wtorek, 17 kwietnia 2012

Rozdział 23

Jechaliśmy w ciszy do Agencji. Droga, jak mówił Scott nie była tak skomplikowana. Trzeba było wyjechać 10km z miasta i skręcić w lewą stronę. Jechało się wtedy prosto i dojeżdżało do "Serwisu Samochodowego". Był to na prawdę duży "serwis". Przed bramą Scott wpisał kod i ona się otworzyła. Wjechaliśmy  do podziemnego tunelu. Gdy wysiedliśmy zauważyłam windę. Skierowałam się do niej.
- Muszę porozmawiać z Nicole. - w końcu się odezwałam.
- Pewnie.. - odpowiedział cicho. Krępowała go ta sytuacja. Nie dało się nie zauważyć. Staliśmy w windzie a On wcisnął przycisk "A-D" i "04-08". Nie rozumiałam, więc spojrzałam na niego pytająco.
- Należysz do grupy "A-D" i masz numer między 04 a 08 czyli 06. Co Ty broszury nie przeczytałaś ? - zapytał.
- Cholera...
- Co ?
- Nic.. - wtedy przypomniałam sobie o broszurze, którą dała mi Nicole. Wjechaliśmy na piętro.
- Idziesz do swojego pokoju zostawić rzeczy? - znów zapytał.
- Mogę, tylko pokaż mi gdzie to jest bo jeszcze się nie orientuje. - i wtedy chłopak pokazał mi drogę. Uwielbiałam przebywać w tym  pokoju, choć byłam w nim tylko raz. Zostawiłam w nim torbę i kurtkę i poszłam do łazienki. Odświeżyłam twarz, bo bardzo tego potrzebowałam. Nie wiedziałam co myśleć o Scott'cie po ostatnim incydencie. Jak już mówiłam, coś się zmieniło.. Po wyjściu z łazienki nie wiedziałam co robić. Wtedy ktoś delikatnie zapukał w drzwi.
- Proszę. - powiedziałam nie pewnie.
- Mogę ?
- O, cześć Jake. Jasne, wchodź. - pokazałam mu gestem dłoni aby usiadł na łóżko.
- Jak tam u Ciebie ? Wszystko bardzo przeżywasz, prawda? - zapytał zatroskany.
- Nie jest tak źle. Nie spodziewałam się czegoś takiego w moim życiu. No ale jakoś jest heh. - próbowałam się uśmiechnąć lecz jakoś mi to dziwnie wyszło.
- Tak, masz rację. Szybko się to potoczyło. Scott mi powiedział, że chciałaś się widzieć z Nicole. Jest u siebie. Zaprowadzić Cię?
- Jakbyś mógł. - i wyszliśmy z pokoju. Poszliśmy w ciszy do windy i pojechaliśmy na górę. Chłopak pokazał mi drzwi więc zapukałam. Usłyszałam "Proszę" i weszłam.
- No w końcu. Witaj Lucy. Co tam u Ciebie ? Wszystko w porządku ? - zapytała kobieta. Była ubrana normalnie. W ciemne jeansy i kremową koszulę, przepasaną cienkim paskiem. Na nogach miała czarne buty na koturnie. I tak wyglądała bardzo ładnie.
- Cześć.. No na razie jest OK. Chciałabym abyś porozmawiała z moim ojcem. Chcę by wiedział. - powiedziałam siadając na krześle, które pokazała mi Nicole.
- Tak, to dobry pomysł. Przeczytałaś broszurę ?
- Ups, zapomniałam..
- Dobra, nic nie szkodzi. Zaraz Jake zapozna Cię z kolegami z grupy. Tak jakoś wyszło, że masz samych facetów w grupie, heh. A to jak z tym spotkaniem ?
- Proponuję dzisiaj. Kolacja u mnie. Będziesz o 20 ?
- OK, pasuje mi. A mam jeszcze jedno pytanie. Wypłaty chcesz 10 dnia miesiąca czy 24 ? - spytała pijąc kawę.
- Wypłatę ? - spytałam zdziwiona.
- No wypłatę, cholera czemu nie przeczytałaś broszury.  Jesteś początkująca więc zarabiasz 2300$ na miesiąc.
- Dolców ?!
- Tak. Jakiś problem ? Chcesz euro czy coś ..
- Nie no dobra. Ja nic nie mówię. -przerwałam jej zadowolona.
Nicole podeszła do jednej z szafek i wyciągnęła z niej niebieskie pudełko.
- Co to  ?  - spytałam.
- Bransoletka. Pozwala mi wiedzieć  i chłopakom z zespołu, gdzie jesteś i możesz się z każdym z nas kontaktować. - podała mi ją. Była nie za duża ale ładna. Nie dało się zauważyć, że to komunikator. Nicole pokazała mi jak się nią posługiwać.
- Masz ją nosić zawsze. Możesz się nawet w niej kąpać, jest wodoodporna. - dodała.
- No OK. - odpowiedziałam. Zaczęłam się nią bawić. Było wypisane 6 imion : Louis, Jake, Shawn, Logan, Scott, Nicole.
- To chłopaki z twojego zespołu. Dwóch znasz, chodź poznasz resztę. - powiedziała kobieta, gdy zobaczyła, że czytam imiona. Wstaliśmy i udaliśmy się do windy. Czułam, że to początek czegoś nowego.


