środa, 28 grudnia 2011

Rozdział 7

- Dobra tato, lecę się przebrać i idę po zakupy. - powiedziała Lucy idąc na górę.
- Ejj.. Czekaj. - powiedział ojciec.
- Co ? - zapytała dziewczyna.
- Zakupy już zrobione. Jak byłaś w szkole, to mi się nudziło więc poszedłem i kupiłem. Teraz tylko ugotujemy i możemy jeść. - stwierdził wesoło tata.
- O, fajnie.- powiedziała zdziwiona Lucy.
- No to zabierajmy się do robienia obiadu.- dorzuciła idąc do kuchni.
Po godzinie obiad był zrobiony.
- Bardzo smaczne. Dziękuję. Masz talent kulinarny. Naprawdę. - powiedział ojciec wycierając serwetką usta.
- Oj tato, nie przesadzaj. Ale cieszę się, że Ci smakowało. - rzekła dziewczyna zbierając talerze.
- Zostaw, posprzątam. A Ty się dzisiaj gdzie wybierasz? Chyba z tym twoim kochasiem się umówiłaś. Lucy nie rób głupot. A jak coś ci zrobi to...
- Tato ! Max nie jest taki. On mi nic nie zrobi. Wierzę mu. A tak w ogóle, to widzę że go polubiłeś.- przerwała ojcu Lucy, z szyderczym uśmiechem.
- Pierwsze wrażenie nie było złe. Tyle Ci powiem. A teraz leć do niego, bo pewnie chłopak czeka na Ciebie i czeka.- powiedział tata, sprzątając ze stołu.
- Jak nalegasz..
- Nie ! Coś Ty. Możesz zostać w domu. Z miłą chęcią z Tobą posiedzę.
- Żartowałam.
- No przecież wiem.
- Dobra, lecę się przebrać.
- Ok, tylko nie wróć późno. Przecież jutro jeszcze szkoła. Ale.. jak szaleć to szaleć. Możesz nie iść jutro do szkoły..
- Dzięki tatku. No kocham Cię. - Lucy rzuciła się ojcu na szyję.
- Dobra, dobra zostaw te czułości dla twojego kochasia. Ale przed pierwszą masz być. Zrozumiano ?
- Jasne. - rzuciła dziewczyna, biegnąc do garderoby. W telefonie widniała godzina w pół do 4  i jedna wiadomość.
" Kochanie, jakie plany na dziś ? ;* " - od Maxa.
" O 5 w parku. Nie spóźnij się ;** "- odpisała szybko.
Po chwili znowu przyszedł SMS, również od Maxa : " Na pewno ;* "
Wrzuciła na siebie bokserkę z flagą USA, czerwone rurki i czarne conversy. Rozpuściła swoje długie, brązowe włosy i podkreśliła lekko kredką swoje duże, zielone oczy. Było za piętnaście 4 i postanowiła wstąpić jeszcze do Rose. Wzięła telefon i pieniądze do kieszonki.
- U lala. Ślicznie wyglądasz. - powiedział tata wyłaniając się z pod gazety, gdy Lucy zeszła na dół.
- Oj tato, zostaw te komplementy dla mojego, jak to Ty nazywasz "kochasia". - odpowiedziała dziewczyna z szyderczym uśmieszkiem.
- Wrócę, jak ustaliliśmy. To pa. - rzuciła Lucy wychodząc.
- No pa. Uważaj na siebie.
Chodź był maj, słońce dawało we znaki. Lucy cieszyła się, że za nie całe dwa miesiące skończy szkołę i będą wakacje. Na 100% nie wiedziała jeszcze gdzie pojedzie ale myślała o jakimś wspaniałym miejscu i chciała tam być ze swoją wspaniałą ekipą. No i oczywiście z Maxem. Znała go krótko, ale czuła się przy nim jakby znali się od małego. W końcu znalazła się przy domu Rose. Zadzwoniła do dzwonka i otworzył jej brat Rose.
- Hej, jest Rose w domu ? - zapytała .
- Siemka. Jest w ogrodzie. Wejdziesz? - zapytał.
- Jasne.
- Ale uprzedzam, że nie jest sama. - powiedział Josh zamykając za Lucy drzwi.
- Bella jest czy chłopaki ?
- Ani Bella ani chłopaki. Z jakimś chłopakiem siedzi, odkąd wróciła ze szkoły. Napijesz się czegoś ?
- Nie, dzięki. Ja tylko na chwilę. - powiedziała zdezorientowana dziewczyna.
Lucy poszła w stronę ogrodu. To co tam zobaczyła bardzo ją zdziwiło. Rose siedziała na kolanach jakiegoś faceta... Ale szczerze mówiąc.. słodko razem wyglądali. Postanowiła, że nie będzie im przeszkadzać.
- Josh, nie mów Rose, że byłam ok ? - powiedziała Lucy
- A wszystko w porządku ? - zapytał chłopak.
- Tak, jasne. Tylko jej nie mów.
- No ok. Nie ma sprawy. A co tam u Ciebie?
- A no dobrze dzięki. Wiesz, ja muszę lecieć. Może wpadnę wieczorem. Trzymaj się, pa . - powiedziała Lucy i cmoknęła Josha w policzek. Wyszła z domu Rose i napisała jej SMS "Jutro o 17 u mnie. Wbijamy na jakąś bibe. Bierz swojego gołąbeczka ;** Trzymaj się, pa :P  ;** " . Chwilę później zadzwonił Max.
- Hej kochanie, gdzie jesteś ? - zapytał.
- Właśnie wychodzę od Rose. Możesz być za 15 minut w parku ?- zapytała dziewczyna.
- Jasne. Nie spóźnię się. Pa.
- Okej, pa.- rzuciła Lucy po czym rozłączyła się .
Była niedaleko budki z lodami więc postanowiła kupić dla siebie i dla Maxa. Sobie wzięła truskawkowe, bo uwielbiała truskawki a dla Maxa czekoladowe. Czekoladowe jak jego oczy.


