niedziela, 29 stycznia 2012

Rozdział 12

- Możemy porozmawiać ? - zapytała tatę Lucy wchodząc do domu.
- Nawet musimy. Siadaj, mam nie najlepszą wiadomość dla Ciebie. Może coś zjesz ? - odrzekł ojciec.
- Napije się tylko soku. - oznajmiła dziewczyna. 'Ojciec nie zauważył, że płakałam. Bardzo dobrze..'- pomyślała.
- Co to za wiadomość.- dodała.
- Widzisz.. Byłem w tej kancelarii, w której kiedyś pracowałem i dowiedziałem się, że moje stanowisko jest już zajęte. Czekali na mnie ale to trwało zbyt długo..
- Tato, do rzeczy.
- Zaproponowali mi inną posadę.
- To powinieneś się cieszyć.
- No nie bardzo... Ta praca nie jest w tym mieście.
- To znaczy, że się stąd wyprowadzamy? -  Lucy aż wstała z krzesła, gdy ojciec powiedział jej taką wiadomość.
- Zależy to od Ciebie. Skrzywdziłem Cię na tyle, więc daje Ci wybór. Ja się dostosuje.. Będę szukał dalej pracy, niedaleko tego domu.
- Kiedy masz podać odpowiedź?
- Jutro o 15 mam być w kancelarii. Wiem, że to mało czasu ale to jest taka okazja na którą czeka każdy niepracujący prawnik. Zdecyduj się, jutro mi powiesz.
- Nie muszę. Wyjeżdżamy . - powiedziała stanowczo szesnastolatka i udała się do swojego pokoju ze szklanką soku, nie czekając na odpowiedź ojca. Było około godziny 19, chciała jeszcze raz się nad tym wszystkim spokojnie zastanowić. Ubrała kurtkę, założyła trampki i krzyknęła na odchodne ojcu, że wróci późno i niech na nią nie czeka. Ze słuchawkami w uszach i bitem Pezeta kierowała się ku najbliższemu marketowi kupić jakieś wino. Właśnie, najlepiej jej się rozmyślało przy winie. Po zakupie miała dalszy plan co do tego piątkowego wieczoru. Poszła na cmentarz. Do mamy.
- Mamo.. Ja nie daję rady, rozumiesz? Nie daję.. Czemu odeszłaś ? Powiedz.. Tak bardzo mi Ciebie brakuje.. Z Tobą byłoby wszystko łatwiejsze... Przyjaciele za przeproszeniem mają mnie w dupie, a mój chłopak nie chce mi powiedzieć dlaczego leży w szpitalu.. To jest straszne, że najbliższe Ci osoby odchodzą.. Najpierw Ty, potem oni.. Wiesz co jeszcze.. ? To jest nie sprawiedliwe. Ty odeszłaś, a ja nawet nie zdążyłam Ci powiedzieć, prosto w oczy, jak Ci dziękuje. Dziękuje Ci, że byłaś ze mną gdy Cię potrzebowałam. Dziękuje Ci, że gdy późno wracałam Ty na mnie nie krzyczałaś i nie dawałaś kar, tylko pytałaś z ciekawością co takiego niesamowitego się stało, że się spóźniłam. Dziękuje Ci, że mogłam Ci się wyżalić, pośmiać się.. Te chwile były takie wspaniałe, a ja ich nie doceniałam. A teraz ? Siedzę jak jakaś idiotka na cmentarzu i gadam idiotyczny monolog... Ale nie. On nie jest idiotyczny. Mówię Ci to, czego nie zdążyłam Ci powiedzieć. Wyjeżdżam. Jest mi trudno stąd wyjechać, bo będę tęsknić za Tobą jak cholera. Jeszcze bardziej niż teraz, gdy jestem tutaj, blisko Ciebie. Ale muszę.. Chyba to będzie najlepsze rozwiązanie.  I.. jeszcze raz.. Dziękuję.- wylała wszystkie smutki ze łzami i winem, do mamy. Bo ona zawsze ją rozumiała. Zrobiło się dosyć późno. Ze zmęczenia i lekkiego przedawkowania zasnęła na ławce z butelką wina. Gdy alkohol przestał działać, zrobiło jej się zimno i się przebudziła.
- Cholera,  ile ja tu jestem ? - rzekła do siebie samej, drżącym głosem. Nie zabrała ze sobą telefonu, więc nie wiedziała która jest godzina. Było bardzo ciemno - "Więc noc." - pomyślała. Wstała i szła powolnym krokiem w stronę domu. Światło w salonie się świeciło. Przypomniała sobie, że ma w kieszeni miętówki. Wzięła jedną, aby tata nie wyczuł wina.
- Gdzie Ty polazłaś?! Martwiłem się jak nie wiem co.. Oo młoda panno, przesadziłaś. Nigdy nie dostałaś szlabanu, to teraz dostaniesz. Jutro i w niedzielę nie wychodzisz nigdzie z domu. Oszalałaś no.. Jest godzina w pół do 4, a mojej szesnastoletniej córki nie ma w domu. Żebym jeszcze wiedział, że jest na imprezie czy coś to rozumiem ale wyjść sobie o tak ? Tak być nie może. To że się przeprowadzamy, nie znaczy, że możesz tak hulać. - powiedział ojciec. Był bardzo zdenerwowany- było widać.
- Przepraszam.. Byłam u mamy i chyba zasnęłam.. - odrzekła po cichu dziewczyna.
- Dobrze, już dobrze. Idź spać.. Ale więcej bez takich wybryków.- rzekł już spokojniej ojciec i pocałował córkę w czoło. Gdy szła na górę, zmierzył ją niepokojącym wzrokiem. Lucy znała to spojrzenie. Wiedział, że nie piła normalnego soczku. Poszła do łazienki, wykąpała się i od razu poszła spać. Nie miała pojęcia co przyniesie czas. Czy uśmiech, czy łzy.



