czwartek, 21 czerwca 2012

Rozdział 33

- Możesz zostawić mnie samą? - spytałam drżącym głosem oddalając się od chłopaka.
- Nie chcę zostawiać Cię w takim stanie. - odpowiedział spokojnie.
- Proszę. Dochodzi 13. Przyjedź o 13:45, bo mam o 14 trening, dobrze ?
- Oczywiście. Nie rób głupot, Lucy. - powiedział, cmoknął mój policzek i wyszedł z pokoju.
Usiadłam na łóżku. Tysiące myśli nasuwały mi się na minutę.
Przecież miałam sobie dać z nim spokój. Przecież miałam o nim zapomnieć. Ale o miłości nie da się zapomnieć. O uczuciu, które jest wielkie, nie do opisania. Otarłam spływającą po wilgotnym policzku łzę. "Ben wyjeżdża. Muszę się z nim pożegnać." - pomyślałam. Stwierdziłam, że muszę się ogarnąć, choć na nic nie miałam siły. Weszłam do garderoby, wybrałam pierwsze lepsze ciuchy. < pierwszy zestaw na dole > i udałam się do łazienki. Przed szybkim prysznicem napisałam do Ben'a, Laury i Belli SMS : Za 20 minut w parku. Lucy. " Akurat się wyrobiłam ze wszystkim i jako tako  wyglądałam. Nie mogłam przecież pokazać, że tak strasznie cierpię przez chłopaka swego życia. Chciałam o tym pomyśleć wieczorem. Teraz muszę pożegnać przyjaciela. Na dole założyłam trampki i krzyknęłam, że niedługo wrócę. Za 5 minut miałam się spotkać z przyjaciółmi. Przyspieszyłam kroku. Słońce dopiekało, aż żałowałam, że założyłam jeansy. W parku zauważyłam na jednej z ławek, że siedzą trzy osoby. To oni. Podeszłam do nich i przywitałam się z każdym całując w policzek  i udając, że wszystko okej.
- O której jedziecie ? - zapytałam Ben'a i Laurę siadając na ławce.
- 15:30 mamy samolot. Kuźwa będzie mi was brakować. - odpowiedział i przygarnął mnie i Belle do siebie.
- A kiedy się widzimy ? - spytała Bella.
- No wiesz.. Na pewno przyjedziemy na święta. Prawda skarbie ? - zwrócił się chłopak do Laury.
- Oczywiście. Ale sylwestra spędzamy razem, tak ? - spytała dziewczyna.
- No ba. Nie ma innej opcji. I zostaję sama. Ehh.. co za życie. - powiedziała smutno Bella.
- Mała, nie smutaj. Będziemy prawie cały czas w kontakcie. Skype, Facebook i tak dalej. Lucy będzie blisko. A właśnie kiedy Ty jedziesz ?
- Planujemy z tatem coś w sierpniu. Jeszcze w stu procentach nie jestem pewna. Damy radę prawda  ? - powiedziałam z lekkim uśmiechem. Na tyle było mnie stać.
- Damy. I choćby nie wiadomo co się działo, jeden telefon, wsiadam samolot i jestem u was. - powiedział Ben przytulając nas. Zadzwonił Belli telefon. Odeszła od nas na sekundę, a Ben z Laurą uzgadniali czy wszystko zabrane.
- Przepraszam was bardzo, ale ja się muszę zbierać. Coś z babcią jest nie tak. Zabrało ją pogotowie. Na prawdę muszę iść. - powiedziała przestraszona Bella.
- Szczerze mówiąc to ja też.  - odrzekłam wstając z ławki.
- Kuźwa na serio będzie mi Ciebie brakować.  - dodałam przytulając się do chłopaka.
- Lucy, mogę Cię na chwilę prosić ? - spytał Ben biorąc mnie za rękę. Odeszliśmy kawałek od dziewczyn.
- Ja wiem, że z Tobą jest coś nie tak. Coś Cię gryzie. I chyba się domyślam co. Pewien pan, który złamał serce mojej najlepszej przyjaciółce. Skurwiela powinienem zabić. Ale nie mógłbym Ci tego zrobić. Kochasz go. Kochasz go jak chuj, to widać, na serio. Bella mi mówiła, że dla Ciebie "On" to rozdział zamknięty. Ale tak nie jest. Rozum Ci mówi, żebyś dała sobie z nim spokój, ale serce odmawia. Kieruj się nim. Ono zawsze dobrze mówi, choć na początku może Ci się to wydawać nie możliwe. Miłość to jest najlepsze co Cię mogło spotkać. Z dnia na dzień ona nie minie. Może nawet nigdy. I widać, że to nie jest najzwyklejsze zauroczenie. Wiem co czujesz, bo czuje to samo do Laury. Niby znamy się krótko, ale zdążyłem ją pokochać. Mamy dopiero 16 lat, a tyle doświadczyliśmy w życiu. A to jest dopiero początek. Więc proszę Cię. Nie odpuść łatwo. Jesteś silną kobietą i Ty dobrze o tym wiesz, tak samo jak ja. Będzie dobrze, dasz radę. - powiedział kończąc i tuląc mnie do siebie. Łza pociekła po moim policzku.
- Ej Mała, nie płacz. - otarł mi ją chłopak.
- Dziękuję. - powiedziałam lekko się uśmiechając. 
- Chodź idziemy do reszty. - odrzekł biorąc mnie za rękę. Podeszliśmy do Laury, która siedziała sama, bo Bella musiała szybko biec do domu. 
- To ja spadam. Wiecie, że życzę wam wszystkiego dobrego i żeby Wam się wszystko elegancko układało.-  powiedziałam przytulając ich do siebie.
- Wszystkiego dobrego, Mała. - powiedział Ben z uśmiechem. Cmoknęłam Laurę i Ben'a w policzek, pomachałam im i udałam się do swojego domu. Czekały mnie ciężkie półtorej godziny. 