_______________________________
 brak weny -.- chyba zawieszę. ;/
nie wiem. mówcie co sądzicie. ;))

piątek, 23 grudnia 2011

Jeżeli ktoś to w ogóle jeszcze czyta 
to chciałabym życzyć wszystkim
Wesołych Świąt, udanego Sylwestra, dużo miłości
i szczęśliwego Nowego Roku ;**
Następny rozdział po świętach :)






czwartek, 22 grudnia 2011

Rozdział 7

- Panna Anderson do odpowiedzi. - powiedziała pani Grey na trzeciej lekcji. Pani Grey to baba od biologi. Lucy podeszła zaspana do tablicy. Choć była 3 lekcja, jej dalej chciało się spać. Przyjaciele chcieli ją jakoś wybudzić ale im to nie wychodziło. Nieobecna siedziała sama przy ławce bo Rose nie było w szkole. Dziwiło ją to i postanowiła iść do niej po szkole. A Bella siedziała nową dziewczyną, która doszła do naszej klasy. Lucy cieszyła się trochę bo jutro piątek i wyczekiwany weekend. Chciała się gdzieś wyrwać.
- Lucy, czy Ty się dobrze czujesz ? - spytała wnerwiona nauczycielka.
- Nie.. Znaczy tak ... O co pani pytała? - odpowiedziała zdezorientowana dziewczyna.
- Siadaj. Na jutro masz się nauczyć z ostatnich dwóch lekcji bo inaczej jedyneczka zawita w dzienniku.
Lucy z obojętnością usiadła przed ławką. Chyba usnęła, ale obudziła ją wibracja w telefonie. To Max. Na samą myśl o nim jej się poprawiało. Rozłączyła się, bo wiedziała, że pani Grey nie lubi gdy dzwoni komuś telefon.
- Proszę pani, mogę do toalety? Chyba mi coś zaszkodziło.- Lucy oszukiwanie świetnie wychodziło choć tego nie lubiła. Musiała oddzwonić do Maxa.
- Idź dziecko, idź. - powiedziała zatroskana nauczycielka.
Dziewczyna szybko udała się do łazienki i  zadzwoniła od Maxa. - Hej. Dzwoniłeś. Coś się stało?- zapytała.
- No hej. Spać mi się strasznie chce i nie mogę już wysiedzieć w tej szkole. Urwiesz się na kawę? - powiedział równie zaspanym głosem jak Lucy.
- Tam gdzie wtedy za 15 min. - odpowiedziała po czym rozłączyła się. Poczuła trochę lepiej, wiedząc o tym, że Max czuje się tak samo jak ona i że zaprosił ją na kawę. Wróciła do klasy  i powiedziała że idzie do domu, bo bardzo źle się czuje i na jutro przyniesie zwolnienie od ojca. Nauczycielka pozwoliła jej iść do domu ale czuła, że to nie o ból brzucha chodzi. Wyszła ze szkoły i zapaliła papierosa. Spojrzała na telefon, widniała pięć po 10. miała jeszcze 6 minut. Przy kawiarni, zgasiła papierosa i weszła do środka. Zamówiła małą czarną a Maxa dalej nie było widać. Czekała 15 minut, zapłaciła za kawę i postanowiła się zbierać gdy w drzwiach stanął On z bukietem czerwonych róż.
- Spóźnienie 15 minut, więc 14 róż dla Ciebie. - Lucy była na niego zła, ale prezent jej sprawił piękny więc nie miała chęci na niego się gniewać.
- A co z jeszcze z tą piętnastą ? - zapytała nieziemskiego przystojniaka.
- Tą piętnastą chciałem Ci w inny sposób wynagrodzić. - odrzekł słodko. W kawiarni było sporo ludzi, a każdy miał uwagę zwróconą na nich. Max przybliżył się do niej. Ich usta dzieliły minimalne odległości. W końcu Max przybliżył swoje usta do jej warg i zaczął namiętnie całować. Dla Lucy świat się zatrzymał. Zarzuciła prawą rękę na jego szyję a lewą wplotła w jego włosy. On objął ją w pasie i głaskał delikatnie po plecach. Ludzie zaczęli bić im brawa. Czuli się tacy szczęśliwi, jak małe dzieci w piaskownicy. Trzeba było powrócić do rzeczywistości. Lucy przyjęła piękne kwiaty i zmierzali przed siebie. Nie wiedzieli gdzie idą. Ważne, że szli razem. Chodzili tak półtorej godziny i zgłodnieli. Dochodziła prawie dwunasta, więc nie mogli razem iść do domu Lucy. Max zaproponował, że pójdą do niego, bo siostra jest w szkole a brat w pracy. Więc pojechali autobus do jego  domu. Od przystanku musieli iść jeszcze kawałek. Szli szczęśliwi za rękę. Świat wydawał się piękny, dotąd aż nie zadzwonił telefon.
- Witam, czy dodzwoniłem się do pana Maxa Elliota ? - zapytał męski głos.
- Tak, o co chodzi? - zapytał zaniepokojony Max.
- Pański brat jest w szpitalu. Został przywieziony. Prawdopodobnie z powodu bójki. Pan Jacob nic nie chce nam powiedzieć. Proszę aby pan przyjechał.
- Za moment jestem. - rzucił tylko przestraszony Max do telefonu i się rozłączył.
- Max, kochanie, co się stało ? - spytała równie przestraszona Lucy.
- Jedziemy do szpitala. Już. - rzekł zdecydowanie chłopak, złapał dziewczynę za rękę i zaczęli biec na  przystanek. Przez całą podróż nic się nie odzywali. Pod koniec drogi po policzku Maxa spłynęła łza. Szybko ją otarł żeby Lucy jej nie zauważyła. Ona nie musiała nic mówić. Uścisnęła mocno jego dłoń. Czuł, że może na nią liczyć. Później wysiedli z autobusu i zaczęli biec do szpitala. Max pierwszy wbiegł na szpitalny korytarz.
- Gdzie jest mój brat ? Jacob Elliot. - powiedział zdyszany chłopak , do recepcjonistki.
- Sala 24. A ta pani kim jest ? Osób obcych nie jestem upoważniona wpuszczać. - odpowiedziała.
- Nie jest obca. To moja kobieta. - powiedział dumnie Max, łapiąc przy tym Lucy za rękę.
- A więc proszę. Lekarz już u niego jest.
Pobiegli szybko do sali, w której przebywał brat chłopaka Lucy.
- Witam, panie doktorze. Nazywam się Max Elliot a to moja dziewczyna Lucy. Co z moim bratem? - zapytał Max.
- Proszę za mną, do mojego gabinetu. - powiedział doktor, kierując się do swojego gabinetu.
- Lucy, zostań na korytarzu. - powiedział chłopak, całując ją delikatnie w policzek.
Dziewczyna usiadła na krześle. Miała tysiące myśli w  jednej chwili. Drzwi były otwarte do pokoju Jakoba. Widziała go. Siedział zadumany na szpitalnym łóżku, z rozciętą wargą i głowę miał całą w bandażu.
Zdziwiona Lucy zauważyła, że brat jej chłopaka kiwa do niej żeby przyszła. Wstała nie pewnie, a On dalej machał do niej aby przyszła.
- Siadaj. - powiedział przyjaźnie Jacob, gdy dziewczyna stanęła w drzwiach. Lucy usiadła, ale nie wiedziała co powiedzieć. Chłopak chyba to wyczuł.
- Ty jesteś dziewczyną mojego brata, tak? - zapytał w końcu, po niezręcznej ciszy.
Dziewczyna potwierdziła kiwnięciem głową. Nie mogła nic z siebie wydusić.
- Mogę coś Ci powiedzieć? - powiedział.
- Jasne. - odpowiedziała Lucy. W końcu coś wydusiła.
- Jesteś jeszcze ładniejsza na żywo. Max tyle o Tobie mówi, że się nasłuchać nie mogę. Więc szczerze mówiąc.. Mój brat wyrwał fajną laskę.  - powiedział na luzie z uśmiechem. Lucy zatkało. Czuła, że brat Maxa jest całkiem spoko. Wyluzowała się przy nim i już się tak nie martwiła, że coś się mogło mu stać. Wiedziała, że będzie z nim dobrze.
- To co żeś odjebał, że nie chcesz nic mówić lekarzom? - powiedziała Lucy, wygodnie sobie siadając.
- Nie powiesz Maxowi ? Sam mu chce powiedzieć.
- No spoko.
- Moja była dziewczyna.. Była ćpunką. Była uzależniona od tego gówna, więc z nią zerwałem. Prosiłem, aby poszła na leczenie ale ona nie chciała. Dzisiaj rano, zadzwoniła do mnie jej kumpela, że ona leży naćpana w parku, a ona sama nie może po nią pójść bo gdzieś wyjechała. Więc szybko się ubrałem i pobiegłem do tego cholernego parku. Kochałem ją nadal i martwiłem się o nią. Gdy tam przyszedłem wyzywał ją od szmat i dziwek jej 'eks'. Ona leżała zwinięta w kłębek zalana łzami. Chciałem ją zabrać, ale tamten skurwiel zaczął mnie popychać i tak dalej. Wyjebał mi konkretnie  i uderzyłem głową o ziemie. Zacząłem go straszyć policją
 i uciekł. Zadzwoniłem po karetkę i jestem. Nie wiem co się z nią dzieje .. - powiedział przejęty.
Lucy była zdziwiona, że człowiek, który zna osobę od pięciu minut, może się tak otworzyć.
- Będzie dobrze. Zobaczysz. A tego skurwiela jeszcze złapiecie. - oznajmiła zdecydowanie Lucy. Wtedy przyszedł Max. - Wstawaj, jedziemy do domu. - powiedział bez entuzjazmu chłopak. Jacob lekko się uśmiechnął do Lucy. Gdy szli do samochodu Jacoba dziewczyna oznajmiła, że jest głodna. Zajechali więc do
McDonalda i zamówili po hamburgerze. - Cholera, jedziemy po Tinę. Za 20 minut wychodzi. - powiedział Max gdy wsiadali do samochodu z hamburgerami.
- Ej chłopaki podwieziecie mnie do domu ? Dochodzi 2, a ja muszę znowu zrobić zakupy. - powiedziała Lucy.
- Nie ma sprawy. - odrzekł Jacob i z piskiem opon ruszył. Po 10 minutach dziewczyna była przy domu. Podziękowała Jacobowi, a z Maxem umówiła się jeszcze wieczorem.
- Zdzwonimy się. - powiedział Max całując ją przed drzwiami, z których wyszedł ojciec Lucy.
- Bez takich czułości, młodzieży. - powiedział z szyderczym uśmiechem ojciec.
- Dzień dobry panu. - powiedział podając rękę panu Anderson Max.
- Dla kogo dobry, dla tego dobry. Dla was wspaniały jak widać. - powiedział ze śmiechem ojciec.
- Tato .. - powiedziała z wyczerpującą miną dziewczyna. Wtedy zatrąbił Jacob i krzyknął : - Młody no ruszaj się.
- Dobra ja lecę. Cześć . - rzucił Max pobiegł  w stronę samochodu.
- Dzięki tato, że spłoszyłeś mi chłopaka. - powiedziała Lucy wchodząc do domu.
- Nie ma za co, złotko. - odrzekł z szyderczym uśmiechem tata.
Lucy stwierdziła, że jej tata lubi się szyderczo uśmiechać. Od śmierci mamy - uśmiecha się szczerze.