sobota, 21 stycznia 2012

Rozdział 11

Gdy przyjaciele jedli posiłek, który znakomicie przygotował ojciec Lucy, ona udała się na górę. Wlała do wanny gorącej wody, rozebrała się i weszła do niej. - O tak. Tego było mi trzeba. - pomyślała zanurzając się w wodzie. Z tego niepokoju o zdrowie Maxa nawet nie pomyślała jak mogło dojść do wypadku. Postanowiła, że przy najbliższej okazji musi z nim porozmawiać na ten temat.Po skończeniu relaksującej kąpieli w samym ręczniku udała się do garderoby.Wyjęła z niej czarne rurki, fioletową bokserkę i na to zarzuciła czarną bluzę Adidasa. Później znów poszła do łazienki podsuszyć włosy i wtedy usłyszała krzyki, że ktoś ją woła.
- Co się stało ?! - krzyknęła wychodząc na schody.
- Lucy, proszę Cię, zejdź szybko na dół ! - krzyknął również jej tata.
- Coś z Maxem ?!  - zapytała głośno przestraszona dziewczyna.
- Nie ! No Lucy złaź szybko !
Dziewczyna wyłączyła suszarkę, rozczesała włosy i zarzuciła szybko na głowę fullcapa. Zbiegła szybko na dół a widok w salonie ją przeraził.
- O mój Boże ! Jak Ty wyglądasz ! - krzyknęła przerażona Lucy na widok podbitego oka i załzawionej Rose. Zobaczyła, że w tym pokoju nie ma taty i Belli.
- Zadałam pytanie ! A tak w ogóle gdzie jest Bella i tata ? - spytała nieco spokojniej.
- W kuchni. Z Benem. - rzekł cicho Scott. Lucy szybko udała się do kuchni. Ten widok również nieco nią wstrząsnął.
- Ben ! Co ci się stało ?! - kolejny raz krzyknęła. Bella przykłada do oka Bena woreczek z lodem, a ojciec siedział z załamaną głową przy stole.
- Skurwiela zabije..- powiedział po cichu Ben.
- Powie mi ktoś do jasnej cholery co tu się dzieje ?! Dlaczego Ty i Rose macie podbite oczy i dlaczego ona płacze ?! - krzyczała na cały dom. Nie kontrolowała emocji. Wszystko wymknęło jej się spod kontroli.
Jej chłopak leży w szpitalu z wstrząśnieniem mózgu nie wiadomo z jakiego powodu a przyjaciele są pobici. Nie rozumiała już nic. Miała ochotę trzasnąć drzwiami i tak samo jak zostawić dom, zostawić wszystkie kłopoty i problemy, których nie wiedziała jak rozwiązać.
- Porozmawiajcie.. - powiedział z zrezygnowaniem po długiej ciszy ojciec i wyszedł z kuchni.
Po wyjściu taty, dalej nikt nic nie mówił. W końcu przemówiła Bella.
- Rose powinna Ci powiedzieć.
- Ale ona nie chce ze mną rozmawiać ! Zachowuje się jak dziecko !
- To nie jest twoja sprawa. - przerwała jej Rose wchodząc do kuchni. Chyba przysłuchiwała się od początku tej rozmowie.
- Chyba się przesłyszałam.. To po co w ogóle przychodziłaś do mojego domu ?!
- Dzwoniłaś, nie chciałam Cię martwić. A teraz przepraszam, ja już wyjdę.- rzekła stanowczo Rose kierując się do wyjścia.
- Stój. Nie tak prędko. Najpierw mi powiesz jak do tego wszystkiego doszło. - powiedziała Lucy łapiąc ją za rękę.
- Nie. Nie możemy się przyjaźnić. Nie po tym co się stało...
- Ale właśnie ! Co się stało ?! - krzyczała ze łzami dziewczyna.
- Już nie ważne.. Pamiętaj, że zawsze byłaś dla mnie kimś bliskim. Nigdy Cię nie zapomnę. Taki przyjaciel jak Ty to skarb. Ja na niego nie zasługuję. Dbaj o wszystkich, o Scotta, Bena, Belle i Maxa a szczególnie o siebie. Żegnaj Lucy.. . - odrzekła spokojnie Rose całując w policzek dziewczynę.
- Ale.. - nie dokończyła bo Rose wyszła już z domu. Po krótkiej chwili, uświadomiła sobie, że straciła przyjaciółkę. Stała jak posąg zalana łzami. Poczuła, że ktoś przytula ją do siebie.
- Mała.. Wszystko się ułoży. Zobaczysz.. - mówił do niej Jacob.
- Wszystko się spieprzyło.. - powiedziała i wybuchła histerycznym płaczem. Nie musiał mówić nic. Jej wystarczała tylko jego obecność. Po chwili rozterki, postanowiła się zebrać w garść i pojechać do Maxa. Później będzie odgadywała tajemnice jej przyjaciół. Była na nich wściekła, że  nie wie co się dzieje w ich życiu. A przecież byli przyjaciółmi. Przyjaciele powinni chyba sobie ufać i mówić wszystko.. Tak było do niedawna..
