środa, 28 marca 2012

Rozdział 19

Gdy siedziałam już w autobusie, zadzwoniłam do Camille. Umówiłam się z koleżanką z klasy, że przyjdę do niej po zeszyty. Na początku poszłam do hipermarketu i zrobiłam zakupy na kolację. Później, jak obiecałam zaszłam do Camille. Wytłumaczyła mi wszystko i pożyczyła zeszyty. Podziękowałam i wyszłam. Spojrzałam na zegarek. 
" O cholera ! Już 7 ! Pewnie Scott już jest ! " - pomyślałam i zaczęłam biec. Daleko nie miałam więc  po 3 minutach szybkiego truchtu byłam w domu. Wpadłam do domu jak wariat.
- Jeeeesteeem ! - krzyknęłam w progu zdejmując buty.
- Ciszej, masz gościa.- powiedział tata.
- Już myślałem, że się zgubiłaś. - dodał.
" Ho ho żartwoniś się znalazł " - cisnęło mi się na usta, ale nie powiedziałam tego na głos. Uśmiechnęłam się i poszłam z zakupami do kuchni.
- Hej Mała. Ręce Ci nie odpadły od tych siatek ? - zapytał Scott całując mnie w policzek i zabierając torby. Tata wyszedł z kuchni, zostawiając nam zrobienie kolacji.
- No jak widać, nie. Przepraszam za spóźnienie ale byłam u kumpeli po zeszyty.
- U Belli ? 
- Nie.
- Lucy, powinnaś się do niej odezwać. Przecież ona nic nie zawiniła.
- Dzisiaj miałam to zrobić, ale nie miałam czasu.
- Gdzie byłaś ? 
- U Max'a..
- Aha. Dobra więcej nie pytam. Głodny jestem. Co robimy ? - zapytał wyjmując pomidory.
- A no co masz ochotę ? - spytałam z uśmiechem.
- Hmm.. No nie wiem. Pani Kucharko. 
- Zaraz coś wymyślimy. - powiedziałam. Ze Scott'em się świetnie gotuje. Było tak jak kiedyś. Ale tak jak kiedyś nie będzie już nigdy. Po półtorej godzinnym gotowaniu w końcu zasiedliśmy do stołu. Tacie bardzo smakowało i powiedział, że powinniśmy ze Scott'em częściej gotować. Scott pożerał wszystko bardzo szybko. Ja zjadłam tylko sałatkę.
- Lucy czemu nie jesz kurczaka ? - spytał tata.
- Nie  mam ochoty. Scott zje za mnie. - powiedziałam ze śmiechem.
- No przepraszam ale od rana prawie nic nie jadłem. - odrzekł gość biorąc kolejną porcję kurczaka.
- Dobrze, dobrze. Jedz. - odpowiedziałam. Po posiłku, tata obiecał, że posprząta. Poszliśmy ze Scott'em do mojego pokoju. Zachciało mi się papierosa. Wyjęłam paczkę Malboro i zapalniczkę z kieszonki kurtki i wyszłam na balkon. Delektowałam się dymem i robiłam kółeczka.
- Nie powinnaś palić. - odezwał się w końcu Scott.
- Kiedyś Ci to nie przeszkadzało.. - powiedziałam cicho.
- To było kiedyś.
- Kiedyś .. - powtórzyłam.
- Jutro przyjadę po Ciebie do szkoły. - zmienił temat.
- Jak to ? Ty nie idziesz ? - spytałam zdziwiona.
- Już o wszystkim wiesz. Nie muszę.
- Ej.. To ile Ty tak na prawdę masz lat ?
- 21.
Wybuchłam śmiechem.
- I z czego cieszysz jape ? - zapytał zdziwiony.
- Staaaruszek. Choć do środka bo zimno mi. - odrzekłam i zgasiłam papierosa.
- Musisz wszystkich poznać. - powiedział siadając na bujanym fotelu.
- Nie wiem czy muszę.  Posłuchaj, ja się wyprowadzam. To nie ma sensu. Nic nie ma sensu.. A z resztą, co ja Ci będę mówiła. Może masz jakieś podsłuchy czy coś...
- Nic nie mam. Mów. Przecież możesz mi zaufać.
- No dobrze. - powiedziałam z oporem.
- Tata nie mógł w mieście znaleźć pracy, więc dostał propozycję w innym. Najpierw zapytał mnie, przedtem nic mnie tu nie trzymało. Rose odeszła, nie mam pojęcia dlaczego. Z Bellą i Ben'em się od siebie odsunęliśmy. Z Max'em jest podobnie. Tylko że on ma poważne problemy... Cholera, za szybko się zgodziłam na tą przeprowadzkę. Ojciec nawet kupił już dom. Z tą agencją ja nic nie ogarniam.. Jak tata nic o tym może nie wiedzieć ? Przecież musi. A mama ? Ona wszystkich oszukiwała. Ale Ty, masz powiedzieć mi wszystko. - skończyłam swoja wypowiedź wzrokiem patrzącym prosto w oczy przyjaciela.
- Wszystko ? - zapytał.
- Prawdę. - odpowiedziałam cicho.
- Więc.. Wkrótce twój ojciec będzie musiał się o wszystkim dowiedzieć, wtedy kiedy się będziecie wyprowadzać. Twoja matka, chciała wam to powiedzieć, ale cóż. Tajemnica zawodowa. Wiedziała, że w końcu się dowiesz. Będziesz na razie uczęszczała na różne zajęcia z twoimi kolegami z grupy. Pierwsza rzecz z której powinnaś się cieszyć, jest to, że masz w grupie samych facetów. Druga rzecz, że trafiłaś do zajebistego lecz trudnego miejsca. I ostatnia rzecz, z której chyba najbardziej się będziesz cieszyła jest, że tak szybko jak myślałaś się nie wyprowadzisz. Nicole na to nie pozwoli. Ma takie same prawa, jak twój ojciec. - skończył.
- Nie wiem co o tym myśleć.. A przypomniałam sobie. Jutro nie mogę.
- Co nie możesz?
- Nie możesz po mnie przyjechać. Umówiłam się z Max'em, że jedziemy po jego siostrę.
- Nie może sam pojechać ?
- Muszę z nim jeszcze porozmawiać. Spotkamy się wieczorem, ok?
- To nie możliwe. Kończycie lekcje jutro 13.30. W pół do 3 będę pod szkołą. Taki mój obowiązek. I tak powinnaś być wcześniej. Nicole się zdenerwuje. ale ja już coś wymyślę.
- Eee.. No dzięki.
- Widzę, że pożyczyłaś zeszyty. Ja się będę zbierał. - powiedział wstając.
- No ok. Widzimy się jutro. - odrzekłam i cmoknęłam go w policzek. Pożegnałam gościa i udałam się ze szklanką soku pomarańczowego na górę. Czekał mnie bardzo długi i ciężki zeszyt z trudnymi przedmiotami.