***

- Scott.. Przecież to jest idiotyczne ! I mam to wszystko przeczytać ? - spytałam zrezygnowana patrząc na te wszystkie papiery. Było ich mnóstwo.
- Jeżeli chcesz pracować w tej agencji, to tak. - odpowiedział z uśmiechem. Bawiło go moje zdenerwowanie.
- To ja się wypisuję z tego. - rzuciłam na stół teczkę.
- Spokojnie. Przecież Ci pomogę. Mamy czas. - powiedział delikatnie. Po półtorej godziny udręki wiedziałam już co mi wolno a co nie. Jakie są moje obowiązki i tak dalej. W drodze do pokoju wspólnego zahaczyłam o Jake'a. 
- Lucy, wszystko w porządku ? - spytał łapiąc mnie za rękę.
- Tak. Znaczy nie. Nie ważne. Muszę iść. - powiedziałam wyrywając przy tym swoją rękę. Nie odpowiedziałam. Odeszłam, czułam na sobie jego spojrzenie. Zawsze jak go gdzieś widziałam, czułam jego perfumy dziwnie się czułam. Odwróciłam się. Dalej patrzył na mnie swoimi smutnymi oczami. Podbiegłam do niego. Złapałam za rękę. 
- Widzimy się wieczorem ? - zapytałam cicho.
- Pewnie nie masz czasu. Albo ochoty.- odrzekł smutno. Kurcze, On nic złego nie zrobił a zachowywałam się, jakbym była na niego obrażona. Wspięłam się na palce, złapałam dłońmi jego twarz i delikatnie musnęłam jego wargi. 
- Mam czas i ochotę. - szepnęłam mu do ucha. Na jego policzkach zagościł rumieniec a w moim brzuchu motyle.
- Będę o 8. - krzyknął gdy odchodziłam. Pomachałam mu i odeszłam w stronę pokoju z troszkę lepszym humorem. 