_______________________________
troszkę dłuższy. tak jakoś.
mówcie co sądzicie. ;*

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Rozdział 6

- Hej tato jestem ! - krzyknęła Lucy stawiając na ziemi zakupy i zdejmując buty.
- No hej..- mruknął tata wyłaniając się z uśmiechem spod gazety.
- Po co Ci tyle tych żelków i Frugo? Coś Cię długo nie było .. - zapytał ze śmiechem ojciec.
- Bella, Ben, Scott i Rose wpadną. Spotkałam kolegę .. e .. taki ze szkoły. - Lucy zapomniała, że nie powiedziała nic tacie o dzisiejszym zdarzeniu. - Wpuść ich na górę jak moi wbiją.- dodała i pobiegła z zakupami na górę.
Wyłożyła zakupy na ławę. Przebrała się w luźne spodnie i swoją ulubioną, rozciągniętą koszulkę. Po chwili w głośnikach rozbrzmiał się bit Grubsona. Spojrzała na zegarek. - Powinni już być. - pomyślała. Wtedy wpakowali do niej z dużą pizzą i dwoma filmami. - Siemanko! - rzucili wspólnie. - No wreszcie.. - Lucy uśmiechnęła się do nich. - Aż tak się stęskniłaś ? - powiedziała Bella przytulając się się niej. Podobnie zrobiła z resztą przyjaciół.
-To co oglądamy? - rzucił Ben rozwalając się na sofie. - A co macie ? - spytała Lucy wżerając pizze.
- Ee.. Kac Vegas 2 i jakaś romantyczna.. - powiedział Scott. - To którą? - dodał. Lucy myślała wtedy o Maxie..
- Heej !! Ziemiaa do Luuucyyy ! - Ben machał ręką przy twarzy dziewczyny. - Sorki zamyśliłam się.
Scott domyślił się o czym Ona rozmyśla. - Ej Ben wrzuć tam w końcu jakiś film. Lucy możemy pogadać?- Scott wziął dziewczynę za rękę i wyprowadził ją na korytarz.
- Lucy mówiłaś tacie o dzisiejszym incydencie? - zapytał Scott.
- Nie .. Nie chcę go martwić. I tak ma tyle zmartwień..
- Ale powinnaś .. Mniejsza z tym. Kim jest ten chłopak. - powiedział w końcu podekscytowany chłopak.
- Idzieciee? - wtedy wyszła na korytarz Bella.
- Już, moment. - dorzucił chłopak.
- Noo.. kolegaa.. - Lucy chciała się wykręcić z tego tematu gdy Bella weszła do pokoju.
- Lucy... - powiedział Scott z szyderczym uśmieszkiem.
- No dobra .. Coś więcej niż zwykły kolega. Nic sobie nie myśl .! Za krótko się znamy.. Zaprosiłam go dziś ale musiał pomóc siostrze czy coś. - wykrztusiła w końcu z siebie dziewczyna.
- No to fajnie. - powiedział z uśmiechem kumpel.
- Ale to nic oficjalnego .. Nie mów nikomu, narazie. - poprosiła Lucy kolegę.
- Okej. Nie ma sprawy. Tylko musisz mnie z tym twoim kolesiem zapoznać. Musi poznać twojego "brata". - powiedział Scott kierując się do drzwi.
- Ej, nie jest mój. I nazywa się Max.
- To musisz mnie zapoznać z Maxem. Lepiej?
- Tak. Kocham Cię mój braciszku. - Lucy cmoknęła w policzek Scotta i weszli do pokoju.
Zastali tam załzawionych ze śmiechu Belle i Bena. Ku zdziwieniu Rose lekko się uśmiechała. Lucy chciała z nią porozmawiać. Ale reszta nie pozwoliła już jej wychodzić. W końcu mieli spędzić ten wieczór wszyscy razem. I tak minął cały wieczór. Dochodziła 23. Siedzieli by tam jeszcze dłużej ale do Rose dobijała się mama aby  już wracała. Wtedy musieli wszyscy iść, bo oczywiście chłopcy troszczą się o bezpieczeństwo dziewczyn i nie pozwalają samym wracać po nocy do domu. Więc pożegnali się i skierowali się ku domowi Belli i Rose.
Lucy szła do kuchni pogasić światła, bo tata już spał. Rozmyślała co będzie robiła w weekend. Bo przecież jutro czwartek i coraz bliżej. Poczuła wibracje w telefonie. Była pewna, że któreś z przyjaciół czegoś zapomniało i dlatego dzwonią , żeby jutro do szkoły im to przyniosła. Ale to nie byli oni..  To Max.
- Tak ? - powiedziała do telefonu.
- Lucy, śpisz? - zapytał Max.
- Nie a co?
- Jak się nazywasz ?
- Co ? No Lucy. - powiedziała zdziwiona dziewczyna.
- To wiem. Jak masz na nazwisko? - spytał rozbawiony chłopak.
- Anderson. Po co Ci to wiedzieć?- dziewczyna nadal była zdziwiona.
- Wejdź na Facebooka. - powiedział Max  i się rozłączył. Lucy dalej nie wiedziała o co chodzi. Poszła na górę i zmęczona otworzyła laptopa i wystukała w wyszukiwarce 'Facebook'. 1 nowa wiadomość i 1 zaproszenie do znajomych. Najpierw zobaczyła wiadomość " Teraz wiesz o  co mi chodziło? :* " od - Max Elliot.
Na twarzy Lucy zagościł uśmiech. "Teraz tak :P Jutro pogadamy, zmęczona jestem. Dobranoc ;*" - klik i wysłała. Zostawiła laptopa na łóżku laptopa i poszła do łazienki. Wzięła prysznic i spakowała książki. Na laptopie czekała na nią jeszcze jeszcze jedna wiadomość od Maxa.
"Śpij słodko ;* "
- Teraz z pewnością - powiedziała do siebie, po czym położyła się z uśmiechem na łóżku.