- Tato jedziemy do szpitala. - rzekła Lucy wchodząc do salonu i biorąc torbę. Siedział w nim jej ojciec, Bella, Scott i Ben, Gdy wypowiedziała te słowa jej "przyjaciele" wstali.
- Ooo nie.. Wy zostajecie. Albo siedzicie w towarzystwie mojego taty, który nie wiem czy ma na to ochotę  albo stąd wychodzicie. To jak ? - zapytała z powagą i złością dziewczyna. Bez żadnego 'ale' wyszli. Trochę ją to zdziwiło ale nie okazała tego. Gdy wyszła na świeże powietrze Jacob siedział już w samochodzie.
- Co z Tiną ? - zapytała go od razu.
- Dzisiaj będzie nocować u Lily. Tak przedtem uzgodniliśmy. Jutro zabieram już ją do siebie.- powiedział ruszając. Drogę przejechali w ciszy. W szpitalu od razu chcieli rozmawiać z lekarzem.
- Przepraszamy ale teraz lekarz prowadzący pana Maxa prowadzi poważną operacje. Skontaktuje się z państwem po zabiegu. - powiedziała jedna z pielęgniarek.
- Możemy do niego pójść ? Proszę.- rzekła błagalnie Lucy.
- Ale tylko na chwilę. Jest jeszcze bardzo słaby. Dosłownie 5 minut.
- Bardzo dziękujemy. - powiedział Jacob i udali się do sali w której przebywał jego brat. Nie spał.
- Siema brachu. Ale nas przestraszyłeś.. Już wszystko ok ? - zapytał Jacob.
- No cześć. Okej tylko mnie jeszcze trochę głowa boli he.. - powiedział z lekkim uśmiechem Max. Wyglądał lepiej niż rano. Jego twarz nie była już taka blada jak przedtem. Lucy stała i tylko na niego patrzyła. Nie odzywała się, gdy Max i Jacob rozmawiali o wynikach itp.
- Kochanie, czy coś się stało ? - zapytał w końcu ją Max.
- Jak to się stało, że leżałeś zimny i zakrwawiony w lesie ze wstrząśnieniem mózgu ? - zapytała w miarę spokojnie ale czuła, że zaraz wybuchnie.
- Nie chce teraz o tym  rozmawiać.. Zrozum
- Nie ! - przerwała mu.
- Nikt ze mną nie chce rozmawiać ! Zawsze o wszystkim dowiaduje się ostatnia ! Moja przyjaciółka odeszła nie wiadomo gdzie i nie wiadomo z jakiego powodu, a mój chłopak leży w szpitalu i nie che mi również powiedzieć dlaczego !  To jest chore ! Mam tego dość ! - dodała i wybiegła ze szpitala. Nie miała już sił więc usiadła na pobliskiej ławce a łzy leciały jej ciurkiem. Chciała ale nie mogła się pozbierać.
- W końcu .. Dziewczyno jak Ty szybko biegasz.. - powiedział zdyszany Jacob. Chyba gonił ją od szpitala.
- Nie wytrzymuje psychicznie. Muszę wyjechać. Nie ma innej opcji. - odrzekła nieco stanowczo wycierając łzy
- A co z przyjaciółmi? Ojcem no i Maxem ? Chyba ich tak nie zostawisz..
- Oni sami się ode mnie oddalili. Ja tylko to skończę.. To nie ma sensu. Sam widzisz, że wszystko wali. Ja już nie mam sił, wysiadam.
- Przecież po burzy zawsze wychodzi słońce.
- Nie w tym przypadku. Kiedyś wrócę.. Na pewno. Może jutro, za kilka dni, za miesiąc, rok .. Nie mam pojęcia. Aż wszystko ułoży się w całość. Dbaj o Tinę, musi wyrosnąć na silną kobietę żeby zawsze mogła sobie ze wszystkim poradzić. No i o Maxa żeby znalazł sobie porządną dziewczynę, bez problemów i która zrozumie go, bo ja jakoś nie mogę. Zaglądaj czasem do mojego taty, nie będzie wtedy taki samotny jak wyjadę. Dbaj o siebie i nie daj ponieść się emocjom. To ważne. Nie wiem dokąd jadę, ale gdy tylko  będę w tym miejscu zadzwonię do Ciebie, ale za to nie powiesz Maxowi gdzie jestem, nikomu. Tylko tata będzie wiedział i Ty. Zmienię numer.
- Źle robisz. Ale ok. To twoje życie, pamiętaj, że zawsze będę z Tobą. - powiedział chłopak i przytulił ją mocno do siebie.
- Na mnie już czas. - odrzekła.
- Podwieźć Cię ?
- Nie, poradzę sobie. Trzymaj się. - uścisnęli się ten ostatni raz i rozeszli w swoje strony. Ona do domu, aby zabrać rzeczy i pogadać z tatem. On do szpitala, aby opieprzyć swojego brata, że jest takim idiotą.
Lucy czuła narastającą pustkę. Nie wiedziała czy sobie z tym wszystkim poradzi ale jakoś musiała. Trochę się bała jak zareaguje jej ojciec o wiadomości, że jego córka chce wyjechać i zostawić go samego.