nie podoba mi się.

na dziś :
 buziaki ♥

środa, 21 marca 2012

Rozdział 18

Szybko znalazłam się pod domem Maxa. Ze zdenerwowania aż trzęsły mi się nogi. Max mieszkał w bloku. Zadzwoniłam pod numer, który kiedyś mi mówił. Po chwili odezwał się smutny głos.
- Tak ?
- Mogę ? - zapytałam cicho. Rozpoznał mój głos i szybko otworzył drzwi. Szłam powoli po schodach. W końcu stałam pod drzwiami z numerem 26. Otworzyły się.  Jego oczy były podkrążone, a źrenice duże.
- Cześć.. - zaczęłam.
- Wejdź, nie będziemy w progu rozmawiać. - powiedział i zaprosił mnie gestem do środka. Weszłam do środka. Poszliśmy do jego pokoju. Porozrzucane były w  nim ubrania, a w kącie stała krata z pustymi butelkami. "Kurwa, pije..."- przeleciała mi myśl.
- Usiądź. - powiedział zbierając rzeczy.
- Ja Ci nie zajmę dużo czasu....
- Spokojnie, siadaj. Napijesz się czegoś ? - chyba zauważył moje trzęsące się ręce. Usiadłam na krześle.
- Nie, dziękuje. Posłuchaj, możesz usiąść na chwilę ? Chcę Cię o coś zapytać. - usiadł.
- Nie lubię owijać w bawełnę, więc wale prosto z mostu. - dodałam.
- Tak ? - odrzekł nieśmiało.
- Ty ćpasz, prawda? - spytałam poważnie ze łzami w oczach. Nie odpowiedział. Wbił oczy w podłogę. Wzięłam torbę z krzesła i wstałam.
- Już wiem, to co chciałam. Narazie... - powiedziałam i kierowałam się do wyjścia. Przy drzwiach złapał mnie za rękę.
- Stój. - powiedział.
- My już nie mamy o czym rozmawiać. - odpowiedziałam mu patrząc prosto w twarz. Czułam jego oddech na szyi.
- Mamy. - rzekł i pocałował mnie namiętnie w usta. Z oczu poleciały mi łzy. Nie mogłam oprzeć się jego ustom. Ich smaku. Dawno 'tego czegoś' nie czułam. Brakowało mi tej delikatności. Po krótkiej przerwie 'odlotu' wróciłam do rzeczywistości i oderwałam się od niego. Patrzyliśmy sobie w oczy.
- Nie pozwolę Ci na to, rozumiesz ?! Za bardzo Cię kocham idioto ! - wydarłam się na niego z płaczem, złapałam za głowę i wpiłam swoje usta w jego. Gdy odsunęłam się od niego, stał zdziwiony. Po chwili zdziwiona byłam ja jeszcze bardziej, bo z jego oczu zaczęły wypływać łzy. Spływały powoli po jego zimnych policzkach. Rzuciłam się na jego szyję, a On tak mocno mnie przytulał, jak nigdy wcześniej. W życiu bym nie przypuszczała, że będę razem płakać z chłopakiem.. Szeptałam mu, że razem przez to przejdziemy, a On jeszcze bardziej ściskał moje ramiona.
- Ja.. Ja nie mogę.. Ja Cię zranię, rozumiesz ? Jesteś zbyt ważna.. To co napisałem w liście.. To.. To wszystko prawda. Zniszczyłem siebie.. Ciebie nie mogę. - jąkał się cichym głosem.