_______________________________________
to znowu ja :D 
troszkę zmieniłam wystrój bloga, 
ale mam nadzieję że się podoba ;**
CmoOok <3

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Rozdział 22

Odetchnęliśmy z ulgą, gdy zobaczyliśmy, że dziewczynka w karetce to nie Tina. Lecz dalej nie wiedzieliśmy gdzie ona jest. Poszliśmy do jej wychowawczyni/
- Przepraszam, nazywam się Max Elliot, jestem bratem Tiny. Przyszedłem ją odebrać, ale jej nigdzie nie ma. - powiedział chłopak do kobiety.
- Ach tak. Dzień dobry. Tina jest w tym momencie w łazience, właśnie do niej szłam. Bardzo wystraszyła się wypadkiem koleżanki. Dobrze, że pan jest. Muszę z panem porozmawiać.- odpowiedziała kobieta. Była wysoką brunetką, po 30-stce. Wydawała się być miła.
- To może pani z Max'em porozmawia, a ja pójdę do małej. Gdzie jest łazienka? - spytałam.
- Na końcu korytarza, po prawej stronie drzwi. Niech będzie pani dla niej delikatna. Ostatnio się w sobie zamknęła. - odrzekła wychowawczyni.
- Oczywiście. - powiedziałam i wyszłam z sali . Doszłam do końca korytarza i skręciła w prawo. W łazience usłyszałam cichy szloch.
- Tina ? Jesteś tu ? - zapytałam.
- Lucy ? - dziewczynka wyszła z jednej z kabin i wpadła w moje ramiona.
- Już, już spokojnie. Nie płacz, trzymaj chusteczki i powiedz mi co się stało. - powiedziałam starając się ją opanować.
- No .. bo.. Ja tak bardzo się bałam, że Laurze coś się stało... Coś strasznego... I ja.. Pobiegłam po panią.. I ona zadzwoniła po pogotowie .. Ale przez cały ten czas trzymałam Laure za rękę ... Nie puściłam .. - wyjąkała mała.
- Bardzo dobrze zrobiłaś, że pobiegłaś po panią. Ale co się stało Laurze ? - tuliłam dziewczynkę.
- Jak się przebierałyśmy, to ona upadła. Nic takiego nie robiła, tylko zakładała bluzę. - rzekła bardziej spokojnie.
- Zobaczysz, wszystko będzie dobrze. Pewnie tylko zasłabła. A teraz wycieraj nosek i idziemy do Max'a.
- A gdzie On jest ?
- Rozmawia z twoją wychowawczynią.
- O nie .. - powiedziała wystraszona dziewczynka zatrzymując się na korytarzu.
- Coś nie tak? - zapytałam.
- Nie, wszystko OK. Idziemy. - odpowiedziała stanowczo. Trochę mnie zaniepokoiła. Gdy doszliśmy do sali akurat wychodził z niej Max. Z jego twarzy nie można było wywnioskować zadowolenia.
- Tina, idź się przebierz. Zaczekamy na zewnątrz. - powiedział do siostry. Dziewczynka posłusznie poszła do szatni a my opuściliśmy budynek.
- O czym rozmawialiście z wychowawczynią ? - zapytałam Max'a.
- Moja sis bardzo się opuściła w nauce. Przedtem była wzorową uczennicą a teraz lipa. Nauczycielkę zaniepokoiło ostatnio jej zachowanie. Jest zamknięta w sobie, przejmuje się błahostką. Wydaje się, jakby się czegoś bała. Też to zauważyłem.
- Porozmawiaj z nią. Tylko spokojnie. - powiedziałam i wtedy nadeszła Tina. Bez słowa ruszyliśmy w stronę przystanku.
- Odprowadzić Cię ? - zapytał mój chłopak.
- Ja wysiadam na tym przystanku nie daleko szkoły. Przypomniałam sobie, że muszę pożyczyć jeden zeszyt od Belli. - skłamałam. Przecież byłam umówiona ze Scott'em, a tego Max'owi powiedzieć nie mogłam.
- OK. To my wysiadamy. Do jutra, Mała. - odrzekł chłopak i dał mi buziaka w policzek.
- Cześć, Lucy. - powiedziała po cichu dziewczynka.
- Trzymaj się, księżniczko. I nie smutaj mi tam. - po tych słowach Tina się uśmiechnęła. Do mojego przystanku był jeszcze kawałek, więc podrzuciłam w słuchawki bit Małolata.