                                                                        ______________________________________________
znów przepraszam, że tak późno ale koniec semestru 
więc troszkę trzeba było  się poduczyć ;) 
no ale jest i mam nadzieję, że się podoba
i że w ogóle ktoś to czyta . 
w najbliższym czasie nadrobię :D

kończę, buziaki <3 

sobota, 14 stycznia 2012

Rozdział 10

Dziewczyna przebudziła się, było około 12. Wstała delikatnie aby nie obudzić Jacoba. Spostrzegła, że na przeciwko niej siedzi znajoma twarz. Wpatrywała się w nią ze smutkiem.
- Obudziłaś się. Nie chcieliśmy Cię budzić. - odrzekł Scott.
- Chcieliście ?
-  Do Rose nie dało się dodzwonić więc Ben pojechał do niej a Bella poszła po coś do jedzenia. Głodna jesteś?
- Pić mi się chce.. Skąd wiedziałeś gdzie jestem ? - spytała lekko poddenerwowana.
- Po twoim smsie, twój tata zadzwonił do Belli i opowiedział jej co się stało. Potem przyjechaliśmy tutaj a Ty spałaś. Musisz pojechać do domu, odpocząć. Jesteśmy trochę na Ciebie źli, że nam nie powiedziałaś o Maxie a to się teraz nie liczy.
- Przepraszam .. Chciałam wam dziś powiedzieć.. Na imprezie.. A co  z Maxem ?
- Jest dobrze. Przedtem były małe komplikacje a teraz nic nie zagraża jego życiu. Musisz pojechać do domu, odpocząć.
- Nigdzie nie jadę. Jacob długo śpi ?
- Bardzo się martwił o Maxa i Ciebie i usnął. Niedawno.
- Dobrze. Musze się zobaczyć z Maxem. - odrzekła stanowczo dziewczyna i ruszyła w stronę recepcji zapytać gdzie leży jej ukochany. Ujrzała na końcu korytarza Belle, która niosła w rękach tymbarki i coś do jedzenia.
- Hej.. I jak ? Przyniosłam wam jedzenie. - powiedziała nieśmiało, jak nigdy Bella.
- Może być. Idę do Maxa. Przepraszam, że wam o nim nie powiedziałam ale ...
- W porządku, rozumiem.Zjedz. - przerwała Bella Lucy .
- Później. Idę do Maxa. - odpowiedziała Lucy i cmoknęła w policzek przyjaciółkę. W głębi duszy wiedziała że nie poradziła by sobie bez przyjaciół. Gdy recepcjonistka powiedziała jej gdzie leży jej  chłopak, poszła szybko do sali w której się znajdował.
- Boże, Max.. Tak się martwiłam ! - powiedziała dziewczyna rzucając się na łóżku Maxa z płaczem. Miał bladą i po obijaną twarz, głowę okręconą bandażem i zamknięte powieki. Gdy spoglądała na niego zapłakanymi oczami serce mało jej nie pękło. Trzymała go za rękę, płakała i mówiła szeptem, że nie może jej zostawić, że go kocha i błagała aby otworzył oczy i powiedział jej to samo. Z bezsilności i łzami usnęła trzymając go za rękę. Obudził ją dziwny uścisk w dłoń.
- Kocham Cię...Zamierzam budzić się każdego ranka obok Ciebie. Nie zostawię Cię.. Nigdy.. - wymruczał Max z zamkniętymi oczami i przygarnął delikatnie dziewczynę do siebie.
- Uwielbiam Cię, rozumiesz ? Nie poradziłabym sobie bez Ciebie. Kocham Cię.. - rzekła Lucy wtulona w tors chłopaka.
- Proszę opuścić salę, musimy zbadać pana Elliota. - przerwał im lekarz.
- Coś z nim nie tak ? - spytała wystraszona dziewczyna.
- Nie, wszystko w porządku. Tylko musimy się upewnić, że nic nie zagraża życiu.Niedługo będziemy mogli wypuścić pana, tylko jeszcze kilka dni musi pan zostać na obserwacji. - lekarz zwrócił się do chłopaka.
- Dobrze, później przyjdę. - powiedziała Lucy i pocałowała czule w czoło Maxa.
- Jacob jest ? - zapytał.
- No jasne. Przyjdę z nim. - odrzekła i wyszła z sali. Postanowiła, że szybko pojedzie do domu przebrać się, wykąpać i coś zjeść. Gdy podeszła do przyjaciół Jacob już nie spał.
- Chciałem do niego przyjść ale powiedzieli mi twoi przyjaciele, że Ty jesteś i żeby wam nie przeszkadzać. Pójdę do niego.- powiedział wstając i kierując się w stronę sali.
- Nie idź, badają go. Później masz do niego zajrzeć, tak powiedział. Ej.. Jedziemy do mnie coś zjeść.Wszyscy. - powiedziała stanowczo dziewczyna.
- Ja zostanę. - rzekł Jacob.
- Nie ma co tu siedzieć. Chodźcie idziemy. - odrzekła Lucy patrząc na Jacoba znaczącym wzrokiem, że ma ruszyć tyłek i jechać z nimi.
- No dobrze.. - powiedział w końcu. Ruszyli do samochodu Jacoba, a Scott próbował jeszcze dodzwonić się do Bena i Rose ale nie odbierali. Pojechali do domu Lucy, a tam czekał na nich wspaniały posiłek przygotowany przez tatę dziewczyny.


opornie mi to jakoś idzie. 
następnym razem będzie dłuższe ;))
troszkę zmieniłam wygląd,ale mam nadzieję że się podoba ;**
LINK


