w stronę swojego samochodu. Szłam uliczkami miasta mijając ludzi.
- Miało Cię nie być chwilę, a z chwili zrobiło się pół godziny. - powiedział zdenerwowany tata.
- Przepraszam, spotkałam Jacob'a. Idę na górę. - odrzekłam.
Z biurka wzięłam do ręki list, a z szafy wyjęłam pamiętnik Max'a. W torebce znalazłam zapalniczkę w tygryski i wyszłam na balkon. Siadając na leżaku i odpalając papierosa otworzyłam kopertę. Wyleciała mała, zielona wizytówka i jedna, większa, biała kartka z napisem "Dla Lucy".




" W myślach jesteś tylko Ty. Nie liczy się nikt inny. Zawsze muszę coś spieprzyć. Miało być tak pięknie, cudownie. Cały czas odtwarzam sobie wszystkie chwile spędzone z Tobą.. Jest mi Ciebie tak cholernie brak. Nie daję rady bez Ciebie żyć.. Jesteś moim powietrzem. Chcę rzucić to cholerstwo i chcę abyś to Ty była moim narkotykiem. Osobą, z którą chce spędzić resztę życia. Moje powoli traci sens, ale ludzie, którzy tu są chcą mi pomóc. Zaczynam ich doceniać, bo nie doceniałem Ciebie. Jak wiele dla mnie znaczysz. Mam jedną, wielką, może nawet i ostatnią prośbę. Proszę, przyjdź tutaj. Nie chcą mnie stąd wypuścić, choć bardzo chce bynajmniej porozmawiać z Tobą te 5 minut. One mogą zmienić wszystko. Pewnie zauważyłaś, że oprócz tej kartki jest jeszcze jedna. Jest to wizytówka ośrodka w którym się znajduję. Przemyśl to. Proszę. 


Całuję, umierający z tęsknoty Max ;* "

Łza zakręciła mi się w oku. Lecz postanowiłam nie uronić ani jednej. Czytając to paliłam papierosy jeden za drugim. Zaczęło się ściemniać. Wiatr się bardzo uspokoił. Wchodząc do pokoju i otwierając pudełko znalazłam kilka świeczek. Na balkonie służąc się zapalniczką w tygryski zapaliłam je. Otworzyłam pamiętnik. Na pierwszej stronie były narysowane serca, buziaki i napis   " LUCY. BO TY JESTEŚ CZĘŚCIĄ MNIE, NA ZAWSZE"  . Na prawdę mocno się zdziwiłam, że chłopak może mieć tyle emocji w sobie. Na każdej stronie był opisany ze mną dzień. Ostatnia kartka była lekko szokująca. 

" To już koniec. Straciłem ją na zawsze. Dobry Boże, zabierz mnie stąd. Kocham ją nad życie. Bez niej nie umiem... "

Patrząc na zegarek, dochodziła prawie 22. Na wizytówce było napisane, że linia telefoniczna dostępna jest całodobowo. Zgasiłam papierosa i wzięłam telefon do ręki.
- Dobry wieczór, mówi Lucy Anderson proszę mnie zapisać na listę osób odwiedzających w najbliższym czasie pana Max'a Elliot'a.  - powiedziałam nie wahając się ani chwili, gdy powiedział do telefonu męski głos " Ośrodek uzależnień, słucham? ".




_____________________________
WAKACJE  
kochani w końcu się doczekaliśmy wolności.
jestem troszkę poszkodowana, mam zepsutą rękę, 
dla tego tak późno. 
czekam na opinię i  mocno całuję ;*

czwartek, 21 czerwca 2012

Rozdział 33

- Możesz zostawić mnie samą? - spytałam drżącym głosem oddalając się od chłopaka.
- Nie chcę zostawiać Cię w takim stanie. - odpowiedział spokojnie.
- Proszę. Dochodzi 13. Przyjedź o 13:45, bo mam o 14 trening, dobrze ?
- Oczywiście. Nie rób głupot, Lucy. - powiedział, cmoknął mój policzek i wyszedł z pokoju.
Usiadłam na łóżku. Tysiące myśli nasuwały mi się na minutę.
Przecież miałam sobie dać z nim spokój. Przecież miałam o nim zapomnieć. Ale o miłości nie da się zapomnieć. O uczuciu, które jest wielkie, nie do opisania. Otarłam spływającą po wilgotnym policzku łzę. "Ben wyjeżdża. Muszę się z nim pożegnać." - pomyślałam. Stwierdziłam, że muszę się ogarnąć, choć na nic nie miałam siły. Weszłam do garderoby, wybrałam pierwsze lepsze ciuchy. < pierwszy zestaw na dole > i udałam się do łazienki. Przed szybkim prysznicem napisałam do Ben'a, Laury i Belli SMS : Za 20 minut w parku. Lucy. " Akurat się wyrobiłam ze wszystkim i jako tako  wyglądałam. Nie mogłam przecież pokazać, że tak strasznie cierpię przez chłopaka swego życia. Chciałam o tym pomyśleć wieczorem. Teraz muszę pożegnać przyjaciela. Na dole założyłam trampki i krzyknęłam, że niedługo wrócę. Za 5 minut miałam się spotkać z przyjaciółmi. Przyspieszyłam kroku. Słońce dopiekało, aż żałowałam, że założyłam jeansy. W parku zauważyłam na jednej z ławek, że siedzą trzy osoby. To oni. Podeszłam do nich i przywitałam się z każdym całując w policzek  i udając, że wszystko okej.
- O której jedziecie ? - zapytałam Ben'a i Laurę siadając na ławce.
- 15:30 mamy samolot. Kuźwa będzie mi was brakować. - odpowiedział i przygarnął mnie i Belle do siebie.
- A kiedy się widzimy ? - spytała Bella.
- No wiesz.. Na pewno przyjedziemy na święta. Prawda skarbie ? - zwrócił się chłopak do Laury.
- Oczywiście. Ale sylwestra spędzamy razem, tak ? - spytała dziewczyna.
- No ba. Nie ma innej opcji. I zostaję sama. Ehh.. co za życie. - powiedziała smutno Bella.
- Mała, nie smutaj. Będziemy prawie cały czas w kontakcie. Skype, Facebook i tak dalej. Lucy będzie blisko. A właśnie kiedy Ty jedziesz ?
- Planujemy z tatem coś w sierpniu. Jeszcze w stu procentach nie jestem pewna. Damy radę prawda  ? - powiedziałam z lekkim uśmiechem. Na tyle było mnie stać.
- Damy. I choćby nie wiadomo co się działo, jeden telefon, wsiadam samolot i jestem u was. - powiedział Ben przytulając nas. Zadzwonił Belli telefon. Odeszła od nas na sekundę, a Ben z Laurą uzgadniali czy wszystko zabrane.
- Przepraszam was bardzo, ale ja się muszę zbierać. Coś z babcią jest nie tak. Zabrało ją pogotowie. Na prawdę muszę iść. - powiedziała przestraszona Bella.
- Szczerze mówiąc to ja też.  - odrzekłam wstając z ławki.
- Kuźwa na serio będzie mi Ciebie brakować.  - dodałam przytulając się do chłopaka.
- Lucy, mogę Cię na chwilę prosić ? - spytał Ben biorąc mnie za rękę. Odeszliśmy kawałek od dziewczyn.
- Ja wiem, że z Tobą jest coś nie tak. Coś Cię gryzie. I chyba się domyślam co. Pewien pan, który złamał serce mojej najlepszej przyjaciółce. Skurwiela powinienem zabić. Ale nie mógłbym Ci tego zrobić. Kochasz go. Kochasz go jak chuj, to widać, na serio. Bella mi mówiła, że dla Ciebie "On" to rozdział zamknięty. Ale tak nie jest. Rozum Ci mówi, żebyś dała sobie z nim spokój, ale serce odmawia. Kieruj się nim. Ono zawsze dobrze mówi, choć na początku może Ci się to wydawać nie możliwe. Miłość to jest najlepsze co Cię mogło spotkać. Z dnia na dzień ona nie minie. Może nawet nigdy. I widać, że to nie jest najzwyklejsze zauroczenie. Wiem co czujesz, bo czuje to samo do Laury. Niby znamy się krótko, ale zdążyłem ją pokochać. Mamy dopiero 16 lat, a tyle doświadczyliśmy w życiu. A to jest dopiero początek. Więc proszę Cię. Nie odpuść łatwo. Jesteś silną kobietą i Ty dobrze o tym wiesz, tak samo jak ja. Będzie dobrze, dasz radę. - powiedział kończąc i tuląc mnie do siebie. Łza pociekła po moim policzku.
- Ej Mała, nie płacz. - otarł mi ją chłopak.
- Dziękuję. - powiedziałam lekko się uśmiechając. 
- Chodź idziemy do reszty. - odrzekł biorąc mnie za rękę. Podeszliśmy do Laury, która siedziała sama, bo Bella musiała szybko biec do domu. 
- To ja spadam. Wiecie, że życzę wam wszystkiego dobrego i żeby Wam się wszystko elegancko układało.-  powiedziałam przytulając ich do siebie.
- Wszystkiego dobrego, Mała. - powiedział Ben z uśmiechem. Cmoknęłam Laurę i Ben'a w policzek, pomachałam im i udałam się do swojego domu. Czekały mnie ciężkie półtorej godziny. 


***

- Scott.. Przecież to jest idiotyczne ! I mam to wszystko przeczytać ? - spytałam zrezygnowana patrząc na te wszystkie papiery. Było ich mnóstwo.
- Jeżeli chcesz pracować w tej agencji, to tak. - odpowiedział z uśmiechem. Bawiło go moje zdenerwowanie.
- To ja się wypisuję z tego. - rzuciłam na stół teczkę.
- Spokojnie. Przecież Ci pomogę. Mamy czas. - powiedział delikatnie. Po półtorej godziny udręki wiedziałam już co mi wolno a co nie. Jakie są moje obowiązki i tak dalej. W drodze do pokoju wspólnego zahaczyłam o Jake'a. 
- Lucy, wszystko w porządku ? - spytał łapiąc mnie za rękę.
- Tak. Znaczy nie. Nie ważne. Muszę iść. - powiedziałam wyrywając przy tym swoją rękę. Nie odpowiedziałam. Odeszłam, czułam na sobie jego spojrzenie. Zawsze jak go gdzieś widziałam, czułam jego perfumy dziwnie się czułam. Odwróciłam się. Dalej patrzył na mnie swoimi smutnymi oczami. Podbiegłam do niego. Złapałam za rękę. 
- Widzimy się wieczorem ? - zapytałam cicho.
- Pewnie nie masz czasu. Albo ochoty.- odrzekł smutno. Kurcze, On nic złego nie zrobił a zachowywałam się, jakbym była na niego obrażona. Wspięłam się na palce, złapałam dłońmi jego twarz i delikatnie musnęłam jego wargi. 
- Mam czas i ochotę. - szepnęłam mu do ucha. Na jego policzkach zagościł rumieniec a w moim brzuchu motyle.
- Będę o 8. - krzyknął gdy odchodziłam. Pomachałam mu i odeszłam w stronę pokoju z troszkę lepszym humorem. 