czwartek, 15 grudnia 2011

Rozdział 5

- O, cześć. Nie wiedziałam, że Cię tu spotkam. - powiedziała zarumieniona Lucy.
- Ja Ciebie też. Daj, pomogę Ci- chłopak wziął od dziewczyny torbę z napojami.
- Usiądź, pogadamy chwilę. - dodał Max.
- Więc co tam u Ciebie? Już wszystko okej? - spytał po niezręcznej ciszy chłopak.
- Tak, już jest ok. Trochę się przestraszyłam ale już wszystko w porządku.
- No.. Nie dziwię się.
- Dziękuje. - powiedziała Lucy z wdzięcznością w głosie i zapaliła papierosa.
- Nie lubię jak dziewczyna pali. Gdyby inna to przy mnie robiła, pewnie wyrzucił bym jej go z ust.
- To czemu tego mi nie zrobisz? - spytała zaciekawiona Lucy.
- No proste. Boje się Ciebie. - powiedział ze śmiechem Max.
- Ha ha.. Że mnie? Ja nie jestem groźna. - powiedziała rozbawiona dziewczyna.
- Jeszcze nigdy nie poznałem takiej dziewczyny, która pyskuje do takich kolesi, jak tamci w autobusie. - powiedział już nieco poważniej.
Zarumieniona Lucy nie wiedziała co powiedzieć. Ciekawił ją Max. Bardzo ją ciekawił. Był taki wspaniały. Nigdy w życiu nie spotkała takiego chłopaka. Siedzieli tam jeszcze jakąś godzinkę i gawędzili o wszystkim. Przy tym się bliżej poznali. Wiedziała, że od przyszłego tygodnia będzie chodził do jej szkoły, bo się nie dawno przeprowadzili  i że ma siostrę którą się opiekuje wraz ze starszym bratem bo jego rodzice nie żyją. Tina- to dwunastoletnia siostra Maxa, a Jacob to jego starszy brat. Jacob utrzymuje swoją siostrę i brata, ale pomagają mu dziadkowie. Ma 23 lata.
W pewnym momencie Lucy zadzwonił telefon. To Ben.
- Przepraszam, odbiorę. - powiedziała Lucy.
- Tak, Ben ? - spytała do telefonu dziewczyna.
- Komedia czy horror? - odpowiedział wesoło Ben.
- A która to już godzina, że wypożyczasz film?
- Jak coś, to wszyscy wypożyczamy. No w pół do 7. Przecież o 19 jesteśmy u Ciebie umówieni. Chyba, że to nieaktualne i Scott tylko żartował. To jak? - spytał przyjaciel dziewczyny.
- Nie no jasne, że aktualne, tylko, że zasiedziałam się w parku, bo robiłam zapasy na dziś. Bierzcie komedie i zaraz wbijajcie. Może się jakąś pizze zamówi. Ale nie .. Gruba jestem. - powiedziała Lucy.
- Pff.. - prychnął Max, przysłuchując się rozmowie. Lucy rzuciła mu znaczące znaczenie aby siedział cicho.
- Jesteś z kimś? - zapytał Ben.
- Nie, zdawało Ci się. Dobra wbijajcie do mnie, ja już lecę. Pa - rzuciła jeszcze.
- No, zaraz będziemy. Zajdziemy po pizze jeszcze. Pa chudzielcu. - dorzucił jeszcze chłopak, po czym rozłączył się.
- Czemu powiedziałaś, że jesteś sama? - zapytał Max.
- Długa historia, innym razem Ci opowiem. Sorki ale muszę uciekać.. Ejj, a może obejrzał byś z nami film. Poznałbyś moich przyjaciół. - powiedziała dziewczyna.
- Chętnie, ale innym razem. Dzisiaj pomagam siostrze z matmy. Moja kolej heh .. No cóż i ja uciekam. To trzymaj się, pa. - Max uścisnął na pożegnanie rękę Lucy. Po chwili cmoknął ją szybko w policzek i pobiegł w swoją stronę. Lucy odmachała mu jeszcze ręką i po raz pierwszy od śmierci mamy  była naprawdę szczęśliwa. Ojciec się powoli zmienia, ma wspaniałych przyjaciół i jeszcze teraz Max.
Wzięła zakupy i udała się do domu na spotkanie z przyjaciółmi.