niedziela, 8 stycznia 2012

Rozdział 9

" Kto do jasnej cholery śmie mnie budzić?!" - pomyślała Lucy gdy o 5:13 ktoś do niej zadzwonił. Popatrzyła na ekran: Nieznany.
- Słuucham ? - spytała śpiącym głosem dziewczyna.
- Lucy to Ty ?! To ja, Jacob. Kojarzysz? Brat Maxa. - powiedział chłopak. Lucy wyczuła strach w jego głosie.
- Tak wiem, ale czemu mnie budzisz? Co się stało ?
- Ja nie wiem co zrobić. Max nie wrócił na noc. Dzwoniłem i dzwoniłem i nic.. Zacząłem go szukać o 3 ... Nie mogę go znaleźć. Musiałem Cię obudzić, bo On nigdy nie znika nic nie mówiąc. Cholera martwię się za tego gówniarza! - krzyczał brat Maxa do telefonu.
- Boże.. Co z Tiną?! - Lucy zerwała się z łóżka. Od razu ode chciało jej się spać.
- Śpi na tylnych siedzeniach. Jak coś mu się stało..
- Za 5 minut masz u mnie być. - rzuciła szybko dziewczyna i się rozłączyła. Wystraszona zaczęła zakładać leżące na krześle dresy i szeroką bluzę. Włosy związała w kucyk i zbiegła po cichu na dół.
- Gdzie się moja panna wybiera? Lucy dopiero po 5.. - powiedział ojciec gdy dziewczyna zakładała trampki.
- Tato jedziemy szukać Maxa. Zaginął.
- Że co ?! - krzyknął ojciec.
- Jego brat do mnie zadzwonił, że nie wrócił na noc. Zaraz tu będzie.
- Może jest gdzieś na imprezie..
- Nie tato. On nie jest taki. Jemu mogło coś się stać. Muszę go znaleźć.- odrzekła stanowczo Lucy. Powstrzymywała się od łez. Tak bardzo się martwiła o Maxa. Zobaczyła przez okno, że pod dom zajechał samochód Jacoba. Wzięła do kieszeni klucze, telefon i drobniaki.
- Nie wiem kiedy wrócę. Aż go znajdę.
- Córuś, uważajcie na siebie i zadzwoń jak go znajdziecie. A jak potrzebujecie pomocy to też dzwoń- powiedział tata i pocałował córkę w czoło.
- Dziękuje tato. - powiedziała i wybiegła z domu dziewczyna. Wparowała szybko do samochodu. Zauważyła, że Jacob jest w strasznym stanie. Podpuchnięte, zmęczone oczy patrzyły na nią ze strachem.
- Dziękuje że jesteś.. Kurwa gdzie On jest ! Objechałem pół miasta i go nie ma... Nie wiem co już zrobić.. On nigdy nie znika ot tak.. Rozumiesz? Nigdy ! - krzyczał chłopak a po chwili uświadomił sobie, że Tina śpi i nie może jej obudzić.
- Musimy być spokojni. Nerwy tu nic nie dadzą. Ja też martwię się jak cholera ale musimy się opamiętać i go znaleźć. On może nas potrzebować. - złamanym głosem mówiła Lucy.
- Ale gdzie On może być... - wtedy chłopak już nie wytrzymał. Po jego policzkach spłynęła łza. Lucy szybko mu ją otarła.
- Nie możemy płakać. To pogorszy sprawę.. Ruszaj. Musimy sprawdzić jedno miejsce. - dodała i ogarnęła myśli, że Max może poszedł jeszcze raz na tą polanę, na której spędzili wspaniały wieczór.
- Mów gdzie jechać.- oprzytomniał Jacob i wtedy Lucy pokazała mu drogę.
- Może być w lesie. Tylko jest jeszcze trochę ciemno.. Cholera i ta mgła.. - rzekła dziewczyna Maxa.
- W bagażniku mam latarki. Kiedyś Max pokazywał mi tą polanę. Wiem gdzie to jest. Tylko nie wiem co z Tiną.. W każdej chwili może się obudzić.. Ale chwila. Zawiozę ją do Lily. Mała bardzo ją lubi. Ona mieszka nie daleko, koło placu zabaw. Jak myślisz, dobry pomysł? - spytał Jacob, gdy byli koło parku.