- Nie zranisz mnie. My przejdziemy przez to razem, zobaczysz. Wszystko będzie dobrze. Zaufaj. - powiedziałam, wycierając opuszkami palców jego łzy.
- Kurwa mać, jak ja Cię kocham. - odrzekł po cichu, miażdżąc mnie w swoich ramionach. Nie odpowiedziałam. Choć serce waliło jak szalone, wiedziałam dla kogo bije.

***

 
Leżałam owinięta w kocu, i słyszałam stukanie. Dobiegało z kuchni. Wstałam powoli, zapinając bluzę.
- Mała, z Tobą coś nie tak. Ty za mało jesz, a za dużo śpisz.- powiedział Max robiąc jedzenie.
- Wydaje Ci się.. Gruba jestem. - odpowiedziałam ziewając.
- Ty ?! Ogarnij się ! Ile ważysz? - zapytał podnosząc lekko głos.
- Dużo. Nie musisz wiedzieć. - chciałam go zbyć.
- Lucy, powiedz. - powiedział to ze swoim zatroskanym uśmiechem, któremu zawsze ulegałam.
- Pięćdzieeeesiąttt...
- No ?
- Dwa. - odpowiedziałam szybko zakrywając twarz. Wstydziłam się.
- Pierdolisz. - odrzekł odkładając nóż.
- Mówiłam że jestem gruba !
- Nie chodzi o to. A ile masz wzrostu ?
- Metr.. Sześćdziesiąt siedem.
- Tak ? Cóż ciekawe.. - powiedział podchodząc do lodówki.
- Zjedz to. - dodał podając mi kawałek kiełbasy.
- No chyba Cię powaliło. Nie będę tego jadła.
- Wolisz kanapkę ze smalcem ? Nie ma sprawy...
- No jak ja nie jestem głodna.
- Nic nie jadłaś od 1. Nie wiem czy wcześniej coś jadłaś.
- Jadłam z tatem.
- Wpierdalaj tą kiełbache i koniec dyskusji.
- Nie ! No Max, przestań..
- Powiedziałem, masz to zjeść ! Nie będę z takim chudzielcem !
- Ja nie będę z ćpunem ! - po chwili zrozumiałam, co ja powiedziałam.
- Max ja... - dodałam.
- Nie, masz rację. Nie powinienem Cię do niczego zmuszać. Sam robię głupoty.. - przerwał smutno i zabrał się do krojenia warzyw. Wzięłam tą kiełbasę do ręki i ugryzłam. Zaczęłam machać mu  nią przed oczami. Chciałam by się uśmiechnął. W końcu mi się to udało. Ugryzłam znowu.
- Nie martw się tak. Przecież mi się tylko nie chce jeść..
- Ale to źle. Powinnaś jeść. Jesteś chuda jak patyk.
- Dobra, skończmy ten temat. Która godzina?
- 17:30. O 18 wróci Jacob z Tiną.
- To ja się będę zbierać..
- Nie, zostań. Proszę.
- Muszę. Mam zrobić jeszcze zakupy. Tacie obiecałam. Jutro musimy porozmawiać. W szkole nie bardzo, więc po ?
- Mam odebrać Tinę.
- To pojedziemy po nią razem.
- No dobrze. Poczekaj, Jacob Cię odwiezie.
- Nie, za 15 min mam autobus.
- Jak chcesz. Uważaj na siebie. I niech ta rozmowa zostanie między nami. Jacob o niczym nie wie.. - odrzekł całując mnie w czoło.
- Lecę, pa.- cmoknęłam go w policzek, złapałam torbę i wyszłam z mieszkania. Idąc po schodach pomyślałam, że dobrze że tu przyszłam.
Może moje życie w końcu znajdzie sens...

