sobota, 26 maja 2012

Rozdział 29



Obudził mnie cholerny budzik. Cieszyłam się, że to już ostatni raz dzwoni. Zwlokłam się z łóżka i poszłam do garderoby. Wybrałam czarną spódniczkę z wyższym stanem i do tego białą bluzkę z małym żabotem, którą wkładało się do spódnicy . W łazience umyłam zęby, zrobiłam poranne czynności i rozczesałam włosy. Zostawiłam je opadające na ramionach i lekko się pomalowałam. Do torebki włożyłam telefon, chusteczki, klucze, portfel i błyszczyk. Zeszłam na dół. Było cicho jak nigdy. " Ej no za 5 minut wychodzę na autobus, a tata nawet nie wstał. " - pomyślałam i poszłam go obudzić.
- Tato wstajesz ? - spytałam lekko go szturchając.
- Co ? Co ? A która godzina ? - spytał  zaspany.
- 7.35.
- O cholera. Budzik mi się zepsuł. Już już idę robić śniadanie. - mówił zrywając się.
- Spokojnie. Pójdę zjeść płatki i już. Jak chcesz to jeszcze śpij, wrócę po zakończeniu roku. - powiedziałam wychodząc z jego sypialni. Chyba poszedł spać, bo już do kuchni nie przyszedł. Zjadłam płatki, założyłam balerinki i wyszłam. Słońce świeciło wspaniale. " Świetny dzień na imprezę. " - przeleciało mi przez myśl.
Czekałam na przystanku, gdy dostałam SMS.
" Heej ;* Lecimy później na Tymbarka ? Bella ;) :* "
Zaraz odpisałam :
" Jasne. Spotkamy się już w sali. ;* :D " 
I przyjechał autobus. O 7.55. byłam już w szkole. Za pięć minut miał się zacząć apel. Na sali było strasznie dużo osób. W kącie zobaczyłam Ben'a. Głupio by było się nie przywitać, więc szłam w ich stronę. Zauważył mnie. Zostawił chyba swoją dziewczynę i podbiegł w moją stronę.
- Lucy ! - krzyknął na powitanie i wziął mnie tak mocno tulił i kręcił, że aż latałam w powietrzu.
- Postaw mnie na ziemię wariacie. - śmiałam się.
- W końcu jesteś. Tak bardzo chcieliśmy Cię z Bellą odwiedzić, ale nie mogliśmy.
- Rozumiem rozumiem. A kim jest tamta pani ? - spytałam pokazując delikatnie palcem na dziewczynę. Stała zdezorientowana i nie wiedząca co się dzieje. Podeszliśmy do niej.
- Laura to jest Lucy, to ta, o której Ci tyle opowiadałem. Lucy to Laura, moja dziewczyna. - przedstawił nas sobie.
- Miło mi Cię poznać. Ben strasznie się o Ciebie zamartwiał jak byłaś w szpitalu, aż zaczęłam być zazdrosna. - powiedziała i zaczęliśmy się wszyscy śmiać. Wydawała się być miła.
- Mi Ciebie również. - odrzekłam ze szczerym uśmiechem.
- A gdzie Bella ? - dodałam pytając.
- O wilku mowa. - powiedział Ben, gdy podeszła do nas dziewczyna.
- Hej wszystkim, siadamy, bo już się zaczyna. - powiedziała każdego nas całując w policzek. Chyba już się znała z bliską przyjaciółką Ben'a. I wtedy pojawili się  goście. Nigdy bym się nie spodziewała. Do sali weszło czterech przystojnych facetów. Aż wytrzeszczyłam oczy. Gdy podeszli do nas, Bella od razu rzuciła się Scott'owi na szyję. Pewnie dawno się nie widzieli. Scott przedstawił nas swoim kolegom, których ja już znałam, ale po minie Scott'a stwierdziłam, że mam udawać. W moim przypadku - nic trudnego. Siedliśmy na końcu sali, na krzesłach. Obok mnie siedział Jake i Scott.
- Cholera, co wy tu robicie ? - spytałam Scott'a po cichu.
- No co.. Chcieliśmy zobaczyć twoje świadectwo. Shawn nie mógł wpaść, bo jakieś ważne spotkanie miał ale nam się udało wyrwać.  - powiedział z wielkim bananem na twarzy.
- Wariat. - odpowiedziałam również ze szczerym uśmiechem.
Pani dyrektor gadała i gadała i gadała i myśleliśmy, że już nigdy skończy. No ale w końcu przyszedł czas na koniec. Dostaliśmy świadectwo i wyszliśmy ze szkoły wszyscy szczęśliwi.
- Tymbark ? - spytała wesoło Bella.
- Mi to się chce piwa. - rzekł w grymasem Logi.