- Okej. Poczekam. - powiedziała Lucy ale gdy tylko dojechali do domu koleżanki Jacoba, nie wytrzymała. Wybiegła z samochodu do bagażnika po latarkę. Zapaliła ją, bo przez tą mgłę nic prawie nie było widać i zaczęła biec w stronę lasu ile sił w nogach. W końcu dobiegła do celu. Po krzakach świeciła latarką, bo myślała że może tam być. I nic. Nie było go. Lucy nie miała już sił. Usiadła na pniaku jakiegoś drzewa. Nie była w stanie dusić w sobie płaczu. Łzy kapały a ona miała wielki mętlik w głowie. Myślała gdzie On może być. Wiedziała, że jest bardzo ważną osobą w jej życiu i nie może go stracić. Z jej rozmyśleń przerwały jej dziwne odgłosy. Takie mruczenie.. Nie, to nie kot. To bardziej.. ee.. majaczenie. Ktoś majaczył. Szła za tym głosem.. i spostrzegła ciało. Tak, to ciało Maxa. Na rękach i twarzy miał krew. "Jacob.. Ratuj... Ja .. Ja umieram... Co z Lucy .. Boże ratuj.. Ja ją.. ko.. ko .. cham" - usłyszała z ust Maxa. Rzuciła się na niego z płaczem co się stało a On nie wiedział nic. Po chwili zamknęły mu się oczy. Krzyczała z histerycznym płaczem, że nie może jej zostawić. Że ma siostrę i brata, dla których jest wszystkim.. On leżał i oczu nie otwierał. Krzyki Lucy usłyszał Jacob, który zaraz przybiegł. Zobaczył spłakaną dziewczynę i swojego zakrwawionego brata. Od razu wyjął telefon i zadzwonił na 112. Po 5 minutach, jak nigdy tak szybko przyjechali, usłyszeli dźwięki pogotowia. Jacob pobiegł po sanitariuszy. bo Lucy nie była w stanie nic zrobić. Zdjęła i owinęła Maxa swoją bluzą, bo było zimno. Leżała obok niego zalana łzami i całowała jego zakrwawioną twarz. Nie była w stanie pojąć tego, że może go stracić. Ta myśl zabijała ją od środka.
- Proszę się odsunąć. - usłyszała od jakiegoś mężczyzny. Nie mogła się poruszyć. Jej ciało było sparaliżowane. Trzęsła się ze strachu i zimna. Jacob podniósł ją i wziął w objęcia. Czuł się okropnie, tak samo jak Lucy.
- Jest puls, ale zabieramy go szybko, bo stracił dużo krwi. Kim państwo jesteście? Pani jest siostrą chłopaka? - lekarz zwrócił się do Lucy.
- Nie.. Dziewczyną.. Czy .. Czy On przeżyje? - spytała po cichu. Bała się odpowiedzi.
- Prawdopodobnie ciężkie wstrząśnienie mózgu. Musiał go ktoś nieźle sprać. Dobrze, że szybko zadzwoniliście po nas, bo to się mogło źle skończyć. - odrzekł mężczyzna. "Źle skończyć?  Czy On mógł umrzeć? Nie .. Nie nie mogę mieć takich myśli.. "- pomyślała Lucy.
- Jedziemy ! - krzyknął jeden z sanitariuszy.
Karetka odjechała a Lucy i Jacob stali wtuleni w siebie. Wspierali się nawzajem. Dziewczyna była bardzo słaba psychicznie i fizycznie. Chłopak jakoś się trzymał bo wiedział, że musi wspierać Lucy, która bardzo źle to znosiła. Trzęsła się z zimna, a Jacob dał jej swoją bluzę.
- Musimy jechać do szpitala. Dasz radę dojść do samochodu? - zapytał po czym nie czekając na odpowiedź dziewczyny, wziął ją na ręce i szedł w stronę auta. Usnęła jak dziecko jak jechali do szpitala. Gdy byli na miejscu, chłopak chciał ją wziąć na ręce ale ona się przebudziła.
- Dam radę. Dojdę. - rzekła. Dochodziła 7. Szli smutni i zmęczeni  w stronę recepcji.
- Przywieziono mojego brata. Max Elliot. - powiedział Jacob do recepcjonistki.
- Tak, chłopak ze wstrząśnieniem mózgu ale stan jest stabilny. Proszę poczekać jest na badaniach. To trochę potrwa. Widzę, że są państwo zmęczeni. Może wody? Tam stoi. - pokazała stojak z wodą miła kobieta.
- Dziękuje. - rzekł chłopak po czym skierowali się wraz z Lucy w stronę krzeseł.
- Chcesz wody ? - zapytał.
- Nie. Napiszę do taty, że go znaleźliśmy. - powiedziała Lucy i ułożyła się na krzesłach i kolanach Jacoba. Napisała SMS ojcu po czym od razu usnęła wtulona w ramiona brata swojego chłopaka.