 


_______________________________________
trochę mi się nie podoba..
oceniajcie, bo nie wiem czy ma to sens
dalsze pisanie.
buziak ;*


środa, 14 marca 2012

Rozdział 17

Biegłam z Max'em za rękę. Pogoda była piękna. Nasze ciała były gorące od słońca. Cały czas się śmialiśmy. W parku, na ławce siedziała Tina z moim tatem i oglądali książki kucharskie. Pomachaliśmy im i pobiegliśmy dalej. Szli ulicą Bella, Scott, Jacob i Ben. Jedli chipsy i pili Tymbarka. Śmiali się głośno, jak ja z Max'em. Ominęliśmy ich i pobiegliśmy na plac zabaw. Bawił się tam chłopczyk z jedną dziewczynką, których kiedyś już tam spotkaliśmy. Wyglądali słodko. Max zaciągnął mnie na tą śliczną polane. Wyglądało tam bajkowo.
- Lucy, jesteś moim skarbem. - powiedział mój ukochany, łapiąc moją twarz w swoje dłonie.
- Max, ja.. Kocham Cię... - odpowiedziałam mu, całując go namiętnie. Wtedy podeszło trzech mężczyzn. Oddzielili nas od siebie. Jeden mnie trzymał, drugi gdzieś dzwonił, a trzeci bił Max'a. Krzyczałam, ale zasłonił mi ktoś ręką buzię. Płakałam, wyrywałam się, ale to nic nie dało. Mężczyzna, który dzwonił, zniknął. Uspokoiłam się przez chwilę. W pewnym momencie uderzyłam faceta z łokcia w żebra, aż się zgiął i kopnęłam z całej siły w głowę. Upadł i nie ruszał się. Mężczyzna, co bił Max'a podszedł do mnie i próbował wymierzyć mi cios w twarz.  Kucnęłam, i kopnęłam go mocno w piszczele. Krzyczał głośno leżąc na ziemi, a ja ponowiłam swojego kopniaka w twarz. Też przestał się ruszać. Podbiegłam do Max'a. Nie ruszał się. Twarz miał całą w krwi. Zupełnie tak samo, jak wtedy, gdy miał wypadek. Przyszedł Jacob. Odsunął mnie od niego. Sprawdził mu puls.
- Nie żyje.. - powiedział. Wybuchłam płaczem.
- Lucy, nie płacz. Nie był Ciebie wart. - odrzekł spokojnie.
- Jak możesz tak mówić ?! To twój brat ! - krzyczałam
- To nie zmienia faktu, że może zadawać się z takimi typami. Mówiłem mu żeby skończył z prochami! Skończył.. Na miesiąc ! Nie oddał kasy, to teraz ma ! Zmywajmy się stąd. - powiedział zdenerwowany Jacob i wziął mnie za rękę. Mówiłam, że ja kocham Max'a ale on mnie nie słuchał. Powiedział tylko abym o nim zapomniała. Nie miałam siły iść.. Upadłam.. Czułam, jak spadam w dół....

