znowu przepraszam, że tak późno ale tyle tych spraw
na głowie.. no ale jestem ;)
mam nadzieję, że się podoba. losy naszej
głównej bohaterki, są całkiem inne,
niż wcześniej zaplanowałam. zainspirowała mnie
pewna książka ;>
w następnym poście chciałabym pisać,
w formie opowiadania przez Lucy.
myślę, że się spodoba .
no a teraz nie zamulam,
CZYTAMYY ;)
mam oczywiście jakąś tam nadzieję, że ktoś to czyta ;)
__________________________________________________________________________________
- Nie .. koniec.. nie będę płakać. Nie będę... Lucy kurwa ogarnij się! - krzyczała dziewczyna sama do siebie ocierając łzy. Wstała z łóżka, schowała list do szuflady i udała się do garderoby. Wyjęła z szafy krótką, czarną sukienkę z dużym dekoltem i czarną, cienką skórkę z rękawami 3/4. Poszła do łazienki i założyła naszykowane ciuchy. Podkreśliła oczy, przypudrowała policzki i pomalowała usta czerwoną szminką. W pokoju, w szafie leżały nie rozpakowane szpilki. Leżały tam pół roku z kawałkiem. Kupiła je jeszcze z mamą i całkiem o nich zapomniała. Wyjęła je i założyła na nogi. Do ręki wzięła jeszcze małą kopertówkę z kluczami, telefonem i pieniędzmi. Przejrzała się lustrze: Choć wyglądała zjawiskowo, z jej oczu można było wywnioskować smutek.
- Tato, wychodzę. - powiedziała gdy była już na dole.
- Jest w pół do 9. Gdzie, z kim i o której wrócisz ? - zapytał ojciec.
- Do klubu, będzie kolega <skłamała>, późno. Nie czekaj, mam klucze. - powiedziała szybko. "Ojciec chyba zapomniał o karze.. Ehh.. Chyba dobrze" - pomyślała.
- Tylko bez żadnych wybryków.
- Jasne, pa. - rzuciła i wyszła z domu. Na dworze wiał lekki wiatr. Zamówiła taksówkę.
- Dobry wieczór. Do klubu 'Volcano' jedziemy. Wie pan gdzie to jest ? - spytała taksówkarza, gdy siedziała już w taksówce.
- Jasne, zaraz będziemy. - odrzekł starszy pan. Chodź daleko ten klub nie był, ale jakoś zimno jej się zrobiło i postanowiła, że marznąć nie będzie. Przecież po to są te taksówki ..
- No, jesteśmy. - odrzekł taksówkarz a Lucy wręczyła mu pieniądze. Weszła do klubu. Jak zwykle, w soboty było bardzo dużo ludzi. W pomieszczeniu biło ciepło i zapach spoconych ciał, od tańca. Zawsze tu przychodziła z przyjaciółmi, gdy chcieli się zabawić. Usiadła przy stole barmana.
- Coś podać ? - zapytał kelner, robiąc przy okazji szejka.
- Martini z lodem, jak można. - powiedziała smętnie.
- Dowodzik proszę.
- Proszę pana. Ja, szesnastoletnia dziewczyna, nie mam dowodu. Ja mam tylko pojebane życie i czasem sobie muszę odreagować. I właśnie odreagowuje sobie przy alkoholu. Pan nie wie, jak to jest. Matka nie żyje, chłopak mnie rzucił, ale pisze że mnie kocha jak głupi, przyjaciele mają mnie w dupie i się właśnie przeprowadzam. Ale zaraz.. pan jest chyba nowy.. Nie widziałam tu jeszcze pana... A wracając do sprawy. Da mi pan to cholerne Martini, ja panu zapłacę i po kłopocie. A mój wiek, nie ma tu nic do rzeczy. - wyżaliła się kelnerowi a On z lekkim uśmiechem dalej robił szejki i lał alkohol na zamówienia.
- Od kilku dni tu pracuje. Masz rację, nie wiem jak to jest. Ale, jak już mówisz, że masz tak źle, to proszę. Tylko ani słowa szefowi. - powiedział podając jej kieliszek.
- Tak jest szefie. - powiedziała wypijając całą zawartość kieliszka. Nawet się nie skrzywiła.
- Szefie, dolej. - i tak wypiła kolejno 5 kieliszków opowiadając swoje życie kelnerowi. Wysoki mężczyzna z brązową czupryną, słuchał uważnie dziewczyny. Mówili sobie po imieniu. Jake był 4 lata starszy od Lucy.
- Chyba wystarczy. Ledwo się trzymasz.- przerwał jej, gdy prosiła go o kolejny kieliszek.
- Ja jeszcze tańczyć idę. Potrzymaj kurtkę i torebkę. - podała mu rzeczy i poszła na parkiet. Tańczyła w objęciach jakiegoś starszego faceta, ale jej to nie przeszkadzało. Jake robił drinki za ladą i obserwował uważnie dziewczynę. W pewnym momencie facet, z którym tańczyła Lucy, złapał ją za tyłek. Jake nie reagował. Dziewczyna lekko odsunęła się od mężczyzny. Po chwili ten palcem jeździł po sukience, w okolicach biustu. Wtedy Jake nie wytrzymał. Zawołał kumpla żeby na chwilę go zastąpił i ruszył w ich kierunku.
- Spieprzaj od niej. - kelner popchnął mężczyznę.