 1 zestaw ;)

_______________________________________
jest kolejny.
po waszych komentarzach wywnioskowałam, że tamten rozdział,
przypadł wam do gustu.
cieszy mnie to bardzo ;*
mam nadzieję, że  z rozdziału powyższego też będziecie zadowoleni.
wasza : smile_xd
<3


wtorek, 19 czerwca 2012

Rozdział 32

- Jeesteśmy ! - krzyknęłam zdejmując buty w progu mieszkania.
- Chodźcie jeść. - dobiegł mnie głos taty z kuchni. Uśmiechnęłam się do Jake'a a On mnie wziął za rękę co mnie trochę zdziwiło i poszliśmy umyć ręce. Po wspólnym posiłku z tatem, poszliśmy na górę.
- Aż dziwne, że o nic nie pytał. - powiedziałam do chłopaka gdy siedzieliśmy już u mnie w pokoju.
- E tam. Wierzy Ci. - odrzekł.
- O coś sobie przypomniałam. Zaraz wracam. - rzekłam i wybiegłam z pokoju wracając z paczką.
- Od kogo to ? - spytał Jake.
- Jeszcze nie wiem ale zaraz się dowiemy. - uśmiechnęłam się do niego. Po otwarciu paczki uśmiech zszedł mi  z twarzy. Była w niej książka przypominająca pamiętnik, list oraz płyta. Nie wiedziałam o co chodzi. Na pierwszej stronie pamiętnika było napisane wielkimi literami " LUCY. BO TY JESTEŚ CZĘŚCIĄ MNIE, NA ZAWSZE". Do oczu napłynęły mnie łzy. Jake razem ze mną wszystko to czytał. Objął mnie ramieniem, na co ja się bardziej do niego przybliżyłam. Odłożyłam pamiętnik i wzięłam do ręki list.



Droga Lucy .. 

Życie ułożyło się inaczej, niż po naszej myśli. Kiedyś miałem marzenia, ambicje. Teraz one wygasły jak papieros. Nic nie jest tak, jak być powinno. Muszę Ci coś wyjaśnić. 
Pewnie myślisz, że ja Ciebie nigdy nie kochałem. Że nic do Ciebie nie czułem, bo brałem.. To nie tak. Z pewnością. W pamiętniku, jest zapisane wszystko, od naszego pierwszego spotkania. Opisywałem w nim każdy dzień spędzony z Tobą. Każdy dzień był inny. Wtedy kiedy brałem, nie zdawałem sobie sprawy, jak ranię otaczających się wokół mnie ludzi. Szczególnie Ciebie. Raniłem także Jacob'a i Tinę. Nie umiem jej wychować. Nie dam sobie rady. Mam wielkie szczęście, że Jacob nad wszystkim panuję. 
Ja tu umieram. Rozumiesz ? Umieram w środku. Bez Ciebie. Tu nic nie ma sensu. Codziennie rano budzę się z myślą, że to wszystko to sen. Chory, wymyślony. Lecz po dłuższej chwili, dochodzi do mnie to, że straciłem najważniejszą osobę w moim pieprzonym życiu. Że nie będę mógł codziennie widywać jej uśmiechu, blasku w jej oczach, trzepoczących ze szczęścia rzęs. To jest dobijające, że nie można być z kimś kogo się kocha, mimo wszystkiego. Wina w 100% leży po mojej stronie. Ty nic tu nie zawiniłaś. Dopiero teraz, z pomocą tych ludzi, doszło do mnie to, co ja zrobiłem. Czasem mam ochotę się zabić. Ale nie miałbym sumienia tego zrobić. Wiem, jak zraniłem wszystkich, a mowa co to by było jakbym zrobił to. "To" coś mnie od dłuższego czasu prześladuje. 
W ośrodku spotkałem pewnego chłopaka. Chciał trzy razy popełnić samobójstwo. Za trzecim razem, prawie mu się udało. W ostatniej chwili go odratowali. Po dłuższej rozmowie, nie był już taki zamknięty w sobie jak na początku. Miał na imię Charlie. Dziewiętnastolatek, trzy lata temu stracił ukochaną. Ze swojej winy. Jechali z imprezy. Byli trzeźwi. On kierował, a ona siedziała obok niego, prawie zasypiając. Lał wielki deszcz. Było ciemno. W pewnym momencie stracił panowanie nad samochodem. Zjechał z drogi prosto w drzewo. Jego odratowali. Jej śmierć była na miejscu. Rodzice jego ukochanej, znienawidzili chłopaka za to, że zabił ich ukochaną, jedyną córkę. Od tamtego dnia, jego życie całkowicie straciło sens. Uciekł z domu mając 16 lat. Pił aż w końcu trafił do szpitala. Miał jakieś problemy z wątrobą. Po krótkim czasie wszystko było już dobrze. W końcu upił się i chciał podciąć sobie żyły. Od tamtego czasu przebywał  w tym ośrodku. Terapie znosił źle, dlatego tak długo tutaj był. Pół roku temu odkryli u niego raka wątroby. Chłopak się jeszcze bardziej załamał. Ale po pewnym czasie zaczął się cieszyć. Lekarze go nie rozumieli. Trochę mieli rację. Przecież jaki normalny człowiek cieszy się z tego, że jest się śmiertelnie chorym i że może nie dożyć jutra. On był tym wyjątkiem. Cieszył się, że w końcu spotka swoją miłość. Nie tu, na ziemi. A tam, wysoko w niebie. Tydzień temu, mógł w końcu ją spotkać. Gdy umierał, powiedział pewne słowa, które zapamiętam do końca życia : Walcz o miłość. Walcz do upadłego, aż zabraknie Ci sił. Bo nigdy nie wiesz, co Cię może jutro spotkać. 
Ta jego historia, na prawdę, daje do myślenia. Bóg zabrał go do swojej miłości. Planowali wspólne życie, tak samo jak ja planowałem z Tobą. Lecz sama widzisz. Nie wszystko układa się po naszej myśli. 





KOCHAŁEM, KOCHAM, BĘDĘ KOCHAŁ.

NA ZAWSZE. TWÓJ MAX.

Oniemiałam. Ręce się trzęsły, a oddech był niespokojny. Tak po prostu, wtuliłam się w ramiona Jake'a. Łzy ciekły niemiłosiernie.

I pomyśleć co miłość robi z człowieka.


______________________________________________________

jest krótki, wiem.
ale nie dałabym rady napisać go całego.
ten list pisałam ze łzami w oczach. 
mam nadzieję,że chociaż kilka osób wyrazi swoją opinię na jego temat.
dziękuję za 5000 wyświetleń.
jesteście najlepsi <3 
kocham i kończę. 
nowy rozdział pojawi się niedługo ;*  

środa, 13 czerwca 2012

Rozdział 31

Wiem wiem jestem do dupy. Problemy osobiste i brak czasu nie dają szans na pisanie nowych rozdziałów. Ale jakoś tak myślę, że nie chcę kończyć tego opowiadania. Mam za dużo pomysłów, żeby teraz ich nie zrealizować. Zobaczymy jak to się wszystko potoczy, a teraz zapraszam do czytania i przepraszam za długą nieobecność. Dziękuję tym co zostali, którzy byli i będą. ;**


- Powtórka z ostatniej nocy ? - spytał mnie ktoś ze śmiechem podając szklankę z wodą.
- Ale cco.. jak ? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie biorąc szybko szklankę i wypijając ją.
- No znów zabalowałaś. - powiedział ze śmiechem Jake.
- Jejku.. moja głowa. Czemu jestem w agencji ?
- Byłaś nieźle wkręcona, to przecież nie będziemy wieźli Cię do domu. Dzwoniliśmy do twojego taty. Powiedzieliśmy że nocujesz u Belli.
- A no ok. A która godzina ?
- Dochodzi 11. Zgłodniałaś ?
- Trochę. Ale najpierw idę do łazienki. Przyjdę do pokoju wspólnego, ok ?
- No pewnie. W łazience masz wszystko. Nicole o Ciebie dba, choć jesteś tu krótko. - odrzekł z uśmiechem chłopak i wyszedł z pokoju.
Wstałam z wielkim bólem głowy. Na sobie miałam dalej sukienkę, a szpilki leżały obok sofy. Aż bałam się spojrzeć w lustro. Z szafy wyjęłam ciemny dres i niebieską koszulkę z czarnym napisem. W łazience przestraszyłam się samej siebie. Rozczochrane włosy i rozmazany makijaż robiły swoje. Jak najszybciej pragnęłam wejść pod prysznic. Po kąpieli czułam się lepiej. Założyłam przygotowane ciuchy, związałam włosy w warkocza i przeleciałam tuszem po rzęsach. Na nogi włożyłam vansy i wyszłam. W pokoju wspólnym wszyscy siedzieli.
- Oo nasza śpiąca i balująca księżniczka wstała. - śmiał się Logi.
- Daruj sobie. - spojrzałam na niego z karcącym, po czym uśmiechnęłam się.
- Ma ktoś może jakieś tabletki, albo coś ? - dodałam pytając.
- Na kaca jest jedna recepta.
- Tak ? Od kiedy Ty taki mądrala się zrobiłeś ? - spytałam Troj'a,
- No od zawsze. - zaśmiał się.
- Shawn dlaczego Cię z nami nie było ? - spytał później chłopaka, który klikał coś cały czas w komputerze.
- Ja, nie to co wy, pracuję, Chłopaki, macie zajęcie na wieczór. Trzeba odwiedzić pewien klub. Szukamy pewnego dilera. Ze źródeł ma tam dzisiaj być. - odpowiedział.
- Miejsce, czas i już się robi szefie. - rzekł Logi.
- Mogę z wami ? - spytałam nieśmiało. Popatrzyli na mnie wzrokiem ' co ja pacze ' i wybuchli śmiechem.
- Powiedziałam coś śmiesznego lub coś, co powinno was tak rozbawić ?
- Ee szybka jest. Lubię takie. - powiedział Troj zakładając ręce na piersi. Dostał poduszką ode mnie w twarz.
- Lucy, nie przeszłaś nawet treningów. To jest zbyt niebezpieczna akcja. A właśnie. O 14 masz trening ze Scott'em. - rzekł Shawn.
- A gdzie On się w ogóle podziewa ? - spytałam.
- Ma coś do załatwienia na mieście. Niedługo powinien być. Jest prawie w pół do 12. Przed 12 mieliśmy odstawić Cię do domu. Obiecaliśmy to twojemu tacie. Pamiętaj, że nocowałaś u Belli.
- Jasne jasne. Dobra, podwiezie mnie ktoś ?
- Choć, jedziemy. - odrzekł Jake, biorąc mnie za rękę. Zawsze jak mnie za nią chwycił, czułam coś dziwnego w brzuchu. Nieważne. Zeszliśmy do podziemnego tunelu. Jake spojrzał na mnie pytającą miną, gdy staliśmy przy samochodach.
- Szlag. - przeklęłam.
- Co ? Coś nie tak ? - spytał zdziwiony chłopak.
- Chyba zostawiłam torebkę w pokoju. Mam w niej portfel, telefon, klucze. Kurcze..
- Dobra, poczekaj tu. Zaraz Ci ją przyniosę. Tylko nigdzie się stąd nie ruszaj.
- Okej, dziękuję. - powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego gdy poszedł do drzwi. Korytarz w podziemnym garażu był długi. A drzwi były tylko 3. Stałam oparta przez jakieś trzy minuty o samochód, oglądając paznokcie. Pomyślałam, że wieczorem pomaluję je na jakiś ładny kolor. Usłyszałam skrzypnięcie drzwi.
- Oo Jake, szybki jesteś. Znalazłeś moją torebkę  ? - spytałam nie oglądając się w jego stronę.
- A co masz ciekawego w torebeczce ? - spytał ochrypły głos. To nie Jake. Przeleciał przeze mnie dziwny dreszcz. Odwróciłam się. Stało dwóch mężczyzn w ciemnych ubraniach. Patrzyli na mnie szyderczym wzrokiem.
- Ej to ta nowa z  A-D. - powiedział drugi. Patrzył na mnie już nie z uśmiechem a wręcz przeciwnie. Z taką jakby nienawiścią.
- Kim jesteście ? O co wam chodzi ? - mówiłam idąc do tyłu, podczas gdy oni szli w moją stronę.
- Zaraz się przekonasz. - powiedział jeden i podbiegł do mnie. Wyszarpnęłam rękę i zaczęłam uciekać. Przerażona biegłam przez korytarz, nie mogąc znaleźć drzwi. W końcu ukazały mi się jedne, z których wychodził Jake. Zdziwiony patrzył na mnie, jak biegnę. Po chwili ujrzał z tyłu dwóch mężczyzn biegnących za mną. Traciłam już siły, nie mogłam biec. Chciałam uciec od tych zbirów. Dobiegłam zdyszana do drzwi.
- Jake, kurwa kto to jest ? - pytałam szybko.
- Uciekamy stąd. Winda się zepsuła, musimy biec schodami.
- Nie dam rady. - mówiłam, gdy tamci krzyczeli do Jake'a żeby mnie puścił. Obok schodów był małe drzwiczki. Otworzył je Jake i wepchnął do środka. W środku było bardzo ciemno. Wpadłam na jakiegoś mopa, poznając po kształcie, więc pomyślałam, że jest to jakiś schowek. Było bardzo mało miejsca. Ja, Jake, mop i wiaderko staliśmy do siebie przytuleni. Zza drzwi dochodziły dźwięki. Szybko przytuliłam się i złapałam za szyję Jake'a. Sama nie spodziewałam się takiej reakcji a mowa On. Po chwili dźwięki ucichły. Czułam na sobie oddech chłopaka. W brzuchu wirowały motylki.
"Czułam się bezpiecznie. Tak samo jak w ramionach Max'a. Ale w ramionach Max'a już nigdy nie będę. Muszę o nim  zapomnieć. Zacząć od nowa. Zawsze go będę kochać, lecz nigdy już z nim nie będę. Ułożymy swoje życie. Osobno. " - pomyślałam, po czym bez wahania zatopiłam swoje usta w ustach Jake'a. Od razu odwzajemnił pocałunek. Nie myślałam o tym czy było to nie stosowne. Nie liczyło się nic. Delikatnie głaskał moje plecy ręką, drugą przytrzymując w talii  a ja przeczesywałam jego czuprynę koniuszkami palców. Magia. Po prostu magia.