- Piwa się napijesz wieczorem. Idziemy na imprezę, idziemy wszyscy no nie ? - powiedziałam. Wszyscy się zgodzili. Poszliśmy do sklepu, kupiliśmy po tymbarku, wypiliśmy i zbieraliśmy się do domów. Umówiliśmy się o 19 w nowo otwartym klubie "Vigorously". Bella i Laura miały do mnie wpaść się przygotować na bóstwo. Laura jest miłą i fajną koleżanką. Chyba się nawet zaprzyjaźnimy bo ma świetny charakter. Podałam jej mój adres i miały być u mnie w pół do 6.
- Wpaść po was ? - zapytał Logi.
- 18.50 melduj się u mnie przed domem. - odpowiedziałam.
- A teraz Cię odwieźć ?
- Niee, dzięki. Za 10 minut mam autobus, lecę. Do wieczora, pa . - cmoknęłam każdego w policzek i pobiegłam w stronę przystanku. Dobrze, że nie założyłam wysokich szpilek, bo pewnie bym się w nich zabiła. Akurat jak dobiegłam zajechał autobus.
Wchodząc do domu poczułam dziwny zapach. Z kuchni leciał dym. Rzuciłam torebkę na szafkę i zdejmując baleriny wbiegłam do kuchni.
- Tato ! - krzyczałam otwierając okna.
- Co to za smród ?! O cholera... Zapomniałem. - mówił gorączkowo otwierając piekarnik.
- Czyś Ty oszalał ?! Chcesz nas spalić ?! No sory bardzo ale jeszcze miesiąc tu pomieszkamy. - powiedziałam.
- No a miał być taki smaczny obiad.. Pieczeń, twoja ulubiona.. - powiedział ze smutkiem.
- To nic. Zamówimy pizze. - i po chwili oboje się śmialiśmy jak dwa wariaty. Tata zamawiał pizzę, a ja poszłam na górę się przebrać. Wzięłam <pierwszy zestaw na dole ;) > . Po kąpieli związałam włosy w warkocza, machnęłam maskarą po rzęsach i zbiegłam na dół. Właśnie przywieźli nam pizzę. Zjedliśmy ze śmiechem i zadzwonił mój telefon. Jacob.
- Przepraszam tato na chwilę. - powiedziałam wychodząc z kuchni.
- Słucham. - odrzekłam do odbierając telefon.
- Hej Lucy. Co u Ciebie ? Nie mogłem się do Ciebie w ogóle dodzwonić.. Co się stało ?
- Długa historia. Byłam w szpitalu.
- Ale nic Ci nie jest, tak ?
- Już wszystko ok.
- A to dobrze. Możemy porozmawiać  ? Nie przez telefon.
- Jasne. Za pół godziny u mnie ?
- OK, będę. Mogę wziąć Tinę? - spytał nieśmiało.
- Pewnie. Tata się ucieszy. To do zobaczenia, pa. - i się rozłączyłam. Wchodząc do kuchni powiedziałam do taty:
- Będziesz miał gościa.
- A kogo jeśli można wiedzieć ?
- Jacob z Tiną wpadną.
- Świetnie. - powiedział a pobiegłam na górę. Zalogowałam się na Facebook'a, GG i załączyłam muzykę. Szybko czas zleciał i przyjechał Jacob.
- Hej, Twój tata pozwolił mi wejść. - powiedział w drzwiach,
- Cześć. No siadaj siadaj. - zrobiłam mu miejsce na łóżku składając laptopa.
- Czemu byłaś w szpitalu ? - spytał.
- Mały wypadek. Nie chcę o tym gadać. Mów co tam u Ciebie.
- Nie jest najgorzej. Tina wyjeżdża do kuzynki z bardzo daleka na pół wakacji. Dobrze jej to zrobi. Ja pracuję, jak przedtem.
- A co tam u Max'a ? - spytałam normalnym tonem. Jacob nie spodziewał się tego pytania.
- W porządku. Przebywa w ośrodku. Właśnie ja w tej sprawie.. Eh..
- Śmiało, mów. - zachęciłam go.
- Mam coś dla Ciebie. Od niego. Powinienem już Ci to dawno dać, ze 2 tygodnie temu ale nie mogłem się z Tobą skontaktować. - powiedział wyjmując ze spodni kopertę.
- Połóż na biurku. - powiedziałam sucho. Niby co to miało być? Pogadaliśmy jeszcze trochę i dochodziła 17. Dziewczyny niedługo u mnie miały być i Jacob musiał się zbierać. Odprowadziłam z tatem gości do drzwi i pożegnałam ich. Poszłam na górę. Miałam dylemat. Czy otworzyć kopertę teraz, czy później? Postanowiłam otworzyć ją później. Nie chciałam zepsuć sobie wieczoru. Schowałam list do szafki i zeszłam na dół napić się soku. Zadzwonił dzwonek do drzwi. Myślałam, że to dziewczyny. Jednak się myliłam.