***

- LUCY ! LUCYYY !! Boże, dziecko..... OBUDŹ SIĘ! NIE KRZYCZ, NIE PŁACZ, BŁAGAM.. !!!! -krzyczał mi ktoś do ucha. Poczułam na swoich policzkach wodę.
- Tata? - pisnęłam cichutko i rzuciłam mu się na szyję.
- Jak Ty mnie przestraszyłaś ! Krzyczałaś, płakałaś..  Nie wiedziałem co zrobić. Co Ci się śniło ? - zapytał ojciec.
- Bo.. Bo.. Max.. Max nie żyje..
- Max ?! 
- No.. No tak.. Zabił go.. Tak mi się śniło.... - zanosiłam się płaczem.
- Już spokojnie, córeczko. Wszystko w porządku. To tylko zły sen. - uspokajał mnie tata. Wtedy uświadomiłam sobie jedną rzecz. Że właśnie ten sen, mógł wyjaśnić mi wszystko. Musiałam porozmawiać z Max'em. Natychmiast. 
- Tatku, która godzina? - zapytałam już spokojniej. 
- Jest 12.58. Robię obiad. Pomożesz mi ? Tylko najpierw się uspokój.
- Przykro mi tato, ale muszę coś koniecznie załatwić. Zrobię kolację, dobrze? - zapytałam zbierając telefon, drobniaki i chusteczki do torby, która wisiała na krześle.
- No dobrze, dobrze. Kochanie, musisz się wziąć do lekcji, wiesz? Ostatnio zaniedbałaś szkołę.
- Tak, tato wiem. Skocze do kumpeli, pożyczę zeszyty. Ale teraz, na prawdę się śpieszę. Jak będę wracać, zrobić zakupy?
- Tak, jakbyś mogła. Masz więcej pieniędzy. - powiedział ojciec podając mi kasę. Wyszedł z mojego pokoju a ja postanowiłam się przebrać. Poszłam do garderoby. Pomyślałam, że zmienię tylko koszulkę. Założyłam białą z niebieskim napisem 'Adidas' i zarzuciłam na to rozpinana szarą bluzę. W łazience przeczesałam włosy i poprawiłam lekki makijaż. Telefon wrzuciłam do kieszeni. Było bardzo dużo nieodebranych połączeń i SMS. "Cholera, zmienię numer."- powiedziałam sama do siebie. Wzięłam torbę i zeszłam na dół. Założyłam najkacze i wyszłam z domu. Chciałam zadzwonić do Max'a, ale pomyślałam, że pójdę do niego. Jego dom znajdował się 15min drogi autobusem, od najbliższego mojego  przystanku. 
Szczerze mówiąc, trochę się bałam tego spotkania. Ale w końcu, coś musiałam zrobić.