piątek, 1 czerwca 2012

Rozdział 30

- Pani Lucy Anderson ? - zapytał listonosz.
- Tak, słucham ? - spytałam nie pewnie.
- Przesyłka dla pani. Proszę o podpis, tutaj. - powiedział mężczyzna i pokazał miejsce na podpis. Machnęłam długopisem podpis nieczytelny i listonosz poszedł do samochodu po paczkę. Zauważyłam dwie postacie zbliżające się do mojego domu.
- Hej Lucy, co tak stoisz w drzwiach ? - spytała Bella.
- Cześć dziewczyny. Czekam na paczkę, listonosz mi zaraz ją przyniesie.
- Ej słuchaj, mogę się coś napić ? Strasznie mi zaschło w gardle. - odrzekła Laura.
- No pewnie. Bella idź nalej jej soku w kuchni, wiesz gdzie wszystko stoi. Zaraz do was przyjdę, tylko odbiorę paczkę. - odpowiedziałam z uśmiechem. Koleżanki poszły do domu, a w tym  czasie przyszedł listonosz.
- Lekka, może pani spokojnie wziąć. - rzekł podając pudełko.
- Dziękuję panu bardzo. Do widzenia. - powiedziałam i weszłam do środka.
- Co to za paczka ? - zapytał tata.
- Jeszcze nie wiem. Zaniosę na górę. Zawołaj dziewczyny do mnie. - rzekłam.
- Rozpakowujesz ? - spytała Bella rozkładając się na łóżko.
- Później. No to dziewczyny, jakie stylizacje na dziś przygotowałyście ? - spytałam zaciekawiona.
- Ejj.. ale gdzie są wasze ciuchy ?- dodałam zdziwiona.
- To wszystko jej wina ! - krzyknęła Laura pokazując palcem na Belle.
- Nie panikujcie.. No bo wiesz.. Twoja szafa jest ogromna, a my to takie no wiesz... - mówiła spokojnie Bella. Ja wybuchłam śmiechem. Patrzyły na mnie miną " what the fuck? "  a ja tylko podeszłam dalej się śmiejąc do drzwi garderoby i otwierając powiedziałam : voila. Ze śmiechem poszłyśmy i buszowałyśmy przymierzając dziesiątki sukienek, butów i dodatków. W końcu wybrałyśmy, to co chciałyśmy. Dziewczyny malowały paznokcie a ja w tym czasie wzięłam szybki prysznic. Później pokręciłam końcówki włosów lokówką sobie i Belli za to Laura je wyprostowała. Założyłyśmy nasze wybrane zestawy. < są na dole, podpisane czyj :D > i zaczęłyśmy się malować. Trochę pudru, cienia i  tuszu i byłyśmy gotowe.
- Tato wychodzę ! - krzyknęłam w holu zakładając dżinsowe bolerko.
- A wy gdzie ? - spytał zdziwiony tata.
- Na imprezę. Wrócę późno, nie czekaj na mnie. - cmoknęłam go w policzek.
- Ale same ?
- Niee. Chłopaki z nami będą, nie martw się.
- A no to chyba że. Ślicznie wyglądacie, zamówić wam taksówkę ?
- Nie no dzięki. Scott po nas przyjeżdża.. O właśnie jest. Lecimy pa. - i wyszłyśmy z domu.
- Ooo cholera. Przesadziłyście. - powiedział chłopak gdy stałyśmy przy samochodzie.
- Co ? Aż tak źle ? - spytała Bella. Wszystkie miałyśmy zdziwione miny.
- Źle ? Zajebiście to mało powiedziane. Jedziemy, o  matko, jak ja dojadę..
- A czemu ?
- Wiesz.. Wieźć takie piękne istoty to aż strach. Tylko zapnijcie pasy. - roześmiałyśmy się . Po kilku minutach byliśmy pod klubem gdzie czekała na nas reszta towarzystwa.
- Woow. Przesadziłyście. - rzekł Logi.
- No ! To samo powiedziałem ! Identycznie ! - przybił piątkę Scott z Logi'm.
- Będziemy tak stać, czy idziemy ? - spytała Laura prowadząc Ben'a za rękę. Weszliśmy do klubu. Wydawał się świetny. Niby było ciemno, lecz świeciły neonowe światełka. U każdego gościł banan na twarzy. Siedliśmy na kanapach.
- To kto idzie po coś do picia ? - zapytała Bella.
- No może ja. - uśmiechnęłam się.
- Chodź, pójdę z Tobą. - rzekł Jake.
- To co dla kogo?
- 3 kieliszki czystej i 2 drinki z lodem. A wy co chcecie.
- Jasne. - powiedział i poszliśmy do baru.
- Co podać ? - zapytała kobieta. Miała około 30 lat, troszkę grubsza, z wielkimi biodrami i kolczykami w nosie. Nie za ładnie to wyglądało.
- 4x czysta, 2x drinki z lodem a dla Ciebie ? - spytał mnie Jake.
- Drink tylko bez lodu, z cytryną. - odpowiedziałam. Usiedliśmy na krzesełkach.
- I jak Ci się podoba ? - zapytał Jake.
- Fajnie fajnie. Czemu nie ma z nami Shawn'a ?
- Praca.
- A no rozumiem.
- Zatańczymy?
- Później. Teraz bierz zamówienia. - uśmiechnęłam się do niego, zapłaciliśmy i z zamówieniem poszliśmy do przyjaciół. Wieczór minął nam świetnie. Wszyscy się dobrze bawili. Tańczyłam chyba z każdym, a najwięcej z Jake'iem. Trochę wypiłam, może dlatego mnie poniosło. Dochodziła 2 a wszyscy byli już zmęczeni. Byłam trochę skręcona więc nie bardzo tak pojawić się w domu. Jedyny Logi nic nie pił, więc mieliśmy szofera. Odwieźliśmy Bellę, Laurę i Ben'a. Później oczy mi się zamykały... W końcu chyba odpłynęłam.


 strój Lucy 
 strój Belli
 strój Laury
________________________________________________________________________________
krótkie wiem.
ale nie mogłam nic wymyślić.
komentarzy nie ma  prawie wgl...
już niedługo koniec.
niestety ;**