****
- Jaki Ty punktualny. - powiedziałam do przyjaciela, wsiadając do ciemno- zielonej Audi.
- Jak zawsze. odrzekł ze słodkim uśmiechem. Pomyślałam, że z mojego kumpla to jest niezłe ciacho. No ale nie będę się za niego brać. Po pierwsze to mój przyjaciel, a po drugie mam chłopaka. I nie zamierzam go zmieniać. 
- W końcu będę wiedzieć jak dojechać do tej waszej agencji. - słowo "agencji" zaakcentowałam.
- Ta droga nie jest taka skomplikowana. Wjechaliśmy do centrum. Scott zaparkował na parkingu przed Centrum Handlowym.
- No nie pierdziel, że tu jest agencja. - powiedziałam zdziwiona.
- Hahahaha. Nieee. Agencja jest nie daleko ale nie tu. Muszę sobie kupić koszulkę.  - odpowiedział ze śmiechem. 
- No tak Ci się spieszyło ! - prawie na niego krzyknęłam.
- Oj Mała, nie szalej. Chyba twój osobisty agent musi jakoś wyglądać, prawda? - powiedział i zrobił pozę. Rozbawił mnie i tylko powiedziałam "świrus". Poszliśmy do mojego ulubionego sklepu. Stwierdziłam, że muszę kupić sobie nowego full cap'a. Scott oczywiście zażyczył sobie aby i jemu kupić. Więc wybrałam dwa full cap'y. Jeden był fioletowy a drugi żółto-zielony. Oba firmy New Era. Lubiłam tą firmę. Scott'owi wybrałam jeszcze ładną koszulkę i gdy mieliśmy wychodzić, na wystawie były piękne szpilki. Stałam  wpatrzona w nie i aż mi opadła kopara. Zawsze o takich marzyłam a nigdzie nie mogłam ich znaleźć. Nawet w necie. Pociągnęłam za rękę zdziwionego Scott'a do sklepu. Nie mogłam nic z siebie wydusić, więc tylko pokazałam palcem.
- Ehh.. Po co ja Cię tu zabierałem.. Ale nie ma co. Na twoich seksownych nogach, fajnie by wyglądały. - skomentował tylko i dostał kuksańca w bok.
- No co ?! Taka prawda. A tak wgl, Lucy, to Ty strasznie schudłaś. - dodał.
- Wydaje Ci się. - powiedziałam oburzona.
" Cholera jasna, tak, wiem, jem mało, bo chcę być chuda. Wczoraj wieczorem stanęłam na wagę - 50 kg. Ale to wciąż za dużo. I to przy moim wzroście ? Pff.. Oszaleli." - pomyślałam. Spojrzałam na cenę : 299zł. Kurczę trochę dużo, a taki zasób gotówki w portfelu nie miałam, po kupnie czapek.
- Scott.. Mój kochany, najukochańszy przyjacielu.. Braciszku, którego nigdy nie miałam, pożyczysz mi dwie stówki ? Proszeeee.. Przecież kupiłam Ci czapkę. I mówiłeś, że będę w nich ładnie wyglądać... To jak ? - spytałam skacząc jak mała dziewczynka prosząc o pożyczkę gotówki.