 1 zestaw ;)

_______________________________________
jest kolejny.
po waszych komentarzach wywnioskowałam, że tamten rozdział,
przypadł wam do gustu.
cieszy mnie to bardzo ;*
mam nadzieję, że  z rozdziału powyższego też będziecie zadowoleni.
wasza : smile_xd
<3


wtorek, 19 czerwca 2012

Rozdział 32

- Jeesteśmy ! - krzyknęłam zdejmując buty w progu mieszkania.
- Chodźcie jeść. - dobiegł mnie głos taty z kuchni. Uśmiechnęłam się do Jake'a a On mnie wziął za rękę co mnie trochę zdziwiło i poszliśmy umyć ręce. Po wspólnym posiłku z tatem, poszliśmy na górę.
- Aż dziwne, że o nic nie pytał. - powiedziałam do chłopaka gdy siedzieliśmy już u mnie w pokoju.
- E tam. Wierzy Ci. - odrzekł.
- O coś sobie przypomniałam. Zaraz wracam. - rzekłam i wybiegłam z pokoju wracając z paczką.
- Od kogo to ? - spytał Jake.
- Jeszcze nie wiem ale zaraz się dowiemy. - uśmiechnęłam się do niego. Po otwarciu paczki uśmiech zszedł mi  z twarzy. Była w niej książka przypominająca pamiętnik, list oraz płyta. Nie wiedziałam o co chodzi. Na pierwszej stronie pamiętnika było napisane wielkimi literami " LUCY. BO TY JESTEŚ CZĘŚCIĄ MNIE, NA ZAWSZE". Do oczu napłynęły mnie łzy. Jake razem ze mną wszystko to czytał. Objął mnie ramieniem, na co ja się bardziej do niego przybliżyłam. Odłożyłam pamiętnik i wzięłam do ręki list.



Droga Lucy .. 

Życie ułożyło się inaczej, niż po naszej myśli. Kiedyś miałem marzenia, ambicje. Teraz one wygasły jak papieros. Nic nie jest tak, jak być powinno. Muszę Ci coś wyjaśnić. 
Pewnie myślisz, że ja Ciebie nigdy nie kochałem. Że nic do Ciebie nie czułem, bo brałem.. To nie tak. Z pewnością. W pamiętniku, jest zapisane wszystko, od naszego pierwszego spotkania. Opisywałem w nim każdy dzień spędzony z Tobą. Każdy dzień był inny. Wtedy kiedy brałem, nie zdawałem sobie sprawy, jak ranię otaczających się wokół mnie ludzi. Szczególnie Ciebie. Raniłem także Jacob'a i Tinę. Nie umiem jej wychować. Nie dam sobie rady. Mam wielkie szczęście, że Jacob nad wszystkim panuję. 
Ja tu umieram. Rozumiesz ? Umieram w środku. Bez Ciebie. Tu nic nie ma sensu. Codziennie rano budzę się z myślą, że to wszystko to sen. Chory, wymyślony. Lecz po dłuższej chwili, dochodzi do mnie to, że straciłem najważniejszą osobę w moim pieprzonym życiu. Że nie będę mógł codziennie widywać jej uśmiechu, blasku w jej oczach, trzepoczących ze szczęścia rzęs. To jest dobijające, że nie można być z kimś kogo się kocha, mimo wszystkiego. Wina w 100% leży po mojej stronie. Ty nic tu nie zawiniłaś. Dopiero teraz, z pomocą tych ludzi, doszło do mnie to, co ja zrobiłem. Czasem mam ochotę się zabić. Ale nie miałbym sumienia tego zrobić. Wiem, jak zraniłem wszystkich, a mowa co to by było jakbym zrobił to. "To" coś mnie od dłuższego czasu prześladuje. 
W ośrodku spotkałem pewnego chłopaka. Chciał trzy razy popełnić samobójstwo. Za trzecim razem, prawie mu się udało. W ostatniej chwili go odratowali. Po dłuższej rozmowie, nie był już taki zamknięty w sobie jak na początku. Miał na imię Charlie. Dziewiętnastolatek, trzy lata temu stracił ukochaną. Ze swojej winy. Jechali z imprezy. Byli trzeźwi. On kierował, a ona siedziała obok niego, prawie zasypiając. Lał wielki deszcz. Było ciemno. W pewnym momencie stracił panowanie nad samochodem. Zjechał z drogi prosto w drzewo. Jego odratowali. Jej śmierć była na miejscu. Rodzice jego ukochanej, znienawidzili chłopaka za to, że zabił ich ukochaną, jedyną córkę. Od tamtego dnia, jego życie całkowicie straciło sens. Uciekł z domu mając 16 lat. Pił aż w końcu trafił do szpitala. Miał jakieś problemy z wątrobą. Po krótkim czasie wszystko było już dobrze. W końcu upił się i chciał podciąć sobie żyły. Od tamtego czasu przebywał  w tym ośrodku. Terapie znosił źle, dlatego tak długo tutaj był. Pół roku temu odkryli u niego raka wątroby. Chłopak się jeszcze bardziej załamał. Ale po pewnym czasie zaczął się cieszyć. Lekarze go nie rozumieli. Trochę mieli rację. Przecież jaki normalny człowiek cieszy się z tego, że jest się śmiertelnie chorym i że może nie dożyć jutra. On był tym wyjątkiem. Cieszył się, że w końcu spotka swoją miłość. Nie tu, na ziemi. A tam, wysoko w niebie. Tydzień temu, mógł w końcu ją spotkać. Gdy umierał, powiedział pewne słowa, które zapamiętam do końca życia : Walcz o miłość. Walcz do upadłego, aż zabraknie Ci sił. Bo nigdy nie wiesz, co Cię może jutro spotkać. 
Ta jego historia, na prawdę, daje do myślenia. Bóg zabrał go do swojej miłości. Planowali wspólne życie, tak samo jak ja planowałem z Tobą. Lecz sama widzisz. Nie wszystko układa się po naszej myśli. 