sobota, 26 maja 2012

Rozdział 29



Obudził mnie cholerny budzik. Cieszyłam się, że to już ostatni raz dzwoni. Zwlokłam się z łóżka i poszłam do garderoby. Wybrałam czarną spódniczkę z wyższym stanem i do tego białą bluzkę z małym żabotem, którą wkładało się do spódnicy . W łazience umyłam zęby, zrobiłam poranne czynności i rozczesałam włosy. Zostawiłam je opadające na ramionach i lekko się pomalowałam. Do torebki włożyłam telefon, chusteczki, klucze, portfel i błyszczyk. Zeszłam na dół. Było cicho jak nigdy. " Ej no za 5 minut wychodzę na autobus, a tata nawet nie wstał. " - pomyślałam i poszłam go obudzić.
- Tato wstajesz ? - spytałam lekko go szturchając.
- Co ? Co ? A która godzina ? - spytał  zaspany.
- 7.35.
- O cholera. Budzik mi się zepsuł. Już już idę robić śniadanie. - mówił zrywając się.
- Spokojnie. Pójdę zjeść płatki i już. Jak chcesz to jeszcze śpij, wrócę po zakończeniu roku. - powiedziałam wychodząc z jego sypialni. Chyba poszedł spać, bo już do kuchni nie przyszedł. Zjadłam płatki, założyłam balerinki i wyszłam. Słońce świeciło wspaniale. " Świetny dzień na imprezę. " - przeleciało mi przez myśl.
Czekałam na przystanku, gdy dostałam SMS.
" Heej ;* Lecimy później na Tymbarka ? Bella ;) :* "
Zaraz odpisałam :
" Jasne. Spotkamy się już w sali. ;* :D " 
I przyjechał autobus. O 7.55. byłam już w szkole. Za pięć minut miał się zacząć apel. Na sali było strasznie dużo osób. W kącie zobaczyłam Ben'a. Głupio by było się nie przywitać, więc szłam w ich stronę. Zauważył mnie. Zostawił chyba swoją dziewczynę i podbiegł w moją stronę.
- Lucy ! - krzyknął na powitanie i wziął mnie tak mocno tulił i kręcił, że aż latałam w powietrzu.
- Postaw mnie na ziemię wariacie. - śmiałam się.
- W końcu jesteś. Tak bardzo chcieliśmy Cię z Bellą odwiedzić, ale nie mogliśmy.
- Rozumiem rozumiem. A kim jest tamta pani ? - spytałam pokazując delikatnie palcem na dziewczynę. Stała zdezorientowana i nie wiedząca co się dzieje. Podeszliśmy do niej.
- Laura to jest Lucy, to ta, o której Ci tyle opowiadałem. Lucy to Laura, moja dziewczyna. - przedstawił nas sobie.
- Miło mi Cię poznać. Ben strasznie się o Ciebie zamartwiał jak byłaś w szpitalu, aż zaczęłam być zazdrosna. - powiedziała i zaczęliśmy się wszyscy śmiać. Wydawała się być miła.
- Mi Ciebie również. - odrzekłam ze szczerym uśmiechem.
- A gdzie Bella ? - dodałam pytając.
- O wilku mowa. - powiedział Ben, gdy podeszła do nas dziewczyna.
- Hej wszystkim, siadamy, bo już się zaczyna. - powiedziała każdego nas całując w policzek. Chyba już się znała z bliską przyjaciółką Ben'a. I wtedy pojawili się  goście. Nigdy bym się nie spodziewała. Do sali weszło czterech przystojnych facetów. Aż wytrzeszczyłam oczy. Gdy podeszli do nas, Bella od razu rzuciła się Scott'owi na szyję. Pewnie dawno się nie widzieli. Scott przedstawił nas swoim kolegom, których ja już znałam, ale po minie Scott'a stwierdziłam, że mam udawać. W moim przypadku - nic trudnego. Siedliśmy na końcu sali, na krzesłach. Obok mnie siedział Jake i Scott.
- Cholera, co wy tu robicie ? - spytałam Scott'a po cichu.
- No co.. Chcieliśmy zobaczyć twoje świadectwo. Shawn nie mógł wpaść, bo jakieś ważne spotkanie miał ale nam się udało wyrwać.  - powiedział z wielkim bananem na twarzy.
- Wariat. - odpowiedziałam również ze szczerym uśmiechem.
Pani dyrektor gadała i gadała i gadała i myśleliśmy, że już nigdy skończy. No ale w końcu przyszedł czas na koniec. Dostaliśmy świadectwo i wyszliśmy ze szkoły wszyscy szczęśliwi.
- Tymbark ? - spytała wesoło Bella.
- Mi to się chce piwa. - rzekł w grymasem Logi.
- Piwa się napijesz wieczorem. Idziemy na imprezę, idziemy wszyscy no nie ? - powiedziałam. Wszyscy się zgodzili. Poszliśmy do sklepu, kupiliśmy po tymbarku, wypiliśmy i zbieraliśmy się do domów. Umówiliśmy się o 19 w nowo otwartym klubie "Vigorously". Bella i Laura miały do mnie wpaść się przygotować na bóstwo. Laura jest miłą i fajną koleżanką. Chyba się nawet zaprzyjaźnimy bo ma świetny charakter. Podałam jej mój adres i miały być u mnie w pół do 6.
- Wpaść po was ? - zapytał Logi.
- 18.50 melduj się u mnie przed domem. - odpowiedziałam.
- A teraz Cię odwieźć ?
- Niee, dzięki. Za 10 minut mam autobus, lecę. Do wieczora, pa . - cmoknęłam każdego w policzek i pobiegłam w stronę przystanku. Dobrze, że nie założyłam wysokich szpilek, bo pewnie bym się w nich zabiła. Akurat jak dobiegłam zajechał autobus.
Wchodząc do domu poczułam dziwny zapach. Z kuchni leciał dym. Rzuciłam torebkę na szafkę i zdejmując baleriny wbiegłam do kuchni.
- Tato ! - krzyczałam otwierając okna.
- Co to za smród ?! O cholera... Zapomniałem. - mówił gorączkowo otwierając piekarnik.
- Czyś Ty oszalał ?! Chcesz nas spalić ?! No sory bardzo ale jeszcze miesiąc tu pomieszkamy. - powiedziałam.
- No a miał być taki smaczny obiad.. Pieczeń, twoja ulubiona.. - powiedział ze smutkiem.
- To nic. Zamówimy pizze. - i po chwili oboje się śmialiśmy jak dwa wariaty. Tata zamawiał pizzę, a ja poszłam na górę się przebrać. Wzięłam <pierwszy zestaw na dole ;) > . Po kąpieli związałam włosy w warkocza, machnęłam maskarą po rzęsach i zbiegłam na dół. Właśnie przywieźli nam pizzę. Zjedliśmy ze śmiechem i zadzwonił mój telefon. Jacob.
- Przepraszam tato na chwilę. - powiedziałam wychodząc z kuchni.
- Słucham. - odrzekłam do odbierając telefon.
- Hej Lucy. Co u Ciebie ? Nie mogłem się do Ciebie w ogóle dodzwonić.. Co się stało ?
- Długa historia. Byłam w szpitalu.
- Ale nic Ci nie jest, tak ?
- Już wszystko ok.
- A to dobrze. Możemy porozmawiać  ? Nie przez telefon.
- Jasne. Za pół godziny u mnie ?
- OK, będę. Mogę wziąć Tinę? - spytał nieśmiało.
- Pewnie. Tata się ucieszy. To do zobaczenia, pa. - i się rozłączyłam. Wchodząc do kuchni powiedziałam do taty:
- Będziesz miał gościa.
- A kogo jeśli można wiedzieć ?
- Jacob z Tiną wpadną.
- Świetnie. - powiedział a pobiegłam na górę. Zalogowałam się na Facebook'a, GG i załączyłam muzykę. Szybko czas zleciał i przyjechał Jacob.
- Hej, Twój tata pozwolił mi wejść. - powiedział w drzwiach,
- Cześć. No siadaj siadaj. - zrobiłam mu miejsce na łóżku składając laptopa.
- Czemu byłaś w szpitalu ? - spytał.
- Mały wypadek. Nie chcę o tym gadać. Mów co tam u Ciebie.
- Nie jest najgorzej. Tina wyjeżdża do kuzynki z bardzo daleka na pół wakacji. Dobrze jej to zrobi. Ja pracuję, jak przedtem.
- A co tam u Max'a ? - spytałam normalnym tonem. Jacob nie spodziewał się tego pytania.
- W porządku. Przebywa w ośrodku. Właśnie ja w tej sprawie.. Eh..
- Śmiało, mów. - zachęciłam go.
- Mam coś dla Ciebie. Od niego. Powinienem już Ci to dawno dać, ze 2 tygodnie temu ale nie mogłem się z Tobą skontaktować. - powiedział wyjmując ze spodni kopertę.
- Połóż na biurku. - powiedziałam sucho. Niby co to miało być? Pogadaliśmy jeszcze trochę i dochodziła 17. Dziewczyny niedługo u mnie miały być i Jacob musiał się zbierać. Odprowadziłam z tatem gości do drzwi i pożegnałam ich. Poszłam na górę. Miałam dylemat. Czy otworzyć kopertę teraz, czy później? Postanowiłam otworzyć ją później. Nie chciałam zepsuć sobie wieczoru. Schowałam list do szafki i zeszłam na dół napić się soku. Zadzwonił dzwonek do drzwi. Myślałam, że to dziewczyny. Jednak się myliłam.



 1 zestaw :) 

_________________________________________________________________________________

w mojej głowie, w ostatnim czasie była kompletna pustka. nie umiałam nic napisać. lecz w końcu coś jest. czuję, że to opowiadanie niedługo dobiegnie końcowi. do wakacji chyba skończą się losy głównej bohaterki- Lucy. z góry przepraszam na dłuższą nieobecność. mam nadzieję, że niedługo pojawi się rozdział kolejny ;) ;**

czwartek, 17 maja 2012

Rozdział 28

- Tato ! Jesteśmy ! - krzyknęłam wchodząc do domu i zdejmując buty.
- No wspaniale ! Siadajcie do stołu. - powiedział ojciec podchodząc do nas. A że mi się nie chciało jeść, to poszłam tam z niechęcią. Po dziubałam i odstawiłam talerz. Jake'owi posmakowało i wziął dokładkę. Cholera ile faceci mogą jeść..
- Chyba pójdziemy do mnie. Pozmywasz ? - spytałam tatę, gdy Jake skończył jeść.
- Jasne, idźcie na górę.- odrzekł biorąc talerze. Poszliśmy na górę.
- Napijesz się czegoś ? - zapytałam siadając na łóżku.
- Nie no dzięki nie chcę. Najadłem się. Twój tata świetnie gotuje. Lecz szczerze mówiąc.. Poszedł bym na imprezę. Jakąś mam chęć.. Co Ty na to ? - nie spodziewałam się takiej odpowiedzi. Nie miałam ochoty tam iść ... Lecz z drugiej strony oderwała bym się od tego wszystkiego.
- No dobra. Jestem za. Może jutro, wieczorem, po zakończeniu roku ? Wezmę Belle, pogadam z Ben'em... Chłopaków weź. - po chwili zapytałam.
- Ok pogadam ze Scott'em ale chłopaki to chyba nie pójdą. A może.. No nie wiem, zobaczę. A kto to jest Ben ? - spytał nieśmiało chłopak.
- Ben jest to jeden z moich przyjaciół. Urwał nam się kontakt. Nie gadaliśmy bardzo długo. Był w porządku, chyba teraz też jest.. Dzisiaj się spotkam z Jacob'em, jak zdążę to i z Ben'em i Bellą.
- Wiesz, że nie możesz im powiedzieć o agencji..
- Tak wiem, i nie mam zamiaru im tego mówić. - przerwałam mu.
- Mogę Cię o coś zapytać?
- No jasne, wal śmiało.
- Powiedz tylko szczerze. Czy Ty się chcesz na prawdę stąd wyprowadzić ?
- Już wcześniej tata proponował mi to. Lecz odmówiłam. Myślałam, że coś mnie tutaj trzyma. Ale teraz jestem tego pewna. Chcę stąd wyjechać. Zapomnieć, rozumiesz ? Zapomnieć o wszystkim, zacząć od nowa. Tylko wtedy będę żyła pełnią życia.
- Ucieczka nie jest najlepszym rozwiązaniem. Zobacz z innej perspektywy. Jak ranisz innych ludzi. Na przykład Belle. Jest twoją przyjaciółką. Wiesz, jak ona cierpi? Po prostu tęskni za Tobą. Szkoda jej, że wasz kontakt się urwał. I wiesz.. No chciałem z Tobą porozmawiać, więc poruszę ten temat. Oczywiście jak chcesz, możemy o nim nie rozmawiać..
- Chodzi Ci o Max'a, prawda ?
Skinął głową.
- Z Max'em nie możemy być razem. Widać, nie jesteśmy sobie pisani. Jest w ośrodku. Bardzo dobrze. Niech się wyleczy i zacznie nowe życie. Nigdy o nim nie zapomnę, bo.. Ja go kocham. I nigdy nie przestanę. - powiedziałam łamiącym się głosem, lecz zatrzymałam łzy. Bez słowa mnie przytulił. Tego mi było trzeba. Wstałam i wyjęłam z szafki trzy albumy. We dwoje śmialiśmy się z niektórych zdjęć, bo wyszłam na nich śmiesznie. Siedzieliśmy tak z półtorej godziny, bo Jake musiał się zbierać. Umówiliśmy się, że się zdzwonimy.
Po wyjściu Jake'a zadzwoniłam do Belli. Zgodziła się od razu. Miała być u mnie za 5 minut. W tym czasie posprzątałam albumy.
- Lucy, masz gościa. - powiedział tata wchodząc do pokoju. Weszła Bella. Tata wyszedł  a ja rzuciłam się Belli na szyję.
- No w końcu. Myślałam, że już nigdy nie zechcesz się ze mną spotkać.. - powiedziała smutno lecz  z uśmiechem.
- Ja Ciebie bardzo przepraszam. Zaniedbałam naszą przyjaźń, wiem. Ale te wakacje, może nawet ostatnie ale będą wspaniałe.
- Jak to ostatnie ? - spytała siadając na łóżku, a ja koło niej.
- Bella ja.. Ja wyjeżdżam. Wyprowadzam się już w sierpniu.
- Dlaczego ? Chcesz po prostu wszystko ot tak zostawić ? Nie wiem czy to jest dobry pomysł.. Ale. To jest twoje życie. Zrobisz co zechcesz, i wiedz, że zawsze ktoś tu na Ciebie czeka.
- Dziękuję. - powiedziałam i ją przytuliłam. Łza spłynęła mi po policzku.
- Ej Mała no nie płacz. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Powiedz mi, jakim cudem byłaś w szpitalu tyle czasu ? Twój ojciec był w szkole, wychówa mówiła nam, że ktoś Cię pobił. To prawda?
- Tak, nie przyjemna sytuacja. Nie chcę o tym rozmawiać, ok ? - skłamałam. Musiałam.
- No ok. Wszyscy wyjeżdżają Ehh..
- Jak to wszyscy  ? - spytałam zdziwiona.
- No wszyscy. Ty wyjeżdżasz w połowie wakacji, a Ben już po jutrze.
- Ben wyjeżdża ?! - niemal krzyknęłam.
- No tak. Jakbyś miała z nami kontakt to byś wiedziała.
- Nie zapominaj, że leżałam dwa tygodnie w śpiączce.
- No tak, sorki. Więc wyjeżdża ze swoją nową dziewczyną. No nie taką nową, są ze sobą od miesiąca ale to chyba coś poważniejszego. Miła dziewczyna.
- No to fajnie. Niech mu się ułoży, życzę mu jak najlepiej.
- Słyszałam o Max'ie. Podobno ktoś znalazł go zalanego.. A był tak normalny, fajny.
- Proszę Cię, nie zaczynajmy tego tematu. Z Max'em skończone.
- Rozumiem. Chyba będę się zbierać. Jutro się widzimy ostatni raz w starej szkole, tak ?
- Jasne. A właśnie. Jutro kolega chce się wybrać na imprezę. Piszesz się na to prawda? Weź Ben'a., pogadam ze Scott'em. Niech weźmie swoją laske. Ostatnia impreza we troje, ok ?
- Ok. Pogadam z nim. Ja będę na pewno ? Z tym kolegą to coś ten ? No wiesz no.
- Niee, to tylko przyjaciel. Nic więcej.
- A co u Scott'a ? Pewnie o jego przeprowadzce wiesz no nie ? Heh.
Kurcze jaka przeprowadzka ? A może On to wymyślił. No musiał przecież, nie chodzi już tu do szkoły.
- No tak wiem, jutro ma wpaść.
- Fajnie. Dobra ja lecę. Trzymaj się, pa. - cmoknęłam mnie w policzek i wybiegła z pokoju. Wzięłam telefon i leżąc na łóżku zadzwoniłam do Jacob'a. Nie odbierał. Czytałam książkę i chyba otworzyły mi się wrota do krainy Morfeusza. Nie zawahałam się. Weszłam od razu.