czwartek, 8 marca 2012

Rozdział 16

- Cco.. Co Ty tutaj robisz ?! - spytałam zdziwiona.
- Pracuję. Załóż te buty i  jedziemy ? - zapytał szybko. Stałam wryta, nie mogąc się ruszyć. Jak mój najlepszy przyjaciel mógł to przede mną ukrywać ? Nie mogłam sobie tego uświadomić. W końcu się ocknęłam i założyłam te buty. Wyszliśmy z gabinetu Nicole, chyba mogę ją tak nazywać no nie ? Teraz nie szliśmy już długimi czarnymi korytarzami, tylko pojechaliśmy windą. Wysiedliśmy w oświetlonym parkingu. Stały same najnowsze pojazdy.
- Wow.. - powiedziałam cicho.
- Którym jedziemy?
- Ten. - pokazałam palcem na czerwone Audi.
- Wsiadaj.
Jechaliśmy w ciszy. Nie wiedziałam co powiedzieć. Z jednej strony chciałam na niego krzyczeć, a z drugiej nie odzywać się nic. W końcu musiałam zacząć.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś?
- Taka praca.
- Ile już tam pracujesz ?
- Trzy lata.
- Co ?! W wieku 13 lat zostałeś tajnym agentem ? O czym Ty mówisz ?
- Lucy.. Jakby Ci to powiedzieć.. Ja nie mam 16 lat.
Zamurowało mnie kompletnie. Mój najlepszy przyjaciel, okłamywał mnie 3 lata? Nie odpowiedziałam. Zjechał na pobocze.
- Posłuchaj. Pamiętasz jak się poznaliśmy ? Niby przyjechałem do twojego miasta, a twoja mama przyprowadziła mnie do Ciebie a byśmy się zapoznali. To było zaplanowane. Na początku nie chciałem w ogóle mieszać się w sprawy ojca. To On mi kazał. Również jest agentem i przyjaźnił się w twoją matką. Nie chciałem, dotąd aż Cię poznałem. Musiałem Cię chronić, choć miałaś 13 lat. Przyszłaś do gimnazjum, wyglądałem w podobnym wieku, ponieważ dostałem pewne lekarstwa. Nadal muszę je brać. To wszystko dla Ciebie, Lucy. Jesteś dla mnie jak siostra. Kocham Cię jak siostrę, i Cię tak traktuję. Przepraszam, ale nie mogłem Ci tego powiedzieć. - powiedział spokojnie. A w jego głosie można było dosłyszeć smutek.
W oczach stanęły mi łzy.
- Ja.. Ja nie wiedziałam. Scott ... Przepraszam. - odrzekłam i rzuciłam mu się na szyję. Przytulił mnie w ten swój ciepły, i pełen miłości uścisk. Łzy lały się strumieniem na jego bluzę. Nic nie mówił, tylko przytulał. Tego najbardziej mi brakowało.
- Sorki, za tą rozklejkę. Jedźmy. - powiedziałam powoli się ogarniając. Ruszyliśmy. Po kilku minutach byliśmy pod moim domem.
- Cholera, co ja powiem tacie.. ?
- Coś wymyślisz. Wpadnę w pół do 7 okej ?
- Dobrze. To na razie. - rzuciłam i wyszłam z samochodu. Poprawiłam włosy i otworzyłam bramę kluczami z torebki.
- Gdzie byłaś ? - zapytał w miarę spokojnie ojciec, gdy weszłam do kuchni po wodę.
- Cześć Tato. W klubie spotkałam starą kumpele. Pogadaliśmy w klubie, i że było w nim nudno, to poszliśmy do niej do domu. Fajnie nam się gadało i zostałam u niej na noc. Przed 1 byliśmy u niej. - wymyśliłam szybko.
- A no to dobrze. Mogłaś zadzwonić czy coś ...
- Spałeś, nie chciałam Cię budzić.
- Dobrze już dobrze. Zjesz coś ? Na pewno zjesz. Lucy, Ty ostatnio za mało jesz. Schudłaś.
- E tam.. Nie jestem głodna.
- Jesz, bez dyskusji. Masz śliczną figurę, nie musisz dbać o linie. Idź się przebierz i wykąp. Daję Ci pół godzinki na ogarnięcie się. Coś szybko zrobię.
- Dzięki, tatku. - powiedziałam i cmoknęłam go w policzek. Weszłam na górę, rzuciłam na łóżko torebkę oraz zdjęłam buty i kurtkę. Poszłam do garderoby, wzięłam czarne rurki i zieloną koszulkę z jakimś napisem. Zrobiłam sobie gorącą kąpiel. Wypachniłam łazienkę w różne pachnidełka. " Tego mi było trzeba.. " - powiedziałam do siebie zanurzając się w parującej wodzie.
Po chwili relaksu, wyszłam z wanny i wysuszyłam włosy. Włożyłam ubrania i pomalowałam lekko rzęsy tuszem. Wzięłam telefon do ręki. Połączeń było wiele... Od Max'a, Ben'a, Belli i Jacob'a. Postanowiłam z nimi porozmawiać. Muszę sobie z nimi wszystko wyjaśnić. 'Dzisiaj to zrobię.' - pomyślałam. Zeszłam do dół, na stole było przygotowane jedzenie.
- Mmm.. Jakie pyszności.- rzekłam.
- Siadaj i jedz. Marnie wyglądasz. Musimy porozmawiać w sprawie domu...
" No tak w końcu musi zacząć. Przecież nie mogę wyjechać z miasta... "
- Tak właśnie. Nie wiem czy  to był dobry  pomysł tato.. Tutaj mam szkołę, zaplanowałam sobie pewne liceum. Jak wyjedziemy z miasta, wszystkie plany szlag trafi.. - przerwałam mu.
- Ej, uważaj na słownictwo. Tak, rozumiem. Ale ja się już zgodziłem, nie ma odwrotu. Przykro mi Lucy. Muszę coś jeszcze Ci powiedzieć.
- Tak ?
- Kupiłem dom.
- Naprawdę ? To chyba dobrze.. Ale tego nie sprzedamy, prawda?
- W prawdzie nie jest on nam potrzebny lecz jeśli chcesz.. To dobrze. Nie sprzedamy tego domu. A teraz jedz. W następny  weekend jedziemy obejrzeć nowy dom.
- Dobrze. - powiedziałam i zabrałam się do jedzenia. Nie miałam w ogóle apetytu ale nie chciałam robić tacie przykrości, przecież tak się starał. Po wspólnym posiłku postanowiłam się chwilkę zdrzemnąć. Sen był okropny.