KOCHAŁEM, KOCHAM, BĘDĘ KOCHAŁ.

NA ZAWSZE. TWÓJ MAX.

Oniemiałam. Ręce się trzęsły, a oddech był niespokojny. Tak po prostu, wtuliłam się w ramiona Jake'a. Łzy ciekły niemiłosiernie.

I pomyśleć co miłość robi z człowieka.


______________________________________________________

jest krótki, wiem.
ale nie dałabym rady napisać go całego.
ten list pisałam ze łzami w oczach. 
mam nadzieję,że chociaż kilka osób wyrazi swoją opinię na jego temat.
dziękuję za 5000 wyświetleń.
jesteście najlepsi <3 
kocham i kończę. 
nowy rozdział pojawi się niedługo ;*  

środa, 13 czerwca 2012

Rozdział 31

Wiem wiem jestem do dupy. Problemy osobiste i brak czasu nie dają szans na pisanie nowych rozdziałów. Ale jakoś tak myślę, że nie chcę kończyć tego opowiadania. Mam za dużo pomysłów, żeby teraz ich nie zrealizować. Zobaczymy jak to się wszystko potoczy, a teraz zapraszam do czytania i przepraszam za długą nieobecność. Dziękuję tym co zostali, którzy byli i będą. ;**


- Powtórka z ostatniej nocy ? - spytał mnie ktoś ze śmiechem podając szklankę z wodą.
- Ale cco.. jak ? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie biorąc szybko szklankę i wypijając ją.
- No znów zabalowałaś. - powiedział ze śmiechem Jake.
- Jejku.. moja głowa. Czemu jestem w agencji ?
- Byłaś nieźle wkręcona, to przecież nie będziemy wieźli Cię do domu. Dzwoniliśmy do twojego taty. Powiedzieliśmy że nocujesz u Belli.
- A no ok. A która godzina ?
- Dochodzi 11. Zgłodniałaś ?
- Trochę. Ale najpierw idę do łazienki. Przyjdę do pokoju wspólnego, ok ?
- No pewnie. W łazience masz wszystko. Nicole o Ciebie dba, choć jesteś tu krótko. - odrzekł z uśmiechem chłopak i wyszedł z pokoju.
Wstałam z wielkim bólem głowy. Na sobie miałam dalej sukienkę, a szpilki leżały obok sofy. Aż bałam się spojrzeć w lustro. Z szafy wyjęłam ciemny dres i niebieską koszulkę z czarnym napisem. W łazience przestraszyłam się samej siebie. Rozczochrane włosy i rozmazany makijaż robiły swoje. Jak najszybciej pragnęłam wejść pod prysznic. Po kąpieli czułam się lepiej. Założyłam przygotowane ciuchy, związałam włosy w warkocza i przeleciałam tuszem po rzęsach. Na nogi włożyłam vansy i wyszłam. W pokoju wspólnym wszyscy siedzieli.
- Oo nasza śpiąca i balująca księżniczka wstała. - śmiał się Logi.
- Daruj sobie. - spojrzałam na niego z karcącym, po czym uśmiechnęłam się.
- Ma ktoś może jakieś tabletki, albo coś ? - dodałam pytając.
- Na kaca jest jedna recepta.
- Tak ? Od kiedy Ty taki mądrala się zrobiłeś ? - spytałam Troj'a,
- No od zawsze. - zaśmiał się.
- Shawn dlaczego Cię z nami nie było ? - spytał później chłopaka, który klikał coś cały czas w komputerze.
- Ja, nie to co wy, pracuję, Chłopaki, macie zajęcie na wieczór. Trzeba odwiedzić pewien klub. Szukamy pewnego dilera. Ze źródeł ma tam dzisiaj być. - odpowiedział.
- Miejsce, czas i już się robi szefie. - rzekł Logi.
- Mogę z wami ? - spytałam nieśmiało. Popatrzyli na mnie wzrokiem ' co ja pacze ' i wybuchli śmiechem.
- Powiedziałam coś śmiesznego lub coś, co powinno was tak rozbawić ?
- Ee szybka jest. Lubię takie. - powiedział Troj zakładając ręce na piersi. Dostał poduszką ode mnie w twarz.
- Lucy, nie przeszłaś nawet treningów. To jest zbyt niebezpieczna akcja. A właśnie. O 14 masz trening ze Scott'em. - rzekł Shawn.