______________________________
cholerka trochee krótki. następny będzie dłuższy ;**

środa, 14 grudnia 2011

Rozdział 4

Lucy po 3 godzinach włóczenia się po mieście wróciła do domu. Zdziwiła się, że ojca nie ma w domu. Zrobiła sobie kanapki i poszła do salonu pooglądać telewizji. - Nic w tym cholernym telewizorze nie ma- powiedziała sama do siebie. Przypomniała sobie że miała zrobić obiad. Zjadła kanapki, wzięła torbę i poszła do pobliskiego supermarketu. Wrzucała do koszyka to co potrzebne. Gdy wychodziła ze sklepu była cała obładowana siatkami. Usłyszała dzwonek telefonu i postawiła na ziemi siatkę żelków.
- Słucham ? - powiedziała. To Scott.
- Gdzie Ty jesteś ??! Jestem u Ciebie pod domem a Ciebie nie ma. - krzyczał do telefonu.
- No zakupy robię. Jestem cała obładowana siatkami a Ty się na mnie wydzierasz. Może byś pomógł z łaski swojej..- powiedziała ze śmiechem Lucy.
- Stój, zaraz będę.
Lucy była zadowolona, że ma takiego przyjaciela. Nie czekając nawet 5 minut Scott był już z nią i razem nieśli zakupy do domu.
- Ejj czemu Cie dzisiaj nie było w szkole ? - zapytał.
- Takie tam.. Nie ważne - rzuciła szybko.
- Mów mi tu raz. - powiedział zdecydowanie.
- Dojdziemy do domu to Ci wszystko opowiem.
- Ok.
Gdy zaszli do domu, wypakowali wszystkie zakupy.
- Jesteś głodny ? - dziewczyna chciała aby Scott zapomniał o zaistniałej sytuacji.
- Lucy wiem, że chcesz zmienić temat. Mów czemu Cie nie było w szkole i czemu musiałem oszukać Bena i dziewczyny. - powiedział .
- Oj jakieś szczyle  pyskowali w autobusie, i później jak wysiadłam to mnie złapali, przycisnęli do ściany.. No.. No wiesz no .. Chcieli mnie obmacywać i wgl.. No i taki chłopak to zobaczył , wyjebał jednemu lampe co się do mnie dobierał  i uciekli.. Podziękowałam mu i poszliśmy na kawę bo się trochę wstrząsnęłam i nie chciałam iść od szkoły. Nie chciałam was martwić bo wiedziałam że uciekniecie z lekcji i dogonicie tych przychlastów..
- Dobrze myślałaś... Jak by Ci się coś stało .. Nie wybaczył bym sobie tego..  Jane ma jutro pogrzeb. Pojedziesz ze mną ? - zapytał smutny.
- Jasne.- powiedziała Lucy i przytuliła przyjaciela.
- A co to za chłopak?- powiedział już weselej i z szyderczym uśmiechem.
- Oj tam oj tam - powiedziała zaczerwieniona Lucy. -Chyba mi się podoba- pomyślała.
- Wiesz co.. Coś bym dziś wykminił. - zmienił temat Scott.
- Co masz na myśli ?
- No może byśmy gdzieś wyszli albo coś ..
- Hmm.. Jutro szkoła więc do żadnego klubu nie bardzo. U mnie możemy jakiś film wypożyczyć czy coś. I tak fajnie będzie.
- Ok. Trzeba będzie będzie podzwonić do reszty.
- Spoko. Ej ..
- No co tam ?
- Jest 14 .. A my kończymy lekcje o 15. Scott.. - Lucy od razu wiedziała, że Scott uciekł z lekcji.
- No przecież wiesz, że baba od chemii za mną nie przepada.- powiedział zakłopotany chłopak.
- Wariat. Mam zadanie dla Ciebie - powiedziała wesoło Lucy idąc do kuchni.
- No słucham. - chłopak poszedł za nią.
- Pokrój ogórki i pomidory. - dziewczyna podała kumplowi deskę, warzywa i nóż.
- Witam młodzieży - powiedział wesoło ojciec, który właśnie wrócił do domu.
- Dzień dobry panie Anderson. - przywitał się Scott.
- Tato, gdzie Ty byłeś? - spytała Lucy.
- W kancelarii. Złożyłem podanie - powiedział z uśmiechem ojciec.
- To wspaniale! - Lucy rzuciła się ojcu na szyję i ucałowała w policzek jak mała dziewczynka.
- Zaczynamy wszystko od nowa, córcia. - powiedział z dumą tata.
- A zaczniemy od robienia obiadu bo widzę że jakoś wam to powoli idzie. Scott mam nadzieję że zostaniesz na obiad. - dodał zrzucając płaszcz.
- Zostanie, zostanie. Nie ma innej opcji - rzuciła Lucy wesoło, zabierając się do robienia obiadu.
I tak o 15.30 we troje zjedli obiad. Scott musiał wracać do domu ale na 19 miał być u Lucy, wraz z resztą paczki. Dziewczyna miała jeszcze sporo czasu dla siebie więc skoczyła jeszcze do sklepu po zapasy Frugo, Coli i żelków. Wracając myślała o zaszłym incydencie i o Maxie. Wklepała do telefonu jego numer i chciała napisać do niego SMS. W końcu się odważyła i napisała : " Hej, jeszcze raz dzięki za pomoc ;) " .
Przechodziła przez park i pomyślała że zdąży zapalić jeszcze papierosa. Gdy chciała pójść na swoją ulubioną ławkę, zastała ją miła niespodzianka.

______________________________________
znowu przepraszam, że tak późno ale
jutro nowy rozdział ;)
zapraszam do komentowania :*

piątek, 9 grudnia 2011

Rozdział 3

- Lucy powiedz coś .. Proszę .. - powiedział błagalnym głosem ojciec.
- Wiesz .. wiesz ile na to czekałam ? - rzucając się ojcu na szyję powiedziała Lucy .
- Udusisz mnie. - rzucił wesoło tata, ale Lucy dalej ściskała mocno tatę.
- Jutro jeszcze porozmawiamy. Śmigaj na góre- dodał .
- Dobranoc.- Lucy szybko śmigła na góre.
Była taka szczęśliwa, ale myśl o tragedii Scotta ją przerażała. Była trochę zła na Scotta, że obwinia się
za śmierć Jane. No .. ale jakoś będzie- myślała.  Było już grubo po 1, więc szybko wzięła prysznic
i poszła spać.