 1 zestaw :) 

_________________________________________________________________________________

w mojej głowie, w ostatnim czasie była kompletna pustka. nie umiałam nic napisać. lecz w końcu coś jest. czuję, że to opowiadanie niedługo dobiegnie końcowi. do wakacji chyba skończą się losy głównej bohaterki- Lucy. z góry przepraszam na dłuższą nieobecność. mam nadzieję, że niedługo pojawi się rozdział kolejny ;) ;**

czwartek, 17 maja 2012

Rozdział 28

- Tato ! Jesteśmy ! - krzyknęłam wchodząc do domu i zdejmując buty.
- No wspaniale ! Siadajcie do stołu. - powiedział ojciec podchodząc do nas. A że mi się nie chciało jeść, to poszłam tam z niechęcią. Po dziubałam i odstawiłam talerz. Jake'owi posmakowało i wziął dokładkę. Cholera ile faceci mogą jeść..
- Chyba pójdziemy do mnie. Pozmywasz ? - spytałam tatę, gdy Jake skończył jeść.
- Jasne, idźcie na górę.- odrzekł biorąc talerze. Poszliśmy na górę.
- Napijesz się czegoś ? - zapytałam siadając na łóżku.
- Nie no dzięki nie chcę. Najadłem się. Twój tata świetnie gotuje. Lecz szczerze mówiąc.. Poszedł bym na imprezę. Jakąś mam chęć.. Co Ty na to ? - nie spodziewałam się takiej odpowiedzi. Nie miałam ochoty tam iść ... Lecz z drugiej strony oderwała bym się od tego wszystkiego.
- No dobra. Jestem za. Może jutro, wieczorem, po zakończeniu roku ? Wezmę Belle, pogadam z Ben'em... Chłopaków weź. - po chwili zapytałam.
- Ok pogadam ze Scott'em ale chłopaki to chyba nie pójdą. A może.. No nie wiem, zobaczę. A kto to jest Ben ? - spytał nieśmiało chłopak.
- Ben jest to jeden z moich przyjaciół. Urwał nam się kontakt. Nie gadaliśmy bardzo długo. Był w porządku, chyba teraz też jest.. Dzisiaj się spotkam z Jacob'em, jak zdążę to i z Ben'em i Bellą.
- Wiesz, że nie możesz im powiedzieć o agencji..
- Tak wiem, i nie mam zamiaru im tego mówić. - przerwałam mu.
- Mogę Cię o coś zapytać?
- No jasne, wal śmiało.
- Powiedz tylko szczerze. Czy Ty się chcesz na prawdę stąd wyprowadzić ?
- Już wcześniej tata proponował mi to. Lecz odmówiłam. Myślałam, że coś mnie tutaj trzyma. Ale teraz jestem tego pewna. Chcę stąd wyjechać. Zapomnieć, rozumiesz ? Zapomnieć o wszystkim, zacząć od nowa. Tylko wtedy będę żyła pełnią życia.
- Ucieczka nie jest najlepszym rozwiązaniem. Zobacz z innej perspektywy. Jak ranisz innych ludzi. Na przykład Belle. Jest twoją przyjaciółką. Wiesz, jak ona cierpi? Po prostu tęskni za Tobą. Szkoda jej, że wasz kontakt się urwał. I wiesz.. No chciałem z Tobą porozmawiać, więc poruszę ten temat. Oczywiście jak chcesz, możemy o nim nie rozmawiać..
- Chodzi Ci o Max'a, prawda ?
Skinął głową.
- Z Max'em nie możemy być razem. Widać, nie jesteśmy sobie pisani. Jest w ośrodku. Bardzo dobrze. Niech się wyleczy i zacznie nowe życie. Nigdy o nim nie zapomnę, bo.. Ja go kocham. I nigdy nie przestanę. - powiedziałam łamiącym się głosem, lecz zatrzymałam łzy. Bez słowa mnie przytulił. Tego mi było trzeba. Wstałam i wyjęłam z szafki trzy albumy. We dwoje śmialiśmy się z niektórych zdjęć, bo wyszłam na nich śmiesznie. Siedzieliśmy tak z półtorej godziny, bo Jake musiał się zbierać. Umówiliśmy się, że się zdzwonimy.
Po wyjściu Jake'a zadzwoniłam do Belli. Zgodziła się od razu. Miała być u mnie za 5 minut. W tym czasie posprzątałam albumy.
- Lucy, masz gościa. - powiedział tata wchodząc do pokoju. Weszła Bella. Tata wyszedł  a ja rzuciłam się Belli na szyję.
- No w końcu. Myślałam, że już nigdy nie zechcesz się ze mną spotkać.. - powiedziała smutno lecz  z uśmiechem.
- Ja Ciebie bardzo przepraszam. Zaniedbałam naszą przyjaźń, wiem. Ale te wakacje, może nawet ostatnie ale będą wspaniałe.
- Jak to ostatnie ? - spytała siadając na łóżku, a ja koło niej.
- Bella ja.. Ja wyjeżdżam. Wyprowadzam się już w sierpniu.
- Dlaczego ? Chcesz po prostu wszystko ot tak zostawić ? Nie wiem czy to jest dobry pomysł.. Ale. To jest twoje życie. Zrobisz co zechcesz, i wiedz, że zawsze ktoś tu na Ciebie czeka.
- Dziękuję. - powiedziałam i ją przytuliłam. Łza spłynęła mi po policzku.
- Ej Mała no nie płacz. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Powiedz mi, jakim cudem byłaś w szpitalu tyle czasu ? Twój ojciec był w szkole, wychówa mówiła nam, że ktoś Cię pobił. To prawda?
- Tak, nie przyjemna sytuacja. Nie chcę o tym rozmawiać, ok ? - skłamałam. Musiałam.
- No ok. Wszyscy wyjeżdżają Ehh..
- Jak to wszyscy  ? - spytałam zdziwiona.
- No wszyscy. Ty wyjeżdżasz w połowie wakacji, a Ben już po jutrze.
- Ben wyjeżdża ?! - niemal krzyknęłam.
- No tak. Jakbyś miała z nami kontakt to byś wiedziała.
- Nie zapominaj, że leżałam dwa tygodnie w śpiączce.
- No tak, sorki. Więc wyjeżdża ze swoją nową dziewczyną. No nie taką nową, są ze sobą od miesiąca ale to chyba coś poważniejszego. Miła dziewczyna.
- No to fajnie. Niech mu się ułoży, życzę mu jak najlepiej.
- Słyszałam o Max'ie. Podobno ktoś znalazł go zalanego.. A był tak normalny, fajny.
- Proszę Cię, nie zaczynajmy tego tematu. Z Max'em skończone.
- Rozumiem. Chyba będę się zbierać. Jutro się widzimy ostatni raz w starej szkole, tak ?
- Jasne. A właśnie. Jutro kolega chce się wybrać na imprezę. Piszesz się na to prawda? Weź Ben'a., pogadam ze Scott'em. Niech weźmie swoją laske. Ostatnia impreza we troje, ok ?
- Ok. Pogadam z nim. Ja będę na pewno ? Z tym kolegą to coś ten ? No wiesz no.
- Niee, to tylko przyjaciel. Nic więcej.
- A co u Scott'a ? Pewnie o jego przeprowadzce wiesz no nie ? Heh.
Kurcze jaka przeprowadzka ? A może On to wymyślił. No musiał przecież, nie chodzi już tu do szkoły.
- No tak wiem, jutro ma wpaść.
- Fajnie. Dobra ja lecę. Trzymaj się, pa. - cmoknęłam mnie w policzek i wybiegła z pokoju. Wzięłam telefon i leżąc na łóżku zadzwoniłam do Jacob'a. Nie odbierał. Czytałam książkę i chyba otworzyły mi się wrota do krainy Morfeusza. Nie zawahałam się. Weszłam od razu.