- No dobra, dobra. Ale są dwa warunki. - odrzekł zrezygnowany.
- Jakie tylko sobie życzysz.
- Pierwszy : dostaję dobrego buziaka. Drugi : idziesz ze mną w nich na imprezę i zakładasz do tego moją ulubioną, twoją sukienkę. - powiedział z wielkim bananem na twarzy.
- Nie ma sprawy ! - krzyknęłam uradowana i wskoczyłam mu na ręce. Kasjerka się nam przyglądała zdziwiona.
- Spokojnie. Jeszcze buziak i je bierzemy. Ahh co za dupa. Tylko pozazdrościć Max'owi. - odrzekł z radością i z nutką smutku. Coś mi tu nie pasowało.
- Mała, zbieraj się. - dodał biorąc buty do kasy. Podążyłam za nim najpierw do kasjerki  a potem do samochodu. Coś się zmieniło. Normalnie czułam to.
- Wiesz Lucy.. Uwielbiam spędzać z Tobą czas. - powiedział spokojnie z tym swoim uroczym uśmiechem, prowadząc samochód.
- Ja z Tobą również. A jak tam sprawy sercowe? Nic się nie zmieniło ? Nadal singiel czekający na swoją księżniczkę ? - spytałam ze śmiechem. Zauważyłam, że Scott lekko posmutniał.
- Tak, nadal. Choć ta księżniczka jest blisko mnie, nie zmierzam nic zmieniać. Nie chcę niczego zepsuć. Rozumiesz. - mrugnął do mnie. Cholera czy On..
- I wiesz co. - dodał zdenerwowany zatrzymując się na poboczu. Wyszedł z samochodu. Nie miałam pojęcia o co mu chodzi. Wyszłam za nim.
- Scott co jest ? - zapytałam wnerwiona.
- Bo kurwa mać - Ty jesteś tą księżniczką, na którą czekam od kilku miesięcy, tak bardzo zazdroszczę, Max'owi, że może Cię dotykać, całować, przytulać, a ja tego nie mogę ! Nie wytrzymuję, rozumiesz ?! - wydarł się na mnie a ja stałam jak słup. W pewnym momencie podszedł do mnie i wpił się w moje usta. Z jednej strony chciałam go całować, nie mam pojęcia czego, ale z drugiej strony mam chłopaka, którego kocham ponad życie. Szybko się od niego oderwałam. Oburzona tylko wycedziłam przez zęby " Nigdy więcej tego nie rób" i wsiadłam do samochodu.
 Chyba traciłam przyjaciela. Osobę którą kochałam. Nie osobę, którą kochałam jak mężczyznę swojego życia. Tylko jak brata, którego nigdy nie miałam. Był jedną z osób, za którą oddałabym życie lub poszła z nią na koniec świata.