- A gdzie On się w ogóle podziewa ? - spytałam.
- Ma coś do załatwienia na mieście. Niedługo powinien być. Jest prawie w pół do 12. Przed 12 mieliśmy odstawić Cię do domu. Obiecaliśmy to twojemu tacie. Pamiętaj, że nocowałaś u Belli.
- Jasne jasne. Dobra, podwiezie mnie ktoś ?
- Choć, jedziemy. - odrzekł Jake, biorąc mnie za rękę. Zawsze jak mnie za nią chwycił, czułam coś dziwnego w brzuchu. Nieważne. Zeszliśmy do podziemnego tunelu. Jake spojrzał na mnie pytającą miną, gdy staliśmy przy samochodach.
- Szlag. - przeklęłam.
- Co ? Coś nie tak ? - spytał zdziwiony chłopak.
- Chyba zostawiłam torebkę w pokoju. Mam w niej portfel, telefon, klucze. Kurcze..
- Dobra, poczekaj tu. Zaraz Ci ją przyniosę. Tylko nigdzie się stąd nie ruszaj.
- Okej, dziękuję. - powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego gdy poszedł do drzwi. Korytarz w podziemnym garażu był długi. A drzwi były tylko 3. Stałam oparta przez jakieś trzy minuty o samochód, oglądając paznokcie. Pomyślałam, że wieczorem pomaluję je na jakiś ładny kolor. Usłyszałam skrzypnięcie drzwi.
- Oo Jake, szybki jesteś. Znalazłeś moją torebkę  ? - spytałam nie oglądając się w jego stronę.
- A co masz ciekawego w torebeczce ? - spytał ochrypły głos. To nie Jake. Przeleciał przeze mnie dziwny dreszcz. Odwróciłam się. Stało dwóch mężczyzn w ciemnych ubraniach. Patrzyli na mnie szyderczym wzrokiem.
- Ej to ta nowa z  A-D. - powiedział drugi. Patrzył na mnie już nie z uśmiechem a wręcz przeciwnie. Z taką jakby nienawiścią.
- Kim jesteście ? O co wam chodzi ? - mówiłam idąc do tyłu, podczas gdy oni szli w moją stronę.
- Zaraz się przekonasz. - powiedział jeden i podbiegł do mnie. Wyszarpnęłam rękę i zaczęłam uciekać. Przerażona biegłam przez korytarz, nie mogąc znaleźć drzwi. W końcu ukazały mi się jedne, z których wychodził Jake. Zdziwiony patrzył na mnie, jak biegnę. Po chwili ujrzał z tyłu dwóch mężczyzn biegnących za mną. Traciłam już siły, nie mogłam biec. Chciałam uciec od tych zbirów. Dobiegłam zdyszana do drzwi.
- Jake, kurwa kto to jest ? - pytałam szybko.
- Uciekamy stąd. Winda się zepsuła, musimy biec schodami.
- Nie dam rady. - mówiłam, gdy tamci krzyczeli do Jake'a żeby mnie puścił. Obok schodów był małe drzwiczki. Otworzył je Jake i wepchnął do środka. W środku było bardzo ciemno. Wpadłam na jakiegoś mopa, poznając po kształcie, więc pomyślałam, że jest to jakiś schowek. Było bardzo mało miejsca. Ja, Jake, mop i wiaderko staliśmy do siebie przytuleni. Zza drzwi dochodziły dźwięki. Szybko przytuliłam się i złapałam za szyję Jake'a. Sama nie spodziewałam się takiej reakcji a mowa On. Po chwili dźwięki ucichły. Czułam na sobie oddech chłopaka. W brzuchu wirowały motylki.
"Czułam się bezpiecznie. Tak samo jak w ramionach Max'a. Ale w ramionach Max'a już nigdy nie będę. Muszę o nim  zapomnieć. Zacząć od nowa. Zawsze go będę kochać, lecz nigdy już z nim nie będę. Ułożymy swoje życie. Osobno. " - pomyślałam, po czym bez wahania zatopiłam swoje usta w ustach Jake'a. Od razu odwzajemnił pocałunek. Nie myślałam o tym czy było to nie stosowne. Nie liczyło się nic. Delikatnie głaskał moje plecy ręką, drugą przytrzymując w talii  a ja przeczesywałam jego czuprynę koniuszkami palców. Magia. Po prostu magia.