jak widzicie, nic sensownego nie dało mi się wymyślić.
jakaś blokada albo coś. 
na razie musiałam wszystko oczyścić, więc nic się nie dzieje.
ale już w przyszłych rozdziałach będzie akcja.
jakieś propozycje?  ;)
buziaki ;**

sobota, 12 maja 2012

Rozdział 27

- Proszę opuścić salę. - powiedział stanowczym głosem mężczyzna do Logan'a. Był około czterdziestki, ciemne włosy, grubszy, w dużych okularach. Chłopak wyszedł przerażony z myślą "Kurwa, co ja najlepszego zrobiłem. Mogę ją zabić .. " Scott widząc jego minę od razu wstał pytając co ze mną.
- Powiedziałem jej ..- odrzekł.
- Co jej powiedziałeś ?! - Scott był coraz bardziej nie spokojny.
- Że.. Że Max chciał się zabić ..
- Czy Ciebie do reszty pojebało ?! Niedawno miała wstrząśnienie mózgu, zmarła jej matka, jest obciążona psychicznie a Ty jej mówisz, że jej chłopak chciał się zabić ?! - krzyczał, że było go słychać na całym piętrze.
Szpital mieścił się na dolnym piętrze agencji. Był długi korytarz i dużo drzwi, które wiodły do sal.
- Co z nią ? - spytał Logi gdy lekarz opuścił salę.
- Już lepiej. Dostała środki uspokajające. Proszę nie denerwować pacjentki ! Jest w poważnym stanie. Potrzebuje spokoju. - rzekł starszy mężczyzna. Logi tylko skinął głową. Chyba odjęło mu mowę..
- Mogę ją zobaczyć ? - spytał cicho Scott.
- Teraz śpi. Proszę jutro. Wy też powinniście iść spać. Jest późno. Dobranoc panowie. - powiedział lekarz i udał się do swojego gabinetu.
- Chłopaki idziecie? - zapytał Troj podchodząc do chłopaków.
- Logan idź, ja zostanę. - rzekł do Logi'ego Scott.
- Chodźcie. Ona musi odpocząć. Niedawno się obudziła. Jutro wszyscy z nią porozmawiamy. - powiedział Troj.
- No idźcie. Ja zostaję.  No już . - odrzekł Scott i siadł na krześle patrząc na szybę, w której przebywałam.
- Jak chcesz. Logi chodź. - dwaj mężczyźni opuścili piętro szpitalne.
Został tylko samotny Scott, który umierał z tęsknoty.

3 tygodnie później...