środa, 4 stycznia 2012

Rozdział 8

Lucy dochodziła do parku z lodami, gdy telefon zaczął jej wibrować. SMS od Bena : "Siemanko  ;dd  Ze Scottem kminimy żeby gdzieś jutro wpaść. Piszesz się na to no nie ? ;)) " - Ahh Ci chłopcy. - pomyślała z uśmiechem i już odpisywała mu aby wpadli do niej o 19. Z Rose i Bellą spotka się o 17 aby wyszykować się na bóstwo. Pomyślała aby zabrać również jej chłopaka.
- Witam ślicznotko. Ślicznie wyglądasz. - powiedział Max, zachodząc z tyłu i obejmując ją w pasie.
- Ejj, ej.. uważaj, bluzkę zaplamię. Proszę. - rzekła do ukochanego, wręczając mu lody.
- Ohh.. dziękuje. Skąd wiedziałaś, że czekoladowe to moje ulubione ? - zapytał czule całując ją w policzek.
- Poznałam po twoich oczach. - powiedziała ze słodkim uśmiechem.
- Chodź, mam dla Ciebie niespodziankę. - odrzekł chłopak i chwycił Lucy za rękę.
Szli i szli, a życie wydawało im się piękne. Mieli kogo kochać. Mieli kogoś, na kim mogli polegać. Mieli siebie.
On, brązowooki brunet jak czekolada, który mógł mieć każdą dziewczynę u swojego boku. Ona, zielonooka brunetka, która mogła zwabić wzorkiem każdego faceta. Wybrała jego a On ją. Gdy przechodzili przez plac zabaw, dziewczyna spostrzegła smutnego chłopczyka huśtającego się na huśtawce. Koło niego biegały dzieci ale się z nimi nie bawił. Miał około 6 lat, mały blondynek. - Ma piękne oczy. Niebieskie jak ocean. - pomyślała Lucy.
- Hej.. Czemu jesteś smutny? Co się stało? Nie chcą się z Tobą bawić? - spytała dziewczyna kucając przy chłopcu. Max zrobił to samo co jego dziewczyna.
- Niee.. Nie o to chodzi... Widzicie tamtą dziefcynkę ? Ona mi powiedziała, że mnie nie kocha. I, że ze mną nie chce być. Przecies ja ją kocham. To niesplawiedliwe że ona mnie nie kocha a ja ją kocham. - powiedział ze złością maluch.
- Nie złość się. Powiedz jak masz na imię. - odrzekł Max.
- Frank.
- A ta dziewczynka ?
- Claudia. Ma baldzo ładne imię.
- Tak, masz rację. Bardzo ładnie się nazywa. Ja nazywam się Max a to jest Lucy. Słuchaj Tom... Nie możesz  nikogo zmusić do miłości. Nie smuć się. Claudia na pewno Cię lubi, nie musi kochać i możesz się nią bawić i przyjaźnić. Może kiedyś Cię pokocha. Ale to musi być na prawdę szczera przyjaźń i może trwać kilka lat aż ta dziewczynka coś do Ciebie poczuję. - wyjaśnił chłopcu Max.
- A ją nadal będę kochał jak księżniczkę, tak jak Ty tą dziefcynkę .. No .. Lucy . ?
- To zależy od Ciebie. Może do Claudii to tylko zauroczenie. Ja kocham Lucy. Jak księżniczkę. - rzekł Max i popatrz Lucy prosto w oczy.