piątek, 1 czerwca 2012

Rozdział 30

- Pani Lucy Anderson ? - zapytał listonosz.
- Tak, słucham ? - spytałam nie pewnie.
- Przesyłka dla pani. Proszę o podpis, tutaj. - powiedział mężczyzna i pokazał miejsce na podpis. Machnęłam długopisem podpis nieczytelny i listonosz poszedł do samochodu po paczkę. Zauważyłam dwie postacie zbliżające się do mojego domu.
- Hej Lucy, co tak stoisz w drzwiach ? - spytała Bella.
- Cześć dziewczyny. Czekam na paczkę, listonosz mi zaraz ją przyniesie.
- Ej słuchaj, mogę się coś napić ? Strasznie mi zaschło w gardle. - odrzekła Laura.
- No pewnie. Bella idź nalej jej soku w kuchni, wiesz gdzie wszystko stoi. Zaraz do was przyjdę, tylko odbiorę paczkę. - odpowiedziałam z uśmiechem. Koleżanki poszły do domu, a w tym  czasie przyszedł listonosz.
- Lekka, może pani spokojnie wziąć. - rzekł podając pudełko.
- Dziękuję panu bardzo. Do widzenia. - powiedziałam i weszłam do środka.
- Co to za paczka ? - zapytał tata.
- Jeszcze nie wiem. Zaniosę na górę. Zawołaj dziewczyny do mnie. - rzekłam.
- Rozpakowujesz ? - spytała Bella rozkładając się na łóżko.
- Później. No to dziewczyny, jakie stylizacje na dziś przygotowałyście ? - spytałam zaciekawiona.
- Ejj.. ale gdzie są wasze ciuchy ?- dodałam zdziwiona.
- To wszystko jej wina ! - krzyknęła Laura pokazując palcem na Belle.
- Nie panikujcie.. No bo wiesz.. Twoja szafa jest ogromna, a my to takie no wiesz... - mówiła spokojnie Bella. Ja wybuchłam śmiechem. Patrzyły na mnie miną " what the fuck? "  a ja tylko podeszłam dalej się śmiejąc do drzwi garderoby i otwierając powiedziałam : voila. Ze śmiechem poszłyśmy i buszowałyśmy przymierzając dziesiątki sukienek, butów i dodatków. W końcu wybrałyśmy, to co chciałyśmy. Dziewczyny malowały paznokcie a ja w tym czasie wzięłam szybki prysznic. Później pokręciłam końcówki włosów lokówką sobie i Belli za to Laura je wyprostowała. Założyłyśmy nasze wybrane zestawy. < są na dole, podpisane czyj :D > i zaczęłyśmy się malować. Trochę pudru, cienia i  tuszu i byłyśmy gotowe.
- Tato wychodzę ! - krzyknęłam w holu zakładając dżinsowe bolerko.
- A wy gdzie ? - spytał zdziwiony tata.
- Na imprezę. Wrócę późno, nie czekaj na mnie. - cmoknęłam go w policzek.
- Ale same ?
- Niee. Chłopaki z nami będą, nie martw się.