_______________________________________
to znów ja ;)
zaczęłam wątek agencji,  z tego powodu 
iż stwierdziłam, że na blogu zrobiło się nudno.
inspiracja przez pewną książkę, też zrobiła swoje heh :D 
prawie na każdym blogu, jest tak samo.
a chciałabym aby na moim tak nie było ;)
nie obmyślam, co będę pisała w kolejnych rozdziałach.
siadam i piszę. po prostu.
mam nadzieję, że dalsze losy Lucy i  jej przyjaciół będą was ciekawiły.
dziękuje za opinię  ;* 
oraz

NAJLEPSZEGO KOBITKI ♥
Nasze  Święto :D :D

środa, 7 marca 2012

Rozdział 15

Obudziłam się. Ból głowy mi doskwierał, na początku myślałam, że to wszystko co się wczoraj wydarzyło, to normalny sen. Ale nie leżałam w swoim pokoju. Pomieszczenie było w bardzo przyjemnym kolorze. Ściany pokrywała jasno fioletowa barwa, która współgrała z białymi meblami i tworzyła śliczne wnętrze. Nad łóżkiem leżała tapeta z kwitnącymi konwaliami. Pokój wyglądał bajecznie, lecz jedna rzecz mnie dziwiła. W pokoju nie było okien. Musiałam skorzystać z toalety, ale nie miałam pojęcia, gdzie ona się znajduje. W pewnym momencie, wszedł Jake.
- O śpiąca królewna w końcu się zbudziła. - powiedział z czarującym uśmiechem. 
- Gdzie jestem ? - spytałam w miarę spokojnie, ale czułam że zaraz wybuchnę.
- Jesteś bezpieczna. Kawy, herbaty ? 
- Wooody... - odpowiedziałam. Wyszedł i po chwili wrócił już ze szklanką i butelka mineralnej. Wypiłam duszkiem całą zawartość.
- Muszę do toalety. - powiedziałam. Jake pokazał mi drogę. Gdy wróciłam, On leżał na jeszcze nie pościelonym łóżku. 
- Wstawaj i opowiadaj mi co się dzieje. - zaczęłam.
- Więc.. Ja Ci tego nie powinienem mówić. Chodź. - złapał mnie za rękę.
- Gdziee.. ? - zapytałam.
- Zaufaj. - powiedział to z tym swoim pięknym uśmiechem aż nogi mi się ugięły. Szliśmy czarnymi korytarzami i czarnymi schodami. Czemu to wszystko było czarne ? Chciałam zapytać o to Jake'a ale stwierdziłam, że nie jest to najlepszy pomysł. Znaleźliśmy się w białym pomieszczeniu. Wszystko, oprócz ścian, było czarne. 
- Zaczekaj tu. - odezwał się Jake i wyszedł. Usiadłam na krześle. Czekałam 15 minut. Nikt się nie pojawiał, a ja chciałam w końcu wrócić do domu. Wstałam i skierowałam się ku drzwiom. W tym samym momencie ujawniła się postać.
- Bardzo przepraszam, miałam spotkanie. Proszę, usiądź. - powiedziała elegancka kobieta. Była piękna. Lekko pofalowane, długie blond włosy opadały na jej szczupłe ramiona. Szara sukienka podkreślała jej piękne kształty, a buty na wysokim obcasie wydłużały opalone nogi. " Za nią to faceci latają. " - pomyślałam.
- Kim pani jest ? - zapytałam.
- Nazywam się Nicole Mallet. Witaj Lucy. - odpowiedziała ciepło kobieta.
- Więc gdzie ja jestem ? Skąd pani mnie zna ? O co w tym chodzi ? - szybko zadawałam pytania.
- Spokojnie. Wszystko po kolei. Wiesz jak się już nazywam, prawda? Więc. Znajdujesz się w agencji terrorystycznej. Można powiedzieć, że zwalczamy zło. Nasza agencja nazywa się A.T.M czyli Agency Terrorims Mallet. Po śmierci mojego ojca, ja zostałam szefem. Pracuję tu już 4 lata. Dalej, znamy Cię od urodzenia, Lucy.
- Ale jak to ? - spytałam zdziwiona. Skąd jakaś obca baba może mnie znać?
- Twoja matka... Alice, była agentką.
- Moja mama ?!
- Tak. Spokojnie. Napijesz się czegoś?
- Nie. Jak moja mama mogła być agentką ? Miała własną firmę.. Tata o tym wie ?
- Twój ojciec o niczym nie ma pojęcia. To musi zostać między nami. Twoja matka dużo ryzykowała wychodząc za niego za mąż.
- Od kiedy była agentką ?
- Od 21 roku życia.
- Po co tu jestem ?
- Zostaniesz agentką.
- Hahahah... Chyba pani sobie żartuje. Po pierwsze mam 16 lat, po drugie nie mam czasu na takie coś i po trzecie za miesiąc się wyprowadzam z miasta.
- To wykluczone.
- Rozśmiesza mnie pani. Nie ma pani prawa rządzić moim życiem ! - krzyknęłam wstając z krzesła.
- Uspokój się. Mam.
- Ciekawe jakie ?
- Jak jeszcze pracowała tutaj twoja matka,  podpisała pewien dokument. Proszę.