                                                              ***
Obudził ją budzik w telefonie. Była 6 rano. Strasznie się nie wyspała, ale chciała zobaczyć się z przyjaciółmi.
Ciekawiła ją jeszcze rozmowa z ojcem. Pragnęła by mówił prawdę i się zmienił.
- Wstawaj robię  śniadanie- tata wszedł do jej pokoju z uśmiechem.
Nigdy nie wstawał tak rano.. - pomyślała Lucy .
 - Dobrze za 20 min będę gotowa.
Poszła do garderoby, naszykowała ciemne rurki i biały top. Miała robić warkocza, ale miała już mało czasu bo autobus był za 20 min a musiała zjeść śniadanie i pójść na autobus, więc  rozpuściła włosy i założyła czapkę.
Zeszła na dół wyszykowana i ubrana tam zastała wielkie śniadanie.
- O jej .. Postarałeś się widać - powiedziała Lucy.
- Tak miało być. Musimy jeszcze porozmawiać- stwierdził ojciec.
Dziewczyna spojrzała na zegarek.
- Przepraszam tato, ale jak za 5 min nie wyjdę to się spóźnię na autobus.. - powiedziała dojadając kanapkę.
- Mogę Cię odwieźć jak chcesz ?- spytał ojciec.
- Nie dzięki, nie fatyguj się. Pyszne śniadanie, dziękuje. Po szkole zrobię zakupy i zrobię obiad.
- Dobrze, miłego dnia pa .- dodał tata gdy Lucy wychodziła z domu.
Założyła torbę na ramię, słuchawki do uszu i wybiegła z domu. Szła szybkim krokiem i napisał sms do Rose:
" Hejka, ja już lece. Do zobaczenia ;)"
 Po chwili dotarła na przystanek i dostała sms od Rose : " No spoczko, ja już jestem. Czekamy :)) :* "
 Weszła do autobusu, który właśnie przyjechał, podała pieniądze i siedziała już w autobusie.
W pewnej chwili ktoś zaczął walić z tyłu w jej siedzenie. Na początku myślała, że jej się wydaje bo miała na uszach słuchawki ale walnięcia się powtarzały. Zdjęła słuchawki, odwróciła się i ujrzała trzyosobową grupkę chłopaków.
Byli mniej więcej w jej wieku. Ale po ich twarzach od razu zauważyła że to nie najlepsze towarzystwo.
- Hej maleńka- powiedział jeden z nich.
Popatrzyła na niego z wykrzywioną miną.
- Wiesz.. Jeśli matka Cie nie nauczyła, że jak chcesz zagadać do dziewczyny to nie kopie jej sie  w dupę i nie mówi się maleńka. Chyba, że zarywasz  do jakiegoś kompletnego pustka  to spoko. Żegnam panów.- powiedziała Lucy. Wstała i poszła na inne siedzenie. Ale oni nie dawali za wygraną i poszli za nią.
- No nie bądź taka.. Ejj słodka pójdziemy na kawę ?
 - Spieprzaj.
- Oo .. ostra.. A w ten słodki ryj byś nie chciała dostać ?- powiedział jeden z nich, nachylając się nad nią.
Lucy w środku się przestraszyła ale nie pokazała tego.
- Pff.. Damski bokser się znalazł ? Oo.. coś nowego. - rzuciła.
Ten chłopak ma coś nasrane w bani- pomyślała.
- Ty lepiej nie bądź taka odważna bo pożałujesz- powiedział ostro.
Przyglądał się temu jeden chłopak. Lucy go nie zauważyła. Ale On cały czas patrzył co się tam dzieje.
Dziewczyna w końcu doczekała się swojego przystanka. Do szkoły miała jeszcze mały kawałek. Wysiadła.
Oni za nią. Ten chłopak również ale szedł dalej od nich, żeby go nie zauważyli.
- No.. I co słodziutka teraz powiesz ??! -   przycisnął ją do ściany budynku.
Lucy teraz naprawdę się przestraszyła.
- Zostaw mnie ! - krzyczała.
Ale oni drwili z niej. Śmiali się i wyzywali od szmat. Jeden zaczął macać jej piersi i schodził coraz niżej.
Lucy chciała się wyrwać ale był za silny. Tamten chłopak jak to zobaczył dostał szału. Od razu podbiegł do niej, wyrwał nią i kazał uciekać. Zawalił z całej siły temu chłopakowi co ją obmacywał, a tamci uciekli.
Lucy nie wiedziała co zrobić. Odsunęła się kilka metrów i z płaczem osunęła się przy ścianie jakiegoś sklepu.
Na lekcje była już spóźniona 15min. Ten chłopak szybko podbiegł do niej.
- Nic Ci nie jest? - spytał zatroskany.
- Chyba już wszystko w porządku .. - powiedziała podnosząc głowę.
Wtedy ujrzała nieziemsko przystojnego bruneta. Miał takie czekoladowe oczy.
- Dziękuje.. Gdyby nie Ty... - wtedy znowu wybuchła płaczem.
- Nie ma za co. Każdy by postąpił tak samo na moim miejscu.- powiedział chłopak.
- Jeszcze raz Ci dziękuje ale muszę już iść napić się porządnej kawy. - powiedziała dziewczyna podnosząc się i ocierając łzy.
- No ok.. A może razem byśmy poszli? - spytał nieśmiało.
- Chętnie. Tu niedaleko jest mała kawiarnia. - odpowiedziała z lekkim uśmiechem.
- A tak w ogóle jak się nazywasz ?- zapytał chłopak.
- Lucy. A Ty?  - odrzekła.
- Max. Miło mi  - wyciągnął do Lucy rękę. Ona odwzajemniła uścisk z uśmiechem.
Szli w ciszy aż dotarli do kawiarenki. Weszli i złożyli zamówienia. Ona zamówiła kawę a On gorącą czekoladę.
- Może jestem wścibski, ale czy Ty nie powinnaś być w szkole ? - zapytał Max z szyderczym ale ciepłym uśmieszkiem..
- O kurwa ..  - powiedziała  i od razu zaczęła wyjmować telefon z kieszeni.
 On się tylko uśmiechnął. 5 wiadomości : 2-Scott, i po jednej od Rose, Belli i Bena.
4 nieodebrane połączenia- Scott.
- Przepraszam muszę zadzwonić .. - powiedziała wychodząc do łazienki.
Zadzwoniła do Scotta i powiedziała mu że ma się nie martwić i reszta też i później mu wszystko opowie a teraz niech wciśnie kita innym że ją brzuch rozbolał i wróciła do domu. Nie lubiła ich oszukiwać ale musiała...
Wróciła do stolika a tam czekał na nią ten nieziemski brunet.
- Chłopak się martwi - powiedział z szyderczym uśmiechem.
- Nie mam chłopaka- powiedziała również z szyderczym  uśmiechem.
- A twoja laska nie będzie zazdrosna że z inną przesiadujesz? - dorzuciła.
- Nie mam dziewczyny. - odpowiedział z wyszczerzem na buzi.
- Mhm..Wiesz ja się chyba będę zbierać.
- No ja też. Właśnie siostra wzywa.
- To cześć i jeszcze raz dziękuje.- wzięła torbę i chciała wychodzić a On ją jeszcze zdążył złapać ją za ręke i wręczyć jej mały liścik. Z uśmiechem opuścił kawiarenkę i udał się w swoją stronę.
Ona również smutna nie wyszła i zobaczyła napis na karteczce: " Nie będę mówił do Ciebie 'maleńka' ale jak chcesz to zadzwoń lub napisz" A pod spodem był napisany numer telefonu.
Szła w stronę domu, bo nie chciała już jechać tym autobusem  i czuła lekkie mrowienie w brzuchu.
Myślała o Maxie.