jak widzicie, nic sensownego nie dało mi się wymyślić.
jakaś blokada albo coś. 
na razie musiałam wszystko oczyścić, więc nic się nie dzieje.
ale już w przyszłych rozdziałach będzie akcja.
jakieś propozycje?  ;)
buziaki ;**

sobota, 12 maja 2012

Rozdział 27

- Proszę opuścić salę. - powiedział stanowczym głosem mężczyzna do Logan'a. Był około czterdziestki, ciemne włosy, grubszy, w dużych okularach. Chłopak wyszedł przerażony z myślą "Kurwa, co ja najlepszego zrobiłem. Mogę ją zabić .. " Scott widząc jego minę od razu wstał pytając co ze mną.
- Powiedziałem jej ..- odrzekł.
- Co jej powiedziałeś ?! - Scott był coraz bardziej nie spokojny.
- Że.. Że Max chciał się zabić ..
- Czy Ciebie do reszty pojebało ?! Niedawno miała wstrząśnienie mózgu, zmarła jej matka, jest obciążona psychicznie a Ty jej mówisz, że jej chłopak chciał się zabić ?! - krzyczał, że było go słychać na całym piętrze.
Szpital mieścił się na dolnym piętrze agencji. Był długi korytarz i dużo drzwi, które wiodły do sal.
- Co z nią ? - spytał Logi gdy lekarz opuścił salę.
- Już lepiej. Dostała środki uspokajające. Proszę nie denerwować pacjentki ! Jest w poważnym stanie. Potrzebuje spokoju. - rzekł starszy mężczyzna. Logi tylko skinął głową. Chyba odjęło mu mowę..
- Mogę ją zobaczyć ? - spytał cicho Scott.
- Teraz śpi. Proszę jutro. Wy też powinniście iść spać. Jest późno. Dobranoc panowie. - powiedział lekarz i udał się do swojego gabinetu.
- Chłopaki idziecie? - zapytał Troj podchodząc do chłopaków.
- Logan idź, ja zostanę. - rzekł do Logi'ego Scott.
- Chodźcie. Ona musi odpocząć. Niedawno się obudziła. Jutro wszyscy z nią porozmawiamy. - powiedział Troj.
- No idźcie. Ja zostaję.  No już . - odrzekł Scott i siadł na krześle patrząc na szybę, w której przebywałam.
- Jak chcesz. Logi chodź. - dwaj mężczyźni opuścili piętro szpitalne.
Został tylko samotny Scott, który umierał z tęsknoty.

3 tygodnie później...

- To jak. Już wszystko zabrane ? - zapytał Jake biorąc walizkę. 
- Chyba tak.. Dasz mi jeszcze 5 minut ? - spytałam. Czułam się źle. Czułam, że przez te 3 tygodnie tak przytyłam, że o Matko jedyna. Skończyłam gimnazjum. Znaczy tak jakby skończyłam gimnazjum. Jutro jest koniec roku i wypuszczają mnie do domu. Oceny mam dobre. Wszystko załatwiał tata, więc na koniec roku mam takie same oceny jak na półrocze. Z Max'em się nie kontaktowałam. Napisałam tylko SMS Belli, że spotkamy się na koniec roku, bo jestem w szpitalu, w którym nie ma odwiedzin i od razu wyrzuciłam kartę SIM do śmietnika. Daję sobie spokój z takim życiem. Podjęłam decyzję. Nic mnie tu nie trzyma. Jedynie miłość, która niszczy. Wyjeżdżam. Nie w to miejsce, gdzie tata dostał pracę. Wyjeżdżam tylko z mojego miasta. Będzie blisko do agencji, nowej szkoły. Zaczynam wszystko od nowa. Skończę liceum, pójdę na dobre studia.. Chyba podążę w ślady mamy. Chcę mieć własną firmę. Ale jeszcze nie jestem pewna. Mam czas.. Właśnie. Na wszystko mam czas... Z Bellą nasza przyjaźń się nie kończy. Będziemy się widywały jeszcze przez cały lipiec. W sierpniu mam przeprowadzkę. Gdy dostanę świadectwo, od razu jedziemy z ojcem obejrzeć dom. Podobno wybrał wspaniałe miejsce. Jest w zaciszu, na lekkim odludziu. Zawsze tak chciałam. Ma duży ogród i mały lasek. Dom nie jest wielki. Chyba stworzony dla córki i ojca. Z Jacob'em muszę porozmawiać i pożegnać się. Jest wspaniałym mężczyzną i wierzę, że w życiu mu się ułoży. Max przebywa w ośrodku dla narkomanów. Terapia idzie pomyślnie, z tego co mi wiadomo. To dobrze. Musi ułożyć swoje życie. Ma małą siostrę, którą trzeba wychować na silną i mądrą kobietę. Nie, że ja Go już nie kocham. Kocham jak głupia. Zawsze kochałam. Ale nasza miłość nie przetrwa. Do miłości potrzeba dwoje silnych ludzi. I chyba ani On ani ja, nie mamy tyle siły. Ze Scott'em napięta atmosfera znikła. Przyjaźnimy się i nie chcemy nic zmieniać. Nicole okazała się być wspaniałą i wyrozumiałą kobietą. Dogaduję się z nią wspaniale, podobnie jak tata. Chyba nawet jest moją przyjaciółką. Chłopcy z zespołu są na serio w porządku. Od lipca zaczynam treningi. Trochę się boję, ale to nic złego. Podobno. Ale coś sobie postanowiłam. Muszę odnaleźć Rose. To nie jest w jej stylu tak po prostu zniknąć. Porozmawiam o tym jeszcze ze Scott'em ale to później.
- No jasne, nie ma sprawy. Poczekam. - odpowiedział Jake z uśmiechem. Na prawdę, polubiłam tego chłopaka. Jest spokojny, bardzo miły i tak się o mnie troszczy. Przez 3 tygodnie codziennie mnie odwiedzał. Chyba zyskałam przyjaciela... Udałam się do łazienki. Założyłam < zestaw na dole ;) > , rozczesałam włosy i machnęłam tuszem po rzęsach. Cieszyłam się, że w końcu wrócę do domu.
- Dobra, możemy jechać. - powiedziałam z lekkim uśmiechem do Jake'a wychodząc z łazienki i biorąc torbę. Poszliśmy jeszcze do pokoju wspólnego, pożegnać się z chłopakami.
- Noo Mała, kiedy się widzimy ? - zapytał Troj.
- Niedługo. - odpowiedziałam. Ze wszystkimi się przytuliłam i wyszliśmy do parkingu.
- Który ? - zapytał z wielkim bananem Jake pokazując samochody.
- Ten. - wskazałam na ciemno zielone Subaru.
- Nie ma sprawy. - i pojechaliśmy do mojego domu, w którym czekał na nas tata z pysznym obiadem.



środa, 9 maja 2012

Rozdział 26

Logi w drodze dowiedział się, że od pewnego czasu wiem, że mój chłopak ćpa. O nic więcej nie pytał. Kazał mi tylko dać swój telefon.
- Ale po co Ci ? - spytałam.
- Daj. Namierzę skąd było to połączenie.  odpowiedział i wyjął z schowka urządzenie przypominające duży kalkulator i za pomocą kabla podłączył go do mojego telefonu. Poklikał poklikał i powiedział :
- 700m od parku, tego niedaleko twojego domu. Tam są ruiny, zniszczenia. Wiesz gdzie to jest?
- Jedź do parku. Przebiegniemy się, bo samochodem tam nie dojedziesz. - odpowiedziałam szybko. Tak cholernie się o niego bałam. Znowu.
Bałam się, że już nigdy nie zobaczę jego uśmiechu, który dawał mi tyle chęci do życia. Że już nigdy nie będzie patrzył na mnie tymi swoimi ślepiami tak, że motyle w moim brzuchu urządzają sobie niezłą imprezę. Że już nigdy nie obejmie mnie swoimi wielkimi, ciepłymi ramionami. Że już nigdy nie poczuję smaku jego ust, bo każdy jego pocałunek jest niezwykły. Że już nigdy nie powie do mnie dwóch słów, lecz które mają taką moc, jak błyskawica. Słowa "Kocham Cię" z jego ust wypowiedziane są szczere i takie.. Magiczne. Postanowiłam, że zrobię wszystko, dam tyle na ile mnie stać. Byleby tylko On z tego wyszedł. By już nigdy nie wziął tego świństwa.
Dojeżdżaliśmy do parku. Gdy zatrzymał się samochód wybiegłam z niego i pędem pobiegłam w stronę ruin. Logan zamknąwszy samochód ruszył szybko w moją stronę. Na miejscu było słychać krzyki i śmiech. Nie wiedziałam co się dzieje. Logi spojrzał na mnie z twardym spojrzeniem. Śmierdziało tam jakby coś zdechło. Było ciemno. O coś się potknęłam.
- Auućć... - pisnęłam.
- Lucy, uważaj. Nic Ci nie jest ? - zapytał chłopak podnosząc mnie.
- Chyba rozcięłam dłoń. Jest tu tyle szkła. Cholera krwawię.. - odpowiedziałam i poczułam krew.
- Chodź znajdziemy Max'a i zbieramy się z tej meliny. Chłopaki już tu jadą. Dostali cynk. - powiedział. Poszliśmy dalej i tam się przeraziłam. W pomieszczeniu leżały butelki i unosił się dym. Dwóch kolesi grało w karty i palili skręty, jeden coś śpiewał i pił. Było widać, że jest najarany. A trzeci siedział w kącie. To Max. Podbiegłam do niego. Kucnęłam obok. Spojrzał na mnie. Miał oczy zalane płaczem, jak ja i czerwone, jak moja krew na rękach. Wstałam patrząc błagalnym  spojrzeniem na Logan'a i poczułam wielki ucisk w głowie. Pozostał szum i nicość....