- Bo co. Gówniarzu idź za ladę. - odpowiedział mu i wziął pod rękę Lucy. Wyrywała się, ale tamten był silniejszy od niej.
- Widzisz, że nie chce z Tobą iść. Zostawisz ją czy mam Ci pomóc? - zapytał go, a na nich patrzyło już dużo par oczu.
- Zostaw mnie sukinsynie ! - krzyknęła i oddała mu cios prosto w twarz. Każdy na sali był zdziwiony, a niektórzy nawet wychodzili, bo nie chcieli być w to zamieszani. Na twarzy mężczyzny było widać krew.
- Coś Ty kurwo zrobiła. Pożałujesz tego.- powiedział i rzucił się na nią. Zanim każdy się obejrzał, aby odciągnąć faceta ona kopnęła go z pół obrotu a przy tym złamała obcas. Facet leżał na ziemi i próbował się podnieść ale ochrona wkroczyła do akcji. Przyglądała się już wcześniej wszystkiemu, ale nie reagowała. Dwaj panowie wyprowadzili mężczyznę na zewnątrz a drudzy dwaj, uśmiechnęli się lekko do Lucy.
- Pani pojedzie z nami. - rzekł jeden z nich. Lucy była okropnie zszokowana. Nie wiedziała skąd wzięła się w niej taka siła. Czy to ze stresu, czy z nadmiaru alkoholu. Nie mogła nic z siebie wydusić i ruszyć się z miejsca.
- Ej, Lucy. Uspokój się. Halo ? - Jake machał jej przed oczami. W końcu zareagowała.
- Już.. Ja.. ja nigdzie nie jadę. No bez przesady nic nie zrobiłam. Że go kopnęłam to już nie moja wina. - broniła się dziewczyna.
- Zapraszam do samochodu. - ponowił prośbę ochroniarz.
- Jake ! No zrób coś ! - krzyczała dziewczyna, kuśtykając na jednej nodze, w drodze do lady po rzeczy. On się tylko lekko śmiał.
- Panowie. - rzekła do nich. Zatrzymali się.
- Muszę do toalety. - popatrzyli na siebie.
- Pójdę z Tobą.- powiedział ten wyższy.
- No bez przesady. Chyba siku mogę iść sama. Najpierw mi powiedzcie gdzie mnie wieziecie.
- Na komisariat.
- Ja pierdziele. Dajcie mi mandat i po sprawie.
- Chce pani do tej toalety czy nie? Bo jedziemy.
- Jedziecie sami. Ja idę do toalety. - odrzekła i pomaszerowała do łazienki. Szedł za nią Jake, a tamci dwaj stali przy ladzie.
- Ja spierdzielam. - powiedziała po cichu gdy szli obok siebie. Nie odpowiedział nic. W łazience były 4 kabiny, 4 umywalki i 2 okna. Lucy ubrała kurtkę i zdjęła szpilki. Jake stał oparty o ścianę z założonymi na klatce piersiowej rękoma i uśmiechał się szyderczo.
- Co się szczerzysz ? - zapytała.
- Bo jak wyskoczysz, to pokaleczysz sobie nogi. Ostatnio jacyś kolesi napieprzali się butelkami. I tam ktoś na Ciebie czeka. Więc lepiej wyjdź z nimi drzwiami.
- Oj głupoty pieprzysz. Kiedyś Cię odwiedzę, teraz spadam. Nie widziałeś mnie jak coś. - powiedziała i otworzyła okno. Za oknem stał mężczyzna z wielkim bananem na buzi i czarnych okularach. Na parapecie była woda, a Lucy nie wiadomo jak poślizgnęła się na niej i wpadła prosto w ramiona mężczyzny zza okna.
- No, siusiu zrobione to teraz możemy jechać. - powiedział. Znała ten głos, ale nie miała czasu rozmyślać czyj on jest. Musiała uciekać.
- Puszczaj mnie facet ! - krzyczała i wyrywała się. Nic to nie dało. On dalej niósł ją do samochodu. Gdy już doszli do czarnego bmw, postawił ją na ziemi i otworzył drzwi do samochodu. Nie chciała wsiąść więc w końcu wyłożyli ją na tylnych siedzeniach. Przez pół drogi siedziała cicho.
- Stój. - powiedziała stanowczo. Dwaj ochroniarze, którzy siedzieli z przodu spojrzeli na siebie. Po chwili zatrzymali się na poboczu.
- O co do jasnej cholery chodzi ? Chcecie mnie wywieźć do lasu, zgwałcić i zabić?! - krzyczała na nich.
- Mówiłem już. Jedziemy na komisariat. - odrzekł jeden z nich spokojnie.
- Nie wciskajcie mi takich kitów. Nie jestem żadną, tanią dziwką. Co ja wam zrobiłam ?! Jedźcie do burdelu, tam macie prawdziwe dziwki. A ja wam na pewno dobrze robić, nie będę. - powiedziała im wszystko co układała w głowie. Jeden z mężczyzn odwrócił się w jej stronę i zdjął okulary. Było ciemno i nie mogła rozpoznać jego twarzy. A może to przez alkohol..
- Masz racje, nie jedziemy na normalny komisariat. Zaufaj nam, już nie daleko.. - odpowiedział, odwrócił się i ponownie założył okulary. Lucy nie wiedziała co robić. To wszystko wydawało jej się być snem.. Aż się uszczypnęła.. Ale dalej siedziała w tym ślicznym samochodzie. Ze zmęczenia usnęła ...