- To jak. Już wszystko zabrane ? - zapytał Jake biorąc walizkę. 
- Chyba tak.. Dasz mi jeszcze 5 minut ? - spytałam. Czułam się źle. Czułam, że przez te 3 tygodnie tak przytyłam, że o Matko jedyna. Skończyłam gimnazjum. Znaczy tak jakby skończyłam gimnazjum. Jutro jest koniec roku i wypuszczają mnie do domu. Oceny mam dobre. Wszystko załatwiał tata, więc na koniec roku mam takie same oceny jak na półrocze. Z Max'em się nie kontaktowałam. Napisałam tylko SMS Belli, że spotkamy się na koniec roku, bo jestem w szpitalu, w którym nie ma odwiedzin i od razu wyrzuciłam kartę SIM do śmietnika. Daję sobie spokój z takim życiem. Podjęłam decyzję. Nic mnie tu nie trzyma. Jedynie miłość, która niszczy. Wyjeżdżam. Nie w to miejsce, gdzie tata dostał pracę. Wyjeżdżam tylko z mojego miasta. Będzie blisko do agencji, nowej szkoły. Zaczynam wszystko od nowa. Skończę liceum, pójdę na dobre studia.. Chyba podążę w ślady mamy. Chcę mieć własną firmę. Ale jeszcze nie jestem pewna. Mam czas.. Właśnie. Na wszystko mam czas... Z Bellą nasza przyjaźń się nie kończy. Będziemy się widywały jeszcze przez cały lipiec. W sierpniu mam przeprowadzkę. Gdy dostanę świadectwo, od razu jedziemy z ojcem obejrzeć dom. Podobno wybrał wspaniałe miejsce. Jest w zaciszu, na lekkim odludziu. Zawsze tak chciałam. Ma duży ogród i mały lasek. Dom nie jest wielki. Chyba stworzony dla córki i ojca. Z Jacob'em muszę porozmawiać i pożegnać się. Jest wspaniałym mężczyzną i wierzę, że w życiu mu się ułoży. Max przebywa w ośrodku dla narkomanów. Terapia idzie pomyślnie, z tego co mi wiadomo. To dobrze. Musi ułożyć swoje życie. Ma małą siostrę, którą trzeba wychować na silną i mądrą kobietę. Nie, że ja Go już nie kocham. Kocham jak głupia. Zawsze kochałam. Ale nasza miłość nie przetrwa. Do miłości potrzeba dwoje silnych ludzi. I chyba ani On ani ja, nie mamy tyle siły. Ze Scott'em napięta atmosfera znikła. Przyjaźnimy się i nie chcemy nic zmieniać. Nicole okazała się być wspaniałą i wyrozumiałą kobietą. Dogaduję się z nią wspaniale, podobnie jak tata. Chyba nawet jest moją przyjaciółką. Chłopcy z zespołu są na serio w porządku. Od lipca zaczynam treningi. Trochę się boję, ale to nic złego. Podobno. Ale coś sobie postanowiłam. Muszę odnaleźć Rose. To nie jest w jej stylu tak po prostu zniknąć. Porozmawiam o tym jeszcze ze Scott'em ale to później.
- No jasne, nie ma sprawy. Poczekam. - odpowiedział Jake z uśmiechem. Na prawdę, polubiłam tego chłopaka. Jest spokojny, bardzo miły i tak się o mnie troszczy. Przez 3 tygodnie codziennie mnie odwiedzał. Chyba zyskałam przyjaciela... Udałam się do łazienki. Założyłam < zestaw na dole ;) > , rozczesałam włosy i machnęłam tuszem po rzęsach. Cieszyłam się, że w końcu wrócę do domu.
- Dobra, możemy jechać. - powiedziałam z lekkim uśmiechem do Jake'a wychodząc z łazienki i biorąc torbę. Poszliśmy jeszcze do pokoju wspólnego, pożegnać się z chłopakami.
- Noo Mała, kiedy się widzimy ? - zapytał Troj.
- Niedługo. - odpowiedziałam. Ze wszystkimi się przytuliłam i wyszliśmy do parkingu.
- Który ? - zapytał z wielkim bananem Jake pokazując samochody.
- Ten. - wskazałam na ciemno zielone Subaru.
- Nie ma sprawy. - i pojechaliśmy do mojego domu, w którym czekał na nas tata z pysznym obiadem.



środa, 9 maja 2012

Rozdział 26

Logi w drodze dowiedział się, że od pewnego czasu wiem, że mój chłopak ćpa. O nic więcej nie pytał. Kazał mi tylko dać swój telefon.
- Ale po co Ci ? - spytałam.
- Daj. Namierzę skąd było to połączenie.  odpowiedział i wyjął z schowka urządzenie przypominające duży kalkulator i za pomocą kabla podłączył go do mojego telefonu. Poklikał poklikał i powiedział :
- 700m od parku, tego niedaleko twojego domu. Tam są ruiny, zniszczenia. Wiesz gdzie to jest?
- Jedź do parku. Przebiegniemy się, bo samochodem tam nie dojedziesz. - odpowiedziałam szybko. Tak cholernie się o niego bałam. Znowu.
Bałam się, że już nigdy nie zobaczę jego uśmiechu, który dawał mi tyle chęci do życia. Że już nigdy nie będzie patrzył na mnie tymi swoimi ślepiami tak, że motyle w moim brzuchu urządzają sobie niezłą imprezę. Że już nigdy nie obejmie mnie swoimi wielkimi, ciepłymi ramionami. Że już nigdy nie poczuję smaku jego ust, bo każdy jego pocałunek jest niezwykły. Że już nigdy nie powie do mnie dwóch słów, lecz które mają taką moc, jak błyskawica. Słowa "Kocham Cię" z jego ust wypowiedziane są szczere i takie.. Magiczne. Postanowiłam, że zrobię wszystko, dam tyle na ile mnie stać. Byleby tylko On z tego wyszedł. By już nigdy nie wziął tego świństwa.
Dojeżdżaliśmy do parku. Gdy zatrzymał się samochód wybiegłam z niego i pędem pobiegłam w stronę ruin. Logan zamknąwszy samochód ruszył szybko w moją stronę. Na miejscu było słychać krzyki i śmiech. Nie wiedziałam co się dzieje. Logi spojrzał na mnie z twardym spojrzeniem. Śmierdziało tam jakby coś zdechło. Było ciemno. O coś się potknęłam.
- Auućć... - pisnęłam.
- Lucy, uważaj. Nic Ci nie jest ? - zapytał chłopak podnosząc mnie.
- Chyba rozcięłam dłoń. Jest tu tyle szkła. Cholera krwawię.. - odpowiedziałam i poczułam krew.
- Chodź znajdziemy Max'a i zbieramy się z tej meliny. Chłopaki już tu jadą. Dostali cynk. - powiedział. Poszliśmy dalej i tam się przeraziłam. W pomieszczeniu leżały butelki i unosił się dym. Dwóch kolesi grało w karty i palili skręty, jeden coś śpiewał i pił. Było widać, że jest najarany. A trzeci siedział w kącie. To Max. Podbiegłam do niego. Kucnęłam obok. Spojrzał na mnie. Miał oczy zalane płaczem, jak ja i czerwone, jak moja krew na rękach. Wstałam patrząc błagalnym  spojrzeniem na Logan'a i poczułam wielki ucisk w głowie. Pozostał szum i nicość....