***


- Lucy.... Lucy... Błagam Cię... - słyszałam jakieś głosy. Jakby przez mgłę.. Białe ściany ? Gdzie ja jestem? Cholera to nie mój pokój. Powoli zaczęłam ogarniać. 
- Córciu.. Ja już tracę nadzieję .. Jesteś ostatnią osobą w moim życiu .. Proszę nie rób mi tego.. Obudź się.. - mówił ktoś do mnie błagalnym tonem.
- Tata? - pisnęłam cieniutko. 
- O Boże ! Obudziła się ! Ej ! - krzyczał mój ojciec. Próbowałam się podnieść lecz kable mi to uniemożliwiły.
- Do cholery powie mi ktoś gdzie ja jestem ? - powiedziałam nieco stanowczym tonem. 
- Lucy, jesteś w szpitalu. W naszym szpitalu. Pamiętasz mnie ? To ja, Jake. Leżysz już tu od dwóch tygodni. Nie mogliśmy Cię wybudzić. Dostałaś silne leki. Miałaś ciężki wypadek. Pamiętasz coś ? - mówił do mnie chłopak. Powoli zaczęłam ogarniać fakty. Byliśmy z Logan'em po Max'a .. Cholera gdzie Logan ? 
- Co z Logan'em ? - spytałam szybko.
- Tydzień leżał w śpiączce ale się obudził. Już jest OK. Pamiętasz co się stało ? - pytał Jake.
- Pamiętam, że byłam obok Max'a, a potem poczułam ból głowy i film się urwał. Co się stało ? - pytałam z płaczem.
- Logan przyjdzie do Ciebie za 10 minut. Teraz chce Cię zobaczyć tata. On o wszystkim wie. - odrzekł  z lekkim uśmiechem, pocałował w czoło i opuścił salę.
- Jak się czujesz ? - zapytał z troską tata.
- Spoko. Jak się o tym wszystkim dowiedziałeś ?
- Zadzwoniła do mnie Nicole. Jest w porządku. Nie mam do Ciebie nic za złe, że mi nie powiedziałaś. Wiem, że nie mogłaś. Tak myślałem, że Alice coś ukrywa..
- Tato, przestań. .. Nie rozdrapuj ran. Co było to było. Nie zmienisz tego. A jak z Max'em? 
- Nie najlepiej.. Jest zszokowany tym co się stało... Oj pan Logan Ci opowie. - powiedział skrępowany. Czyżby coś ukrywał ? 
- Jesteś głodna ? - chciał zmienić temat.
- Nie. Chcę do domu. - odpowiedziałam chłodno. Nie lubię gdy ktoś trzyma mnie w niepewności. 
- Ohh Córciu też bym chciał. Rozmawiałem z lekarzem. Jak wszystko będzie dobrze to za 3 dni wychodzisz. Przyjdzie do Ciebie rano. Lecz do szkoły chodzić nie możesz. Miałaś ciężkie wstrząśnienie mózgu. Jesteś strasznie przemęczona. Psychicznie i fizycznie. Musisz się oszczędzać..
- Rano ? To która godzina ? - przerwałam mu.
- 22:30.
- Ejj.. idźcie spać. Żyję, nic mi nie jest. Nie musicie tu siedzieć.
- Scott przez 2 tygodnie siedzi na korytarzu, bo tu go nie chcą wpuścić. Pan Logan chce koniecznie z Tobą porozmawiać. Dasz radę dziś ?
- Tak. Z nim pogadam, ze Scott'em jutro. Chcę się dowiedzieć jak to się stało.
- Dobrze córciu. Ja się zbieram. Jutro rano Cię odwiedzę. - powiedział i pocałował mnie w czoło. Wszedł Logi.
- Cześć..
- Czekaj. Ja chcę Cię od razu przeprosić. Przeze mnie leżałeś tydzień w szpitalu i naraziłeś się na takie niebezpieczeństwo. - przerwałam mu mówiąc gorączkowo. 
- Ej ej. Uspokój się. Nic mi nie jest. Nikt się tego nie spodziewał. - uspokajał mnie siadając obok łóżka.
- Powiedz mi coś się stało.
- Do jakiego momentu pamiętasz ? 
- Kucnęłam obok Max'a, wstałam, ból głowy i koniec filmu.
- Więc jak wstałaś, od tyłu taki facet uderzył Cię butelką w głowę. Próbowałem Cię złapać ale drugi kopnął mnie w plecy. Później się z nim biłem, dostał wpierdziel, a ten co Ciebie uderzył, uderzył jeszcze raz bo zobaczył, że poruszyłaś ręką. Ten co śpiewał jebnął mi z tyłu czymś twardym w głowę i tak padłam. Potem chyba wpadli chłopaki, zgarnęli tamtych, nas zawieźli tutaj i po sprawie.
- A Max ? - spytałam z łzami w oczach.
- Tylko krzyczał, żeby Cię zostawili a zabili jego. Nie był w stanie nawet Ciebie obronić..
- A teraz gdzie jest ? 
- W specjalnym ośrodku. Ale Lucy.. Ja coś Ci muszę powiedzieć.. Tylko spokojnie. - powiedział ocierając ręce o siebie niespokojnie. Łzy spłynęły po policzkach. Zrobiłam pytającą minę. 
- Bo.. Bo Max chciał później popełnić samobójstwo.  - powiedział szybko i cicho. Rozległ się piszczący dźwięk urządzeń. 

Czyżby serce rozpadło się na cząstki elementarne ? 


to znów ja.
zostawcie po sobie jakiś ślad.
bo mi się wydaje że nikt tego nie czyta :(
a jak nikt tego nie  czyta to nie ma po co pisać.
chyba niedługo opowieść Lucy się skończy.
całusyy ;*

poniedziałek, 7 maja 2012

Rozdział 25

Po powrocie do pokoju wspólnego posiedziałam jeszcze chwilę z chłopakami. Dowiedziałam się, że przez pewien okres będę musiała uczęszczać na "treningi". Z Logi miałam uczyć się jazdy samochodem, choć bardzo się tego bałam, bo obiecywałam, że mogę go zabić lecz On tylko się śmiał. Z Shawn'em miałam szperać po komputerach i doszukiwać się różnych spraw. Jake miał mi pokazać jak się robi rożne antidotum itp. Scott'a zadaniem było zapoznanie mnie z regulaminem, który był bardzo obszerny. Z Troj'em zajęcia będę musiała mieć najdłużej, przez 2 tygodnie, musiałam z nim trenować. On się z tego bardzo cieszył lecz mi za wesoło nie było, bo nawet za wf nie przepadałam. Po skończeniu tej dyskusji udałam się do mojego pokoju, bo musiałam się przebrać i odświerzyć. Za pół godziny miałam mieć pierwszą "lekcję" z Jak'em. Wyciągnęłam z szafy czarne leginsy i granatowy top. Po oglądaniu kilku ciuchów stwierdziłam, że ktoś umiał trafić w mój gust. Poszłam do łazienki, wzięłam prysznic, wysuszyłam włosy i związałam je w kok. Gdy miałam ciuchu na sobie, wyszłam z łazienki. Siedział tam Jake.
- Sorki, że wszedłem, ale pukałem i byłaś w łazience. - powiedział speszony.
- Nie no spoko. - rzekłam biorąc telefon z torby. Jacob dzwonił.
- Gotowa ? - zapytał Jake.
- Tak, jasne. Już mniej więcej wiem gdzie jest pokój wspólny, poczekasz tam na  mnie ? Muszę oddzwonić.
- Nie ma sprawy. - odpowiedział i wyszedł.
Zadzwoniłam do Jacob'a.
- Halo ? - powiedział cieniutki głosik.
- Hej Mała. Tu Lucy, jest Jacob?
- Ohh cześć. Już Ci go daję. - odpowiedziała. Usłyszałam że go woła.
- Tak ? - zapytał już męski głos.
- No hej. Dzwoniłeś.
- No dzwoniłem dzwoniłem. Musimy pogadać.
- O czym ?
- Ty wiesz o czym. - powiedział poważnie. Poczułam się dziwnie. Wiedziałam że o Max'ie.
- Dzisiaj nie dam rady. Jutro wieczorem w pół do 8. Wpadnij do parku.
- Ok. Na razie. - powiedział i się rozłączył. Czyżby się dowiedział, że Max bierze? Albo brał.. Cholera muszę do niego zadzwonić. Mam złe przeczucie. Wybrałam jego numer i po trzech sygnałach odebrał.
- Max? Skarbie gdzie jesteś?
- Ccco ? Aahahahha . Weeeś wyjdźź ... Ahahaha .. Ja pierdoleee .. Rob ? Daj kieliszek.
- Kurwa gdzie Ty jesteś ?! - krzyknęłam.
- W dupieeeee .. -  i się rozłączył. Stałam jak wryta. Nie wiedziałam co robić. Wzięłam bluzę i wyleciałam z pokoju. Wpadłam do pokoju wspólnego.
- Jake nici z lekcji. Logi bierz samochód. - powiedziałam uspokajając oddech.
- Ale co się stało ? - każdy pytał widząc mnie wystraszoną.
- W pracy jestem. - powiedział Logi podchodząc do mnie.
- Błagam Cię, to jest sprawa życia lub śmierci.
- Dobra, chodź jedziemy. - rzekł chłopak biorąc mnie za rękę.
- W samochodzie mi wszystko opowiesz. BMW ? - dodał pytając.
Skinęłam głową z burzą myśli na sekundą.


no i jest kolejny.
hehe potrzymam was tak troszkę w niepewności.
nie wiem czy ktoś to wgl czytaa..
mówcie coś ^ ^
;** <3 <3

sobota, 5 maja 2012

Rozdział 24

Z góry przepraszam wszystkich, za moją długą nieobecność. To przez naukę i wgl, brak czasu. Ale mam rozdziały napisane na karteczkach, więc teraz tylko dodawać. :D
Mam nadzieję, że ktoś jeszcze czeka na dalsze części. 
Jeszcze raz przepraszam i obiecuję poprawę ! ;** <3 