- A no to chyba że. Ślicznie wyglądacie, zamówić wam taksówkę ?
- Nie no dzięki. Scott po nas przyjeżdża.. O właśnie jest. Lecimy pa. - i wyszłyśmy z domu.
- Ooo cholera. Przesadziłyście. - powiedział chłopak gdy stałyśmy przy samochodzie.
- Co ? Aż tak źle ? - spytała Bella. Wszystkie miałyśmy zdziwione miny.
- Źle ? Zajebiście to mało powiedziane. Jedziemy, o  matko, jak ja dojadę..
- A czemu ?
- Wiesz.. Wieźć takie piękne istoty to aż strach. Tylko zapnijcie pasy. - roześmiałyśmy się . Po kilku minutach byliśmy pod klubem gdzie czekała na nas reszta towarzystwa.
- Woow. Przesadziłyście. - rzekł Logi.
- No ! To samo powiedziałem ! Identycznie ! - przybił piątkę Scott z Logi'm.
- Będziemy tak stać, czy idziemy ? - spytała Laura prowadząc Ben'a za rękę. Weszliśmy do klubu. Wydawał się świetny. Niby było ciemno, lecz świeciły neonowe światełka. U każdego gościł banan na twarzy. Siedliśmy na kanapach.
- To kto idzie po coś do picia ? - zapytała Bella.
- No może ja. - uśmiechnęłam się.
- Chodź, pójdę z Tobą. - rzekł Jake.
- To co dla kogo?
- 3 kieliszki czystej i 2 drinki z lodem. A wy co chcecie.
- Jasne. - powiedział i poszliśmy do baru.
- Co podać ? - zapytała kobieta. Miała około 30 lat, troszkę grubsza, z wielkimi biodrami i kolczykami w nosie. Nie za ładnie to wyglądało.
- 4x czysta, 2x drinki z lodem a dla Ciebie ? - spytał mnie Jake.
- Drink tylko bez lodu, z cytryną. - odpowiedziałam. Usiedliśmy na krzesełkach.
- I jak Ci się podoba ? - zapytał Jake.
- Fajnie fajnie. Czemu nie ma z nami Shawn'a ?
- Praca.
- A no rozumiem.
- Zatańczymy?
- Później. Teraz bierz zamówienia. - uśmiechnęłam się do niego, zapłaciliśmy i z zamówieniem poszliśmy do przyjaciół. Wieczór minął nam świetnie. Wszyscy się dobrze bawili. Tańczyłam chyba z każdym, a najwięcej z Jake'iem. Trochę wypiłam, może dlatego mnie poniosło. Dochodziła 2 a wszyscy byli już zmęczeni. Byłam trochę skręcona więc nie bardzo tak pojawić się w domu. Jedyny Logi nic nie pił, więc mieliśmy szofera. Odwieźliśmy Bellę, Laurę i Ben'a. Później oczy mi się zamykały... W końcu chyba odpłynęłam.


 strój Lucy 
 strój Belli
 strój Laury
________________________________________________________________________________
krótkie wiem.
ale nie mogłam nic wymyślić.
komentarzy nie ma  prawie wgl...
już niedługo koniec.
niestety ;**