______________________________
przepraszam że tak późno ale to z problemów osobistych. 
takie trochę denne ale coś jest. następny rozdział się pisze ;* ;)

niedziela, 4 grudnia 2011

Rozdział 2

- Siemanko !  - Lucy cmoknęła w policzek kumpla .
- No witam witam - chłopak uśmiechnął się do niej .
- Gdzie idziemy ?
- Może do parku.
- Ok. Czemu miałeś ochotę na spacer , tak późno w nocy ?- spytała Lucy .
- Mam problem.
- No mów. Po to jestem - rzekła dziewczyna i usiedli na pobliskiej ławce.
Na początku, Scott nie wiele chciał mówić ale potem powiedział. Powiedział tą złą wiadomość.
- Pamiętasz Jane? Tą ciemną brunetkę , z którą byłem rok temu?
- Chwila.. Coś kojarzę .. A wiem . To ta która Cie zostawiła dla jakiegoś szmatławca z kasą w kieszeni?? Miałam z nią sobie porozmawiać, ale zaraz wyjechała z nim gdzieś. - powiedziała zdenerwowana dziewczyna wyjmując z kieszeni paczkę papierosów. -Chcesz ? -spytała. - Nie, nie mam ochoty.- odrzekł Scott. - A ja mam. Wkurwiła mnie ta mała szmata. - Albo daj. Mnie też ... - Lucy podała mu paczkę papierosów i wypuszczając dym z ust rzekła:
- No i co z nią ? Facet ją zostawił bez kasy i chce do Ciebie wrócić ??! Oo nie Scott.. Nie pozwolę żeby Cie znowu skrzywdziła .! Za dużo przez nią przeszedłeś. - powiedziała Lucy .
- Nie skrzywdzi .. Na pewno .. - powiedział smutno Scott.
- Więc o co chodzi ? Powiesz mi w końcu ? - spytała lekko poddenerwowana dziewczyna.
- Cholera, Lucy ! Ona nie żyje !  Rozumiesz to ??! Dziewczyna którą kochałem jak z nią byłem, i kochałem jak ze mną zerwała nie żyje! Podcięła sobie żyły jak zobaczyła że ten zasrany gnój zdradza ją z inną ... Jak go znajdę to go zabije! Gołymi rękami ! Jak mógł ją tak skrzywdzić .. Nie zasługiwała na to .. - Scott całkiem się rozkleił i zaczął płakać. Lucy nie wiedziała co powiedzieć .. Zamurowała ją kompletnie.
W końcu wydusiła z siebie i zaczęła przytulać przyjaciela : - Wiesz .. Ona też nie zasługiwała na Ciebie .
Skrzywdziła Cie. Ja nie pozwalam jak ktoś krzywdzi przyjaciół. Wiem, że pogodziłeś się z tym że Cie zostawiła dla tego dupka. Wiem, że za nią tęskniłeś i tęsknisz.. Wiem że ją kochasz ..
- Skąd to wiesz ? Nikomu tego nie mówiłem.. Z nikim o tym nie rozmawiałem ..
- Człowieku, znam Cie jak mało kto. Nikt nie zna Cie tak ja ... Nawet Ben, Bella czy Rose .. Oni tego nie widzą.. Sam dobrze wiesz, że oni przeżyli swoją pierwszą nieszczęśliwą miłość. I nie widzą pewnych rzeczy. Ja nie przeżyłam, też dobrze  o tym wiesz bo byś się na 100% o tym dowiedział .. Człowiek który już był zakochany, nie widzi pewnych rzeczy.
- Boże Lucy .. Jak ja za nią cholernie tęsknie. Była cząstką mnie .. Gdybym wiedział że ją  tak potraktuje ..
Nie pozwolił bym na to .. I gdybym wiedział że  ona to zrobi ..
- Scott nie możesz siebie obwiniać ! Ona nie była już dzieckiem jak zaczęła się z nim spotykać. Była głupia,
że Cie dla niego zostawiła. Wytrzymałeś to, że Cie dla niego zostawiła , wytrzymasz i to, że się za niego zabiła. Mordko ty moja.. Spójrz na mnie .
Scott nie patrzył.
- Scott .. Spójrz mi prosto w oczy.
Scott podniósł głowę do góry i patrzyli sobie prosto w oczy. Lucy czuła oddech przyjaciela na swojej twarzy i rzekła:
- Posłuchaj mnie teraz uważnie. Ona, nie zdawała sobie sprawy z tego, że ma gdzie wrócić, że ktoś będzie na nią czekał. Tym kimś, byłbyś Ty.. Z pewnością najpierw bym sobie z nią porozmawiała ale to już inna bajka ..
Ty masz przyjaciół. Ty masz z kim rozmawiać. Ty masz z kim wypić piwo i spalić szluga. Ty masz kogoś, kto Cie nie opuści. Ona tego nie miała .. Ona cieszyła się chwilowym szczęściem i naiwnością, którą posiadała. Nie masz prawa się obwiniać za jej śmierć. Jej wybór. Takie jest życie ..
- Dzięki Lucy. Ty zawsze umiesz pocieszyć człowieka. - powiedział z lekkim uśmiechem na twarzy Scott.
- Ejj zbieramy się bo już w pół do 1 dochodzi, a jutro szkoła - wstawając powiedziała Lucy.
Gdy w ciszy wracali do domu, Scott przypomniał sobie, że zajął Lucy swoimi problemami, a nawet nie zapytał o ojca. Źle się z tym czuł więc postanowił to naprawić i zagadał: - A jak tam z ojcem ? Nadal to samo?
- Dalej, ale się dziś zdziwiłam , znaczy wczoraj heh , jak powiedział że dzisiaj porozmawiamy.. To jest coś
podejrzane .- odrzekła dziewczyna.
- Przepraszam że wcześniej nie zapytałem. Byłem zbyt wstrząśnięty tą sprawą...
- Nie przepraszaj. Rozumiem co to znaczy stracić bliską ci osobę- powiedziała Lucy myśląc o mamie.
Speszony  Scott powiedział: - Odprowadzę Cię pod sam dom. Nie chce żeby stała Ci się jakaś krzywda.
- Okej.
W ciszy doszli do domu Lucy. Dziewczyna dużo myślała o śmierci Jane. Pożegnali się i  poszła do domu. Zdziwiona w salonie ujrzała ojca.
- Gdzie byłaś? - spytał ojciec.
- Ze Scottem.
- Czemu szlajasz się po nocy z chłopakami? Wiesz która jest godzina ? Dzwoniłem, martwiłem się.
Lucy wyjęła z kieszeni rozładowany telefon. Nawet nie zauważyła, że jest wyłączony. Musiał paść w drodze powrotnej.
- Przepraszam, telefon mi padł.
- Od tego są ładowarki. A teraz pod prysznic i spać. Jutro szkoła. Też się kładę, głowa mnie boli.
- Wiadomo od czego... - dodała wychodząc z salonu dziewczyna.
- Lucy nie zaczynaj..
- Co mam nie zaczynać ?? Powiedz mi do jasnej cholery po co pijesz ?? Tak Ci lepiej ?! Po śmierci mamy zobacz jak się zmieniłeś.! Ranisz mnie .. Ale co Cie to obchodzi.. Ciebie tylko obchodzi wódka .. Oj szkoda czasu. - Lucy wykrzyczała ojcu prosto w twarz całą prawdę. Z łzami w oczach odchodziła do siebie ale ojciec złapał ją za ramię .
- Siadaj , już. - powiedział ostro.
Lucy się lekko przestraszyła, ale usiadła na kanapie.
- Wiem, że nie czas na takie rozmowy ale musimy w końcu porozmawiać. Jak dorosły z dorosłą zrozumiano?-powiedział tata trochę cieplej.
Dziewczyna lekko przestraszana kiwnęła głową.
- Więc .. Masz rację .. Po śmierci mamy wszystko się zmieniło. Zacząłem pić .. ale chce to zmienić. I mam do Ciebie prośbę .. Kocham cie i pomóż mi w tym . -powiedział błagalnie ojciec.
Lucy zamurowało. Kompletnie.