- Jak wam już opowiadałam, to jest Lucy. Będzie w waszym zespole. - powiedziała Nicole, gdy stałyśmy już w  "pokoju wspólnym". W pokoju wspólnym stał wielki stół z laptopami i sterty papierów, przy których siedzieli mężczyźni, zielona sofa i drzwi. Chyba do łazienki.
- Cześć.. - powiedziałam nieśmiało. Zawsze się krępuję, w takich sytuacjach, gdy ktoś mnie komuś przedstawia. Szczególnie facetowi. Niestety teraz nie jednemu... Nicole wyszła zostawiając mnie samą z pięcioma facetami. Super..
- Siemaneczko ! Jestem Troj, znaczy Louis, ten słodki. - powiedział chłopak, podchodząc do mnie. Miał na serio słodki uśmiech !
- Hej, a ja jestem Logan, mówią na mnie Logi, sam nie wiem dlaczego.Chcesz się przejechać, tylko powiedz słowo ! - rzekł do mnie Logi, który stał za Troj'em.
- Witaj Lucy, nazywam się Shawn. Logi i Troj to są dwa największe świry, wiec się nimi nie przejmuj, najlepiej  ich nie słuchaj. Chcesz coś do picia ? - zapytał Shawn. Wydawał się miły.
- Nie, na razie dzięki. - odpowiedziałam ze śmiechem. Co jak co, ale w grupie to ja miałam przystojnych facetów.
- Lucy siadaj koło mnie i opowiedz nam coś o sobie ! - krzyknął Troj robiąc mi miejsce. Uśmiechnęłam się do niego i usiadłam obok Jake'a. Scott siedział cicho udając że szuka czegoś w laptopie.
- No, to opowiadaj coś o sobie. - znów zachęcił Troj.
- Myślałam że wszystko o mnie wiecie.
- Oj tam, tylko tyle ile masz lat, ile masz wzrostu, ile ważysz ..
- Skąd wiesz ile ważę ?! - przerwałam mu.
- No tam pisało. Nie denerwuj się tak, jesteś piórko. I masz niedowagę, wiesz ?
- Żeś wymyślił. Skończ ten temat. Więc no.. Od szesnastu lat Lucy jestem. Kończę niedługo gimnazjum. Mam przyjaciółkę Bellę, bo Rose gdzieś spieprzyła. Mam tylko tatę, mama nie żyje, ale to już wiecie. Jeszcze coś chcecie wiedzieć? - spytałam.
- A chłopaka masz? - zapytał Logi.
- A mam. - odpowiedziałam z bananem na buzi.
- Cholera .. Gdzie On mieszka? - spytał poważnie Troj a po chwili wybuchnął śmiechem.
- Ominie Cię ta informacja. - i po chwili wszyscy zaczęli się śmiać. Oprócz jednej osoby. Scott wstał i wyszedł trzaskając drzwiami.
- A tego co ugryzło ? - zapytał Shawn.
- Idę z nim pogadać. - odrzekłam wstając z krzesła. Na korytarzu wyszedł za mną Jake.
- Chodź, pokażę Ci, gdzie On najczęściej przesiaduje. - powiedział biorąc mnie za rękę. Niby mały gest, a jednak coś znaczy. Pojechaliśmy windą na samą górę. Weszliśmy do małego pomieszczenia.
- Tu przesiaduje Scott ? - spytałam z lekką ironią i zdziwieniem.
- Nie. Wchodź. - wtedy Jake odsłonił drabinę. Weszłam na nią dalej zdziwiona. Otworzyłam później czarną klapę. Wyszłam na zewnątrz. Spostrzegłam, że stoję na dachu. Ze zdziwienia opadła mi kopara. Wszędzie wokół kwitły kwiaty. Żółte, czerwone, fioletowe, niebieskie.. Coś wspaniałego ! Na małej ławce siedział mój przyjaciel. Pomimo tego co się stało nadal oznaczałam go tym "mianem". Grał na gitarze. Tak pięknie.. Nigdy tego przy mnie nie robił !
- Chyba musimy pogadać.. - powiedziałam cicho żeby się nie przestraszył.
- Skąd wiedziałaś, gdzie jestem ? - zapytał zdziwiony przestając grać. W jego oczach widniał smutek.
- Nie ważne. Nigdy nie mówiłeś, że grasz. W dodatku tak pięknie.. - powiedziałam dosiadając się.
- Nie było okazji. - chciał mnie zbyć. No ze mną nie ma tak łatwo.
- Było dużo okazji. Co to miało być przy chłopakach ?- spytałam przechodząc do rzeczy.
- Jesteś na tyle inteligentna, że powinnaś się domyśleć. - odpowiedział z ironicznym uśmiechem, który momentalnie zszedł mu z twarzy.
- Często tu bywasz ?
- Gdy chcę odreagować.
- Mam prośbę. - powiedziałam. Zrobił pytającą minę.
- Zagraj mi coś.
- Po co ?
- No proszę. Zagraj.
- A zaśpiewasz ? - zapytał nie czekając na odpowiedź,  po czym zaczęły płynąć pierwsze nuty "Use Somebody " Kings Of Leon. To była jedna z naszych ulubionych piosenek. Po krótkim wstępie zaczął śpiewać pierwszą zwrotkę. Szczerze mówiąc, to on miał świetny głos. To  było coś cudownego. W refrenie do niego dołączyłam. Nasze głosy tak idealnie do siebie pasowały, że aż się nie mogłam nacieszyć. Scott'owi też widocznie poprawił się humor, bo zaczął się uśmiechać.
Nie chciałam stracić przyjaciela.
Gdy skończył grać odezwał się :
- Przepraszam. Przepraszam, za tamto. Już nigdy więcej tego nie zrobię. - powiedział poważnie.
- Nie przepraszaj, nie masz za co. Nad uczuciami się nie panuje. - odrzekłam z lekkim uśmiechem.
- Mówisz, że się nie panuje ? Jakbym nie panował, to bym tu nie siedział jak kołek z tą gitarą.
- Może skończmy ten temat. Która godzina ?
- Dochodzi 16. Wracamy ? - spytał.
 Skinęłam głową ruszając do wyjścia.



wtorek, 17 kwietnia 2012

Rozdział 23

Jechaliśmy w ciszy do Agencji. Droga, jak mówił Scott nie była tak skomplikowana. Trzeba było wyjechać 10km z miasta i skręcić w lewą stronę. Jechało się wtedy prosto i dojeżdżało do "Serwisu Samochodowego". Był to na prawdę duży "serwis". Przed bramą Scott wpisał kod i ona się otworzyła. Wjechaliśmy  do podziemnego tunelu. Gdy wysiedliśmy zauważyłam windę. Skierowałam się do niej.
- Muszę porozmawiać z Nicole. - w końcu się odezwałam.
- Pewnie.. - odpowiedział cicho. Krępowała go ta sytuacja. Nie dało się nie zauważyć. Staliśmy w windzie a On wcisnął przycisk "A-D" i "04-08". Nie rozumiałam, więc spojrzałam na niego pytająco.
- Należysz do grupy "A-D" i masz numer między 04 a 08 czyli 06. Co Ty broszury nie przeczytałaś ? - zapytał.
- Cholera...
- Co ?
- Nic.. - wtedy przypomniałam sobie o broszurze, którą dała mi Nicole. Wjechaliśmy na piętro.
- Idziesz do swojego pokoju zostawić rzeczy? - znów zapytał.
- Mogę, tylko pokaż mi gdzie to jest bo jeszcze się nie orientuje. - i wtedy chłopak pokazał mi drogę. Uwielbiałam przebywać w tym  pokoju, choć byłam w nim tylko raz. Zostawiłam w nim torbę i kurtkę i poszłam do łazienki. Odświeżyłam twarz, bo bardzo tego potrzebowałam. Nie wiedziałam co myśleć o Scott'cie po ostatnim incydencie. Jak już mówiłam, coś się zmieniło.. Po wyjściu z łazienki nie wiedziałam co robić. Wtedy ktoś delikatnie zapukał w drzwi.
- Proszę. - powiedziałam nie pewnie.
- Mogę ?
- O, cześć Jake. Jasne, wchodź. - pokazałam mu gestem dłoni aby usiadł na łóżko.
- Jak tam u Ciebie ? Wszystko bardzo przeżywasz, prawda? - zapytał zatroskany.
- Nie jest tak źle. Nie spodziewałam się czegoś takiego w moim życiu. No ale jakoś jest heh. - próbowałam się uśmiechnąć lecz jakoś mi to dziwnie wyszło.
- Tak, masz rację. Szybko się to potoczyło. Scott mi powiedział, że chciałaś się widzieć z Nicole. Jest u siebie. Zaprowadzić Cię?
- Jakbyś mógł. - i wyszliśmy z pokoju. Poszliśmy w ciszy do windy i pojechaliśmy na górę. Chłopak pokazał mi drzwi więc zapukałam. Usłyszałam "Proszę" i weszłam.
- No w końcu. Witaj Lucy. Co tam u Ciebie ? Wszystko w porządku ? - zapytała kobieta. Była ubrana normalnie. W ciemne jeansy i kremową koszulę, przepasaną cienkim paskiem. Na nogach miała czarne buty na koturnie. I tak wyglądała bardzo ładnie.
- Cześć.. No na razie jest OK. Chciałabym abyś porozmawiała z moim ojcem. Chcę by wiedział. - powiedziałam siadając na krześle, które pokazała mi Nicole.
- Tak, to dobry pomysł. Przeczytałaś broszurę ?
- Ups, zapomniałam..
- Dobra, nic nie szkodzi. Zaraz Jake zapozna Cię z kolegami z grupy. Tak jakoś wyszło, że masz samych facetów w grupie, heh. A to jak z tym spotkaniem ?
- Proponuję dzisiaj. Kolacja u mnie. Będziesz o 20 ?
- OK, pasuje mi. A mam jeszcze jedno pytanie. Wypłaty chcesz 10 dnia miesiąca czy 24 ? - spytała pijąc kawę.
- Wypłatę ? - spytałam zdziwiona.
- No wypłatę, cholera czemu nie przeczytałaś broszury.  Jesteś początkująca więc zarabiasz 2300$ na miesiąc.
- Dolców ?!
- Tak. Jakiś problem ? Chcesz euro czy coś ..
- Nie no dobra. Ja nic nie mówię. -przerwałam jej zadowolona.
Nicole podeszła do jednej z szafek i wyciągnęła z niej niebieskie pudełko.
- Co to  ?  - spytałam.
- Bransoletka. Pozwala mi wiedzieć  i chłopakom z zespołu, gdzie jesteś i możesz się z każdym z nas kontaktować. - podała mi ją. Była nie za duża ale ładna. Nie dało się zauważyć, że to komunikator. Nicole pokazała mi jak się nią posługiwać.
- Masz ją nosić zawsze. Możesz się nawet w niej kąpać, jest wodoodporna. - dodała.
- No OK. - odpowiedziałam. Zaczęłam się nią bawić. Było wypisane 6 imion : Louis, Jake, Shawn, Logan, Scott, Nicole.
- To chłopaki z twojego zespołu. Dwóch znasz, chodź poznasz resztę. - powiedziała kobieta, gdy zobaczyła, że czytam imiona. Wstaliśmy i udaliśmy się do windy. Czułam, że to początek czegoś nowego.


_______________________________________
to znowu ja :D 
troszkę zmieniłam wystrój bloga, 
ale mam nadzieję że się podoba ;**
CmoOok <3

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Rozdział 22

Odetchnęliśmy z ulgą, gdy zobaczyliśmy, że dziewczynka w karetce to nie Tina. Lecz dalej nie wiedzieliśmy gdzie ona jest. Poszliśmy do jej wychowawczyni/
- Przepraszam, nazywam się Max Elliot, jestem bratem Tiny. Przyszedłem ją odebrać, ale jej nigdzie nie ma. - powiedział chłopak do kobiety.
- Ach tak. Dzień dobry. Tina jest w tym momencie w łazience, właśnie do niej szłam. Bardzo wystraszyła się wypadkiem koleżanki. Dobrze, że pan jest. Muszę z panem porozmawiać.- odpowiedziała kobieta. Była wysoką brunetką, po 30-stce. Wydawała się być miła.
- To może pani z Max'em porozmawia, a ja pójdę do małej. Gdzie jest łazienka? - spytałam.
- Na końcu korytarza, po prawej stronie drzwi. Niech będzie pani dla niej delikatna. Ostatnio się w sobie zamknęła. - odrzekła wychowawczyni.
- Oczywiście. - powiedziałam i wyszłam z sali . Doszłam do końca korytarza i skręciła w prawo. W łazience usłyszałam cichy szloch.
- Tina ? Jesteś tu ? - zapytałam.
- Lucy ? - dziewczynka wyszła z jednej z kabin i wpadła w moje ramiona.
- Już, już spokojnie. Nie płacz, trzymaj chusteczki i powiedz mi co się stało. - powiedziałam starając się ją opanować.
- No .. bo.. Ja tak bardzo się bałam, że Laurze coś się stało... Coś strasznego... I ja.. Pobiegłam po panią.. I ona zadzwoniła po pogotowie .. Ale przez cały ten czas trzymałam Laure za rękę ... Nie puściłam .. - wyjąkała mała.
- Bardzo dobrze zrobiłaś, że pobiegłaś po panią. Ale co się stało Laurze ? - tuliłam dziewczynkę.
- Jak się przebierałyśmy, to ona upadła. Nic takiego nie robiła, tylko zakładała bluzę. - rzekła bardziej spokojnie.
- Zobaczysz, wszystko będzie dobrze. Pewnie tylko zasłabła. A teraz wycieraj nosek i idziemy do Max'a.
- A gdzie On jest ?
- Rozmawia z twoją wychowawczynią.
- O nie .. - powiedziała wystraszona dziewczynka zatrzymując się na korytarzu.
- Coś nie tak? - zapytałam.
- Nie, wszystko OK. Idziemy. - odpowiedziała stanowczo. Trochę mnie zaniepokoiła. Gdy doszliśmy do sali akurat wychodził z niej Max. Z jego twarzy nie można było wywnioskować zadowolenia.
- Tina, idź się przebierz. Zaczekamy na zewnątrz. - powiedział do siostry. Dziewczynka posłusznie poszła do szatni a my opuściliśmy budynek.
- O czym rozmawialiście z wychowawczynią ? - zapytałam Max'a.
- Moja sis bardzo się opuściła w nauce. Przedtem była wzorową uczennicą a teraz lipa. Nauczycielkę zaniepokoiło ostatnio jej zachowanie. Jest zamknięta w sobie, przejmuje się błahostką. Wydaje się, jakby się czegoś bała. Też to zauważyłem.
- Porozmawiaj z nią. Tylko spokojnie. - powiedziałam i wtedy nadeszła Tina. Bez słowa ruszyliśmy w stronę przystanku.
- Odprowadzić Cię ? - zapytał mój chłopak.
- Ja wysiadam na tym przystanku nie daleko szkoły. Przypomniałam sobie, że muszę pożyczyć jeden zeszyt od Belli. - skłamałam. Przecież byłam umówiona ze Scott'em, a tego Max'owi powiedzieć nie mogłam.
- OK. To my wysiadamy. Do jutra, Mała. - odrzekł chłopak i dał mi buziaka w policzek.
- Cześć, Lucy. - powiedziała po cichu dziewczynka.
- Trzymaj się, księżniczko. I nie smutaj mi tam. - po tych słowach Tina się uśmiechnęła. Do mojego przystanku był jeszcze kawałek, więc podrzuciłam w słuchawki bit Małolata.