***


- Lucy.... Lucy... Błagam Cię... - słyszałam jakieś głosy. Jakby przez mgłę.. Białe ściany ? Gdzie ja jestem? Cholera to nie mój pokój. Powoli zaczęłam ogarniać. 
- Córciu.. Ja już tracę nadzieję .. Jesteś ostatnią osobą w moim życiu .. Proszę nie rób mi tego.. Obudź się.. - mówił ktoś do mnie błagalnym tonem.
- Tata? - pisnęłam cieniutko. 
- O Boże ! Obudziła się ! Ej ! - krzyczał mój ojciec. Próbowałam się podnieść lecz kable mi to uniemożliwiły.
- Do cholery powie mi ktoś gdzie ja jestem ? - powiedziałam nieco stanowczym tonem. 
- Lucy, jesteś w szpitalu. W naszym szpitalu. Pamiętasz mnie ? To ja, Jake. Leżysz już tu od dwóch tygodni. Nie mogliśmy Cię wybudzić. Dostałaś silne leki. Miałaś ciężki wypadek. Pamiętasz coś ? - mówił do mnie chłopak. Powoli zaczęłam ogarniać fakty. Byliśmy z Logan'em po Max'a .. Cholera gdzie Logan ? 
- Co z Logan'em ? - spytałam szybko.
- Tydzień leżał w śpiączce ale się obudził. Już jest OK. Pamiętasz co się stało ? - pytał Jake.
- Pamiętam, że byłam obok Max'a, a potem poczułam ból głowy i film się urwał. Co się stało ? - pytałam z płaczem.
- Logan przyjdzie do Ciebie za 10 minut. Teraz chce Cię zobaczyć tata. On o wszystkim wie. - odrzekł  z lekkim uśmiechem, pocałował w czoło i opuścił salę.
- Jak się czujesz ? - zapytał z troską tata.
- Spoko. Jak się o tym wszystkim dowiedziałeś ?
- Zadzwoniła do mnie Nicole. Jest w porządku. Nie mam do Ciebie nic za złe, że mi nie powiedziałaś. Wiem, że nie mogłaś. Tak myślałem, że Alice coś ukrywa..
- Tato, przestań. .. Nie rozdrapuj ran. Co było to było. Nie zmienisz tego. A jak z Max'em? 
- Nie najlepiej.. Jest zszokowany tym co się stało... Oj pan Logan Ci opowie. - powiedział skrępowany. Czyżby coś ukrywał ? 
- Jesteś głodna ? - chciał zmienić temat.
- Nie. Chcę do domu. - odpowiedziałam chłodno. Nie lubię gdy ktoś trzyma mnie w niepewności. 
- Ohh Córciu też bym chciał. Rozmawiałem z lekarzem. Jak wszystko będzie dobrze to za 3 dni wychodzisz. Przyjdzie do Ciebie rano. Lecz do szkoły chodzić nie możesz. Miałaś ciężkie wstrząśnienie mózgu. Jesteś strasznie przemęczona. Psychicznie i fizycznie. Musisz się oszczędzać..
- Rano ? To która godzina ? - przerwałam mu.
- 22:30.
- Ejj.. idźcie spać. Żyję, nic mi nie jest. Nie musicie tu siedzieć.
- Scott przez 2 tygodnie siedzi na korytarzu, bo tu go nie chcą wpuścić. Pan Logan chce koniecznie z Tobą porozmawiać. Dasz radę dziś ?
- Tak. Z nim pogadam, ze Scott'em jutro. Chcę się dowiedzieć jak to się stało.
- Dobrze córciu. Ja się zbieram. Jutro rano Cię odwiedzę. - powiedział i pocałował mnie w czoło. Wszedł Logi.
- Cześć..
- Czekaj. Ja chcę Cię od razu przeprosić. Przeze mnie leżałeś tydzień w szpitalu i naraziłeś się na takie niebezpieczeństwo. - przerwałam mu mówiąc gorączkowo. 
- Ej ej. Uspokój się. Nic mi nie jest. Nikt się tego nie spodziewał. - uspokajał mnie siadając obok łóżka.
- Powiedz mi coś się stało.
- Do jakiego momentu pamiętasz ? 
- Kucnęłam obok Max'a, wstałam, ból głowy i koniec filmu.
- Więc jak wstałaś, od tyłu taki facet uderzył Cię butelką w głowę. Próbowałem Cię złapać ale drugi kopnął mnie w plecy. Później się z nim biłem, dostał wpierdziel, a ten co Ciebie uderzył, uderzył jeszcze raz bo zobaczył, że poruszyłaś ręką. Ten co śpiewał jebnął mi z tyłu czymś twardym w głowę i tak padłam. Potem chyba wpadli chłopaki, zgarnęli tamtych, nas zawieźli tutaj i po sprawie.
- A Max ? - spytałam z łzami w oczach.
- Tylko krzyczał, żeby Cię zostawili a zabili jego. Nie był w stanie nawet Ciebie obronić..
- A teraz gdzie jest ? 
- W specjalnym ośrodku. Ale Lucy.. Ja coś Ci muszę powiedzieć.. Tylko spokojnie. - powiedział ocierając ręce o siebie niespokojnie. Łzy spłynęły po policzkach. Zrobiłam pytającą minę. 
- Bo.. Bo Max chciał później popełnić samobójstwo.  - powiedział szybko i cicho. Rozległ się piszczący dźwięk urządzeń. 