....." Ja, Alice Anders, niżej podpisuję, iż w razie mojej śmierci, opiekę nad moją córką Lucy Anders, ur. 14.08.1996r. przejmie w połowie Nicole Mallet, A.T.M. Proszę o zweryfikowanie mojej córki  do agencji, wtedy, kiedy będzie na to gotowa.  .... "  


Szczęka mi opadła. " Jakiś obcy człowiek ma mnie wychowywać ? No chyba ich pogięło " - pomyślałam.
- Nie wierzę... Pani ..
- Nie mów mi pani, mówi mi po prostu Nicole. Rozumiem, to może być dla Ciebie szok. Ale musieliśmy to zrobić. Twoja matka, nie pozostawiła nam innego wyboru. To nasz obowiązek, raczej mój.  - odrzekła Nicole.
- Dobrze, więc Nicole. Co ja tu będę robiła ? W ogóle nie mam siły ...
- W tej pracy nie  trzeba mieć tylko siły. Trzeba również myśleć.
- Nie jestem na to przygotowana..
- Jesteś. Tylko o tym nie wiesz.
- Muszę wracać do domu.. Tata się martwi .. Która jest godzina ?
- 8:45. Nie możesz z nim o tym rozmawiać, rozumiesz ?
- O boże. Tak, rozumiem. Kim byli Ci  faceci w klubie ?
- Musisz wracać do domu. Kolega Cię odwiezie. Wieczorem musimy się spotkać. Ohh.. Nie. My się nie spotkamy. Mam ważne spotkanie. Będziesz miała gościa, może tak być ? On Ci wszystko wyjaśni.
- Dobrze, ale na prawdę muszę już wracać. - odrzekłam kierując się do drzwi.
- Poczekaj, weź to i poczekaj tu na niego. - powiedziała podając mi broszurę.
' Agent 06, do gabinetu numer 547. Natychmiast. A no i czarne szpilki z mojej garderoby, numer 34.' - powiedziała do telefonu. ' Po co jej szpilki ? ' - popatrzyłam na nią pytająco.
- No z jednym obcasem nie pokażesz się w domu. Skocz do łazienki w twoim pokoju. Popraw makijaż, kosmetyki masz w szafce.  - rzekła wychodząc z gabinetu. Po 5 minutach pojawił się mężczyzna. Zapach tych perfum, rozpoznałabym nawet w wielkim pomieszczeniu z tysiącem mężczyzn. W końcu, sama je wybierałam.
- To dla Ciebie.


__________________________
jeejku .. jak mi wstyd.
kompletnie zaniedbałam tego bloga.
pewnie już nikt tego nie czyta, ale oj tam.
przepraszam, kolejny będzie w 100% szybciej.
buziaaki ;* ;)