- Mam nadzieję, że moja księsnicka w psysłości będzie lównie piękna jak twoja. Dziękuje wam a teraz idę się bawić. Pogadam z Claudią. - powiedział chłopczyk i przytulił po kolei  Lucy i Maxa. Lucy była wzruszona zachowaniem Toma i Maxa.  Chłopczyk odszedł do dzieci a para przyglądała się jeszcze nowo poznanemu koledze.
- Nie wiedziałam że masz taki dobry kontakt z dziećmi. I nie wiedziałam że jestem twoją księżniczką.- powiedziała Lucy gdy szli za rękę w wyznaczoną przez Maxa stronę.
- Lubię dzieci. I jesteś moją księżniczką. - powiedział i przystanął chłopak. Wtedy pocałował swoją księżniczkę.
- Mmm.. Daleko jeszcze? Nie wiem od czego ale bolą mnie nogi.
- Kochanie jeszcze kawałek.
- No dobrze ale .. Czy książe nie powinien nieść swojej księżniczki ? 
- Ehh.. Co ten książe ma z tą swoją księżniczką. Wskakuj na barana. - rzekł chłopak i wtedy wskoczyła na niego Lucy.
- Chudzino, Ty jedz.- dorzucił.
- E tam. Ale i tak mnie kochasz ?
- Jakże inaczej.
Po 10 minutach drogi, szli przez las i doszli do wspaniałej polany. Pachniało wspaniale i widok był rewelacyjny. Z paproci Max wciągnął koszyk.
- Moja księżniczka musi coś jeść. - powiedział i zaczął  rozkładać koc i wyjmować jedzenie.
- Jesteś wspaniały wiesz ? - powiedziała Lucy i obdarowała chłopaka słodkim pocałunkiem.
- Tak, tak, a teraz wcinaj. - odpowiedział chłopak.
Siedzieli tam bardzo długo. W końcu zaczęło się robić bardzo ciemno więc szybko wszystko sprzątnęli i ruszyli w drogę powrotną do domu.
- Zobaczysz.. Będziesz się wstydził ze mną pokazywać, bo będę gruba. - rzekła Lucy z wyrzutem.
- Ciebie nigdy. A co jutro robimy ? - odrzekł i obdarzył ją pocałunkiem chłopak.
- Kumpel zaproponował bibę. Wbijamy. Ty równie.
- Eee.. Nie wiem czy się wyrwę. Tina.
- Pogadaj z Jacobem. Jakoś się dogadacie. Musisz poznać moich przyjaciół.
- Zobaczę.
- Nie zobaczysz, tylko masz być. Chyba nie chcesz aby ktoś Ci  zgarnął sprzed nosa księżniczkę.
- Pogadam, obiecuję. A teraz Cię odprowadzę do domu bo pewnie się tata martwi. Późno się zrobiło.- powiedział Max. Było już całkiem ciemno i z grubsza po 12. W końcu znaleźli się pod domem Lucy.
- Napiszę Ci SMS o której masz być. Kocham Cię, pa . - odrzekła Lucy i pocałowała bruneta w usta. Wpadła po cichu do domu aby nie obudzić taty, i za chwilę dostała SMS. "Już tęsknie ;**  <3" od Maxa.
Wiedziała, że ją kocha i z uśmiechem wykąpała się i położyła do łóżka. Czując że jutrzejszy dzień będzie nieciekawy.

________________________________________
olśnienia jakiegoś dostałam ;pp
przepraszam że tak późno 
ale naprawdę nie mogłam nic wymyślić.
i szczęśliwego nowego roku ;**
komentujemy ;*