Czyżby serce rozpadło się na cząstki elementarne ? 


to znów ja.
zostawcie po sobie jakiś ślad.
bo mi się wydaje że nikt tego nie czyta :(
a jak nikt tego nie  czyta to nie ma po co pisać.
chyba niedługo opowieść Lucy się skończy.
całusyy ;*

poniedziałek, 7 maja 2012

Rozdział 25

Po powrocie do pokoju wspólnego posiedziałam jeszcze chwilę z chłopakami. Dowiedziałam się, że przez pewien okres będę musiała uczęszczać na "treningi". Z Logi miałam uczyć się jazdy samochodem, choć bardzo się tego bałam, bo obiecywałam, że mogę go zabić lecz On tylko się śmiał. Z Shawn'em miałam szperać po komputerach i doszukiwać się różnych spraw. Jake miał mi pokazać jak się robi rożne antidotum itp. Scott'a zadaniem było zapoznanie mnie z regulaminem, który był bardzo obszerny. Z Troj'em zajęcia będę musiała mieć najdłużej, przez 2 tygodnie, musiałam z nim trenować. On się z tego bardzo cieszył lecz mi za wesoło nie było, bo nawet za wf nie przepadałam. Po skończeniu tej dyskusji udałam się do mojego pokoju, bo musiałam się przebrać i odświerzyć. Za pół godziny miałam mieć pierwszą "lekcję" z Jak'em. Wyciągnęłam z szafy czarne leginsy i granatowy top. Po oglądaniu kilku ciuchów stwierdziłam, że ktoś umiał trafić w mój gust. Poszłam do łazienki, wzięłam prysznic, wysuszyłam włosy i związałam je w kok. Gdy miałam ciuchu na sobie, wyszłam z łazienki. Siedział tam Jake.
- Sorki, że wszedłem, ale pukałem i byłaś w łazience. - powiedział speszony.
- Nie no spoko. - rzekłam biorąc telefon z torby. Jacob dzwonił.
- Gotowa ? - zapytał Jake.
- Tak, jasne. Już mniej więcej wiem gdzie jest pokój wspólny, poczekasz tam na  mnie ? Muszę oddzwonić.
- Nie ma sprawy. - odpowiedział i wyszedł.
Zadzwoniłam do Jacob'a.
- Halo ? - powiedział cieniutki głosik.
- Hej Mała. Tu Lucy, jest Jacob?
- Ohh cześć. Już Ci go daję. - odpowiedziała. Usłyszałam że go woła.
- Tak ? - zapytał już męski głos.
- No hej. Dzwoniłeś.
- No dzwoniłem dzwoniłem. Musimy pogadać.
- O czym ?
- Ty wiesz o czym. - powiedział poważnie. Poczułam się dziwnie. Wiedziałam że o Max'ie.
- Dzisiaj nie dam rady. Jutro wieczorem w pół do 8. Wpadnij do parku.
- Ok. Na razie. - powiedział i się rozłączył. Czyżby się dowiedział, że Max bierze? Albo brał.. Cholera muszę do niego zadzwonić. Mam złe przeczucie. Wybrałam jego numer i po trzech sygnałach odebrał.
- Max? Skarbie gdzie jesteś?
- Ccco ? Aahahahha . Weeeś wyjdźź ... Ahahaha .. Ja pierdoleee .. Rob ? Daj kieliszek.
- Kurwa gdzie Ty jesteś ?! - krzyknęłam.
- W dupieeeee .. -  i się rozłączył. Stałam jak wryta. Nie wiedziałam co robić. Wzięłam bluzę i wyleciałam z pokoju. Wpadłam do pokoju wspólnego.
- Jake nici z lekcji. Logi bierz samochód. - powiedziałam uspokajając oddech.
- Ale co się stało ? - każdy pytał widząc mnie wystraszoną.
- W pracy jestem. - powiedział Logi podchodząc do mnie.
- Błagam Cię, to jest sprawa życia lub śmierci.
- Dobra, chodź jedziemy. - rzekł chłopak biorąc mnie za rękę.
- W samochodzie mi wszystko opowiesz. BMW ? - dodał pytając.
Skinęłam głową z burzą myśli na sekundą.


no i jest kolejny.
hehe potrzymam was tak troszkę w niepewności.
nie wiem czy ktoś to wgl czytaa..
mówcie coś ^ ^
;** <3 <3

sobota, 5 maja 2012

Rozdział 24

Z góry przepraszam wszystkich, za moją długą nieobecność. To przez naukę i wgl, brak czasu. Ale mam rozdziały napisane na karteczkach, więc teraz tylko dodawać. :D
Mam nadzieję, że ktoś jeszcze czeka na dalsze części. 
Jeszcze raz przepraszam i obiecuję poprawę ! ;** <3 