piątek, 2 grudnia 2011

Rozdział 1

Lucy Anderson .
James Anderson.- ojciec Lucy.
Alice Anderson.- zmarła matka Lucy.
Rosalie Ivans. - <dla przyjaciół Rose> przyjaciółka Lucy, Isabell, Scotta i Bena.
Josh Ivans. - starszy brat Rosalie.
Isabell Cook. - <dla przyjaciół Bella> przyjaciółka Lucy, Rosalie, Scotta i Bena.
Scott Ridney. - przyjaciel Lucy, Isabell, Rosalie i Bena.
Ben Peyk. - przyjaciel Lucy, Isabell i Rosalie.






Dochodziła 21. - Czemu mi to robisz ??- krzyczała na ojca, jak znowu przyszedł do domu pijany.
- No pytam. Do jasnej cholery, czemu mi to robisz ?!- dziewczyna krzyczała dalej, a On dalej nic się nie odzywał.
- Lucy .. uspokój się wreszcie. - w końcu przemówił. - Jak mam się uspokoić ?? Ty codziennie przychodzisz upity..
Ja mam już dość .. Zrozumiesz to w końcu ? - ostatkiem sił wypowiedziała. On wychodząc z salonu dorzucił:
- Jutro porozmawiamy.
Szesnastolatka nie wiedziała co już robić. Było tak już pół roku - pół roku odkąd umarła mama. Póki mama żyła, wszystko było w porządku. Byli rodziną bogatą, bo mama prowadziła swoją własną firme i były z niej duże korzyści. Ojciec był adwokatem, ale jak umarła mama przestał zajmować się pracą.I tak jak ojciec nie pracował pieniędzy wystarczało im na wszystko. Lucy była dobrą uczennicą.Miała czworo najlepszych przyjaciół - Rose, Isabel, Scotta i Bena. Z nimi przeżyła najlepsze chwile swojego życia.Chodzili razem do klasy. Rose była największym kujonem w klasie ale każdy ją lubił. Jej rodzice uczestniczyli w katastrofie lotniczej i tak zginęli. Miała wtedy 10 lat. Ciężko to przeżyła ale wspierał ją starszy brat, który miał wtedy
21 lat i po śmierci rodziców przejął funkcje opiekuna prawnego Rose.Bella wyróżniała się w klasie.
Zawsze miała wielkiego banana na buzi i każdy cenił ją za odwagę i szczerość.Scott i Ben byli w porządku w odróżnieniu od innych chłopaków, takich jak Mike czy Drake... Oni byli inni i dlatego przyjaźnili się z dziewczynami.
    Lucy siedziała samotnie z zimną już herbatą w ręku, zawinięta w koc przed kominkiem i rozmyślała,
jak by to było jakby mama jeszcze żyła. Gdyby ten facet nie był pijany i nie wjechał w nią... Już nie płakała...
Nie miała łez. W końcu ocknęła się ze swoich rozmyśleń i poszła na górę do swojego pokoju. Włączyła laptopa, sprawdziła  GG- nikt nie dostępny...Facebook- nic ... poczta- "1 nowa wiadomość" od "Scott Ridney" 'Do jasnej cholery odbierz ten telefon ! Martwię się może coo ... ?!' Lucy przypomniała sobie że zostawiła w salonie wyciszony telefon. Zbiegła szybko tylko  po cichu, żeby nie obudzić ojca. Znalazła swojego czerwonego BlackBerry, który leżał na stoliku obok kubka z herbatą. "11 nieodebranych połączeń"
- O w dupsko.. - pomyślała Lucy. Dziesięć było od Scotta, a jedno  nieznany numer. Nie miała czasu aby myśleć czyj to numer od razu dzwoniła do Scotta. Choć dochodziła północ, nie przeszkadzało jej to. Wiedziała, że nie będzie się złościł, nawet jeśli śpi.
- Scott? Przepraszam, że nie odbierałam ale miałam wyciszony, i całkiem zapomniałam o telefonie.-
rzekła Lucy.
- Tym razem ci wybaczę ale wiesz .. Coś na przeprosiny musi być... - odrzekł Scott lekko szyderczo i ze śmiechem.
- Wariat. Co robisz ?- zaśmiała się Lucy.
- Wiesz .. Chciałem usnąć ale nie mogłem, martwiłem się o Ciebie .. Masz ochotę na spacer?- spytał Scott już
normalnym głosem.
- O tej porze ? Całkiem powariowałeś.. Ale szczerze mówiąc to ok .
- Za 5 min u Ciebie będę.
- Ok , tylko dzwoń do mnie na telefon bo tata śpi. - dorzuciła dziewczyna,
- Ok.
Poszła szybko do łazienki, uczesała niezdarnego kucyka, zarzuciła bluzę i na głowę nowego full capa. Wskoczyła
w trampki i czekała na telefon od Scotta.
- Możesz wychodzić. Jestem . - zadzwonił Scott a Lucy powyłączała światła i ruszyła na spotkanie z kumplem.




/ zaczęłam :)