****
- Jaki Ty punktualny. - powiedziałam do przyjaciela, wsiadając do ciemno- zielonej Audi.
- Jak zawsze. odrzekł ze słodkim uśmiechem. Pomyślałam, że z mojego kumpla to jest niezłe ciacho. No ale nie będę się za niego brać. Po pierwsze to mój przyjaciel, a po drugie mam chłopaka. I nie zamierzam go zmieniać. 
- W końcu będę wiedzieć jak dojechać do tej waszej agencji. - słowo "agencji" zaakcentowałam.
- Ta droga nie jest taka skomplikowana. Wjechaliśmy do centrum. Scott zaparkował na parkingu przed Centrum Handlowym.
- No nie pierdziel, że tu jest agencja. - powiedziałam zdziwiona.
- Hahahaha. Nieee. Agencja jest nie daleko ale nie tu. Muszę sobie kupić koszulkę.  - odpowiedział ze śmiechem. 
- No tak Ci się spieszyło ! - prawie na niego krzyknęłam.
- Oj Mała, nie szalej. Chyba twój osobisty agent musi jakoś wyglądać, prawda? - powiedział i zrobił pozę. Rozbawił mnie i tylko powiedziałam "świrus". Poszliśmy do mojego ulubionego sklepu. Stwierdziłam, że muszę kupić sobie nowego full cap'a. Scott oczywiście zażyczył sobie aby i jemu kupić. Więc wybrałam dwa full cap'y. Jeden był fioletowy a drugi żółto-zielony. Oba firmy New Era. Lubiłam tą firmę. Scott'owi wybrałam jeszcze ładną koszulkę i gdy mieliśmy wychodzić, na wystawie były piękne szpilki. Stałam  wpatrzona w nie i aż mi opadła kopara. Zawsze o takich marzyłam a nigdzie nie mogłam ich znaleźć. Nawet w necie. Pociągnęłam za rękę zdziwionego Scott'a do sklepu. Nie mogłam nic z siebie wydusić, więc tylko pokazałam palcem.
- Ehh.. Po co ja Cię tu zabierałem.. Ale nie ma co. Na twoich seksownych nogach, fajnie by wyglądały. - skomentował tylko i dostał kuksańca w bok.
- No co ?! Taka prawda. A tak wgl, Lucy, to Ty strasznie schudłaś. - dodał.
- Wydaje Ci się. - powiedziałam oburzona.
" Cholera jasna, tak, wiem, jem mało, bo chcę być chuda. Wczoraj wieczorem stanęłam na wagę - 50 kg. Ale to wciąż za dużo. I to przy moim wzroście ? Pff.. Oszaleli." - pomyślałam. Spojrzałam na cenę : 299zł. Kurczę trochę dużo, a taki zasób gotówki w portfelu nie miałam, po kupnie czapek.
- Scott.. Mój kochany, najukochańszy przyjacielu.. Braciszku, którego nigdy nie miałam, pożyczysz mi dwie stówki ? Proszeeee.. Przecież kupiłam Ci czapkę. I mówiłeś, że będę w nich ładnie wyglądać... To jak ? - spytałam skacząc jak mała dziewczynka prosząc o pożyczkę gotówki.
- No dobra, dobra. Ale są dwa warunki. - odrzekł zrezygnowany.
- Jakie tylko sobie życzysz.
- Pierwszy : dostaję dobrego buziaka. Drugi : idziesz ze mną w nich na imprezę i zakładasz do tego moją ulubioną, twoją sukienkę. - powiedział z wielkim bananem na twarzy.
- Nie ma sprawy ! - krzyknęłam uradowana i wskoczyłam mu na ręce. Kasjerka się nam przyglądała zdziwiona.
- Spokojnie. Jeszcze buziak i je bierzemy. Ahh co za dupa. Tylko pozazdrościć Max'owi. - odrzekł z radością i z nutką smutku. Coś mi tu nie pasowało.
- Mała, zbieraj się. - dodał biorąc buty do kasy. Podążyłam za nim najpierw do kasjerki  a potem do samochodu. Coś się zmieniło. Normalnie czułam to.
- Wiesz Lucy.. Uwielbiam spędzać z Tobą czas. - powiedział spokojnie z tym swoim uroczym uśmiechem, prowadząc samochód.
- Ja z Tobą również. A jak tam sprawy sercowe? Nic się nie zmieniło ? Nadal singiel czekający na swoją księżniczkę ? - spytałam ze śmiechem. Zauważyłam, że Scott lekko posmutniał.
- Tak, nadal. Choć ta księżniczka jest blisko mnie, nie zmierzam nic zmieniać. Nie chcę niczego zepsuć. Rozumiesz. - mrugnął do mnie. Cholera czy On..
- I wiesz co. - dodał zdenerwowany zatrzymując się na poboczu. Wyszedł z samochodu. Nie miałam pojęcia o co mu chodzi. Wyszłam za nim.
- Scott co jest ? - zapytałam wnerwiona.
- Bo kurwa mać - Ty jesteś tą księżniczką, na którą czekam od kilku miesięcy, tak bardzo zazdroszczę, Max'owi, że może Cię dotykać, całować, przytulać, a ja tego nie mogę ! Nie wytrzymuję, rozumiesz ?! - wydarł się na mnie a ja stałam jak słup. W pewnym momencie podszedł do mnie i wpił się w moje usta. Z jednej strony chciałam go całować, nie mam pojęcia czego, ale z drugiej strony mam chłopaka, którego kocham ponad życie. Szybko się od niego oderwałam. Oburzona tylko wycedziłam przez zęby " Nigdy więcej tego nie rób" i wsiadłam do samochodu.
 Chyba traciłam przyjaciela. Osobę którą kochałam. Nie osobę, którą kochałam jak mężczyznę swojego życia. Tylko jak brata, którego nigdy nie miałam. Był jedną z osób, za którą oddałabym życie lub poszła z nią na koniec świata.

_____________________________________________
no i jest kolejny ;**
Kolejny już niedługo, może nawet jutro :D 
buziaaki  <33

piątek, 13 kwietnia 2012

Rozdział 21

Lekcje ciągnęły się i ciągnęły, no ale w końcu nadszedł ich koniec. Gdy wychodziłam z budynku i czekałam na Max'a, zadzwonił mi telefon. Nieznany numer.
- Słucham ? - zapytałam.
- Hej Mała. Pamiętasz, że masz być w pół do 3 pod szkołą ? - zapytał znajomy głos.
- No tak. Scott o Tobie się nie da zapomnieć. - zaśmiałam się do telefonu.
- Tak wiem. Tylko się nie spóźnij. Na razie, pa. - powiedział i się od razu rozłączył. Wtedy nadszedł Max. Bez słowa uśmiechnął się i wziął mnie za rękę. Szliśmy w stronę przystanku. Dobiegła do nas zdyszana Bella.
- Nie mogliście zaczekać ?! Darłam się i darłam a wy nic. Gdzie ciśniecie ? - spytała gdy uspokoiła oddech.
- Po Tinę. Siostrę Max'a. - odpowiedziałam.
- A dobra dobra. Stykniemy się wieczorem czy nie macie czasu ? - zapytała. Max spojrzał na mnie pytająco.
- Ja to chyba nie dam rady. Muszę nadrobić materiał, zaraz koniec roku. Piątek będzie nasz. Hehehe.. - powiedziałam.
- No trzymam Cię za słowo, mała. Dobra zmykajcie, bo wasz autobus przyjechał. Jak coś to es. - odrzekła i cmoknęła mnie w policzek, biegnąc w swoją ulicę, bo daleko do szkoły nie miała. Siedzieliśmy w autobusie w ciszy. Trochę było nie zręcznie.
- Ja to rzucę ... - zaczął.
- Co ? - wyrwał mnie z zamyślenia.
- Rzucę dragi. Tylko proszę Cię, obiecaj mi coś.
- Tak ? - spytałam cicho.
- Bądź przy mnie. Bądź wtedy, kiedy mi się będzie tak zajebiście tego chciało. Bądź, jak będę na tym pieprzonym odwyku, bo ja długo tak nie pociągnę. Najgorsze jest to, że nie chcę skrzywdzić Tiny, Jacob'a a szczególnie Ciebie. Nie wiem co robić .. - powiedział mi to ze łzami w oczach. Starsza kobieta, która siedziała niedaleko nas, patrzyła na nas dziwnie.
- Kochanie. Proszę Cię nie płacz, nienawidzę tego. Uwielbiam twój uśmiech, i chcę patrzeć na niego przez całe moje życie, rozumiesz to ? Nie zostawię, Cię. Choćbyś był, w nie wiadomo jakim gównie, ja Cię z niego wyciągnę. Spójrz na mnie.. Kocham Cię. - powiedziałam i wpiłam się w jego usta. Czułam jak po policzkach spływają mi słone łzy. Trzymał mnie tak mocno za rękę, że aż mnie to bolało lecz jej nie oderwałam. W końcu oderwałam się od jego ust, i wytarłam rękawem jego twarz, a później swoją.
- A teraz.. Uśmiechnij się. - powiedziałam robiąc słodką minkę. Lekko jego kąciki ust się podniosły.
- No, od razu lepiej. A teraz chodź, idziemy. - dodałam i wysiedliśmy z autobusu. Ta kobieta, która tak się na nas dziwnie patrzyła, pociągnęła mnie za ramię.
- Trzymaj go przy sobie. Daj motywację i siłę. Tego mu trzeba. - powiedziała po cichu i odeszła. Jak szliśmy pod szkołę Tiny, zauważyliśmy lodziarnię. Nie było zimno, więc postanowiliśmy do niej zajść.
- Te co zwykle? - zapytał mnie Max.
- Pewnie. A jakie Tina lubi ?
- Oczywiście, że orzechowe. - odpowiedział. Wzięliśmy 3 lody i wyszliśmy. Gdy podeszliśmy pod szkołę, akurat zadzwonił dzwonek. Minęło 5 minut, dziewczynka dalej nie wychodziła. 10, dalej nic. 15min. - nic. Max zaczął się denerwować. Weszliśmy do budynku. Wtedy wbiegło kilku sanitariuszy. Oboje z Max'em byliśmy przerażeni. Z szatni, na noszach wynieśli małe ciało dziewczynki.

________________________________
krótkie, wiem, ale będą teraz częściej !
wena naszła mnie ;**