- Jak wam już opowiadałam, to jest Lucy. Będzie w waszym zespole. - powiedziała Nicole, gdy stałyśmy już w  "pokoju wspólnym". W pokoju wspólnym stał wielki stół z laptopami i sterty papierów, przy których siedzieli mężczyźni, zielona sofa i drzwi. Chyba do łazienki.
- Cześć.. - powiedziałam nieśmiało. Zawsze się krępuję, w takich sytuacjach, gdy ktoś mnie komuś przedstawia. Szczególnie facetowi. Niestety teraz nie jednemu... Nicole wyszła zostawiając mnie samą z pięcioma facetami. Super..
- Siemaneczko ! Jestem Troj, znaczy Louis, ten słodki. - powiedział chłopak, podchodząc do mnie. Miał na serio słodki uśmiech !
- Hej, a ja jestem Logan, mówią na mnie Logi, sam nie wiem dlaczego.Chcesz się przejechać, tylko powiedz słowo ! - rzekł do mnie Logi, który stał za Troj'em.
- Witaj Lucy, nazywam się Shawn. Logi i Troj to są dwa największe świry, wiec się nimi nie przejmuj, najlepiej  ich nie słuchaj. Chcesz coś do picia ? - zapytał Shawn. Wydawał się miły.
- Nie, na razie dzięki. - odpowiedziałam ze śmiechem. Co jak co, ale w grupie to ja miałam przystojnych facetów.
- Lucy siadaj koło mnie i opowiedz nam coś o sobie ! - krzyknął Troj robiąc mi miejsce. Uśmiechnęłam się do niego i usiadłam obok Jake'a. Scott siedział cicho udając że szuka czegoś w laptopie.
- No, to opowiadaj coś o sobie. - znów zachęcił Troj.
- Myślałam że wszystko o mnie wiecie.
- Oj tam, tylko tyle ile masz lat, ile masz wzrostu, ile ważysz ..
- Skąd wiesz ile ważę ?! - przerwałam mu.
- No tam pisało. Nie denerwuj się tak, jesteś piórko. I masz niedowagę, wiesz ?
- Żeś wymyślił. Skończ ten temat. Więc no.. Od szesnastu lat Lucy jestem. Kończę niedługo gimnazjum. Mam przyjaciółkę Bellę, bo Rose gdzieś spieprzyła. Mam tylko tatę, mama nie żyje, ale to już wiecie. Jeszcze coś chcecie wiedzieć? - spytałam.
- A chłopaka masz? - zapytał Logi.
- A mam. - odpowiedziałam z bananem na buzi.
- Cholera .. Gdzie On mieszka? - spytał poważnie Troj a po chwili wybuchnął śmiechem.
- Ominie Cię ta informacja. - i po chwili wszyscy zaczęli się śmiać. Oprócz jednej osoby. Scott wstał i wyszedł trzaskając drzwiami.
- A tego co ugryzło ? - zapytał Shawn.
- Idę z nim pogadać. - odrzekłam wstając z krzesła. Na korytarzu wyszedł za mną Jake.
- Chodź, pokażę Ci, gdzie On najczęściej przesiaduje. - powiedział biorąc mnie za rękę. Niby mały gest, a jednak coś znaczy. Pojechaliśmy windą na samą górę. Weszliśmy do małego pomieszczenia.
- Tu przesiaduje Scott ? - spytałam z lekką ironią i zdziwieniem.
- Nie. Wchodź. - wtedy Jake odsłonił drabinę. Weszłam na nią dalej zdziwiona. Otworzyłam później czarną klapę. Wyszłam na zewnątrz. Spostrzegłam, że stoję na dachu. Ze zdziwienia opadła mi kopara. Wszędzie wokół kwitły kwiaty. Żółte, czerwone, fioletowe, niebieskie.. Coś wspaniałego ! Na małej ławce siedział mój przyjaciel. Pomimo tego co się stało nadal oznaczałam go tym "mianem". Grał na gitarze. Tak pięknie.. Nigdy tego przy mnie nie robił !
- Chyba musimy pogadać.. - powiedziałam cicho żeby się nie przestraszył.
- Skąd wiedziałaś, gdzie jestem ? - zapytał zdziwiony przestając grać. W jego oczach widniał smutek.
- Nie ważne. Nigdy nie mówiłeś, że grasz. W dodatku tak pięknie.. - powiedziałam dosiadając się.
- Nie było okazji. - chciał mnie zbyć. No ze mną nie ma tak łatwo.
- Było dużo okazji. Co to miało być przy chłopakach ?- spytałam przechodząc do rzeczy.
- Jesteś na tyle inteligentna, że powinnaś się domyśleć. - odpowiedział z ironicznym uśmiechem, który momentalnie zszedł mu z twarzy.
- Często tu bywasz ?
- Gdy chcę odreagować.
- Mam prośbę. - powiedziałam. Zrobił pytającą minę.
- Zagraj mi coś.
- Po co ?
- No proszę. Zagraj.
- A zaśpiewasz ? - zapytał nie czekając na odpowiedź,  po czym zaczęły płynąć pierwsze nuty "Use Somebody " Kings Of Leon. To była jedna z naszych ulubionych piosenek. Po krótkim wstępie zaczął śpiewać pierwszą zwrotkę. Szczerze mówiąc, to on miał świetny głos. To  było coś cudownego. W refrenie do niego dołączyłam. Nasze głosy tak idealnie do siebie pasowały, że aż się nie mogłam nacieszyć. Scott'owi też widocznie poprawił się humor, bo zaczął się uśmiechać.
Nie chciałam stracić przyjaciela.
Gdy skończył grać odezwał się :
- Przepraszam. Przepraszam, za tamto. Już nigdy więcej tego nie zrobię. - powiedział poważnie.
- Nie przepraszaj, nie masz za co. Nad uczuciami się nie panuje. - odrzekłam z lekkim uśmiechem.
- Mówisz, że się nie panuje ? Jakbym nie panował, to bym tu nie siedział jak kołek z tą gitarą.
- Może skończmy ten temat. Która godzina ?
- Dochodzi 16. Wracamy ? - spytał.
 Skinęłam głową ruszając do wyjścia.