_____________________________________________
no i jest kolejny ;**
Kolejny już niedługo, może nawet jutro :D 
buziaaki  <33

piątek, 13 kwietnia 2012

Rozdział 21

Lekcje ciągnęły się i ciągnęły, no ale w końcu nadszedł ich koniec. Gdy wychodziłam z budynku i czekałam na Max'a, zadzwonił mi telefon. Nieznany numer.
- Słucham ? - zapytałam.
- Hej Mała. Pamiętasz, że masz być w pół do 3 pod szkołą ? - zapytał znajomy głos.
- No tak. Scott o Tobie się nie da zapomnieć. - zaśmiałam się do telefonu.
- Tak wiem. Tylko się nie spóźnij. Na razie, pa. - powiedział i się od razu rozłączył. Wtedy nadszedł Max. Bez słowa uśmiechnął się i wziął mnie za rękę. Szliśmy w stronę przystanku. Dobiegła do nas zdyszana Bella.
- Nie mogliście zaczekać ?! Darłam się i darłam a wy nic. Gdzie ciśniecie ? - spytała gdy uspokoiła oddech.
- Po Tinę. Siostrę Max'a. - odpowiedziałam.
- A dobra dobra. Stykniemy się wieczorem czy nie macie czasu ? - zapytała. Max spojrzał na mnie pytająco.
- Ja to chyba nie dam rady. Muszę nadrobić materiał, zaraz koniec roku. Piątek będzie nasz. Hehehe.. - powiedziałam.
- No trzymam Cię za słowo, mała. Dobra zmykajcie, bo wasz autobus przyjechał. Jak coś to es. - odrzekła i cmoknęła mnie w policzek, biegnąc w swoją ulicę, bo daleko do szkoły nie miała. Siedzieliśmy w autobusie w ciszy. Trochę było nie zręcznie.
- Ja to rzucę ... - zaczął.
- Co ? - wyrwał mnie z zamyślenia.
- Rzucę dragi. Tylko proszę Cię, obiecaj mi coś.
- Tak ? - spytałam cicho.
- Bądź przy mnie. Bądź wtedy, kiedy mi się będzie tak zajebiście tego chciało. Bądź, jak będę na tym pieprzonym odwyku, bo ja długo tak nie pociągnę. Najgorsze jest to, że nie chcę skrzywdzić Tiny, Jacob'a a szczególnie Ciebie. Nie wiem co robić .. - powiedział mi to ze łzami w oczach. Starsza kobieta, która siedziała niedaleko nas, patrzyła na nas dziwnie.
- Kochanie. Proszę Cię nie płacz, nienawidzę tego. Uwielbiam twój uśmiech, i chcę patrzeć na niego przez całe moje życie, rozumiesz to ? Nie zostawię, Cię. Choćbyś był, w nie wiadomo jakim gównie, ja Cię z niego wyciągnę. Spójrz na mnie.. Kocham Cię. - powiedziałam i wpiłam się w jego usta. Czułam jak po policzkach spływają mi słone łzy. Trzymał mnie tak mocno za rękę, że aż mnie to bolało lecz jej nie oderwałam. W końcu oderwałam się od jego ust, i wytarłam rękawem jego twarz, a później swoją.
- A teraz.. Uśmiechnij się. - powiedziałam robiąc słodką minkę. Lekko jego kąciki ust się podniosły.
- No, od razu lepiej. A teraz chodź, idziemy. - dodałam i wysiedliśmy z autobusu. Ta kobieta, która tak się na nas dziwnie patrzyła, pociągnęła mnie za ramię.
- Trzymaj go przy sobie. Daj motywację i siłę. Tego mu trzeba. - powiedziała po cichu i odeszła. Jak szliśmy pod szkołę Tiny, zauważyliśmy lodziarnię. Nie było zimno, więc postanowiliśmy do niej zajść.
- Te co zwykle? - zapytał mnie Max.
- Pewnie. A jakie Tina lubi ?
- Oczywiście, że orzechowe. - odpowiedział. Wzięliśmy 3 lody i wyszliśmy. Gdy podeszliśmy pod szkołę, akurat zadzwonił dzwonek. Minęło 5 minut, dziewczynka dalej nie wychodziła. 10, dalej nic. 15min. - nic. Max zaczął się denerwować. Weszliśmy do budynku. Wtedy wbiegło kilku sanitariuszy. Oboje z Max'em byliśmy przerażeni. Z szatni, na noszach wynieśli małe ciało dziewczynki.

________________________________
krótkie, wiem, ale będą teraz częściej !
wena naszła mnie ;**

piątek, 6 kwietnia 2012

Hem Hem : P

Kochani ! 
Święta już prawie są, 
więc wasze Smajlątko pragnie wam złożyć
Spokojnych, wesołych, radosnych..
Nie ! Ja kurcze nie umiem składać życzeń..
Więc jeszcze raz. Wszystkiego dobrego, 
smacznego jaajka, żebyście laski baaaaardzo zmokły ! 
Wszystkie babki, ciasta w cycki pójdą, na pewno ! 
Ha ha. No to tyleee ode mnie. 
Kolejne rozdziały po świętach.

Big Buziaaak ! :* <3


Rozdział 20

- Ej, wstajeemy. - poczułam, że ktoś szturcha mnie za ramię.
- Cco, co jest ? -zapytałam zaspana. No to ładnie - usnęłam przy biologi.
- Jest 6:05. Szkoła, halo, wstawaj. Tak długo nie musiałaś siedzieć. Chodź na śniadanie. - powiedział tata wychodząc z mojego pokoju. Wstałam od biurka i spakowałam potrzebne na dzień dzisiejszy książki do plecaka. Musiałam szybko wziąć prysznic. Poszłam do garderoby po świeże ubrania Wyjęłam z szafy zielone rurki, biały top i  fioletowy,zwiewny sweterek. W łazience zrobiłam poranne czynności i związałam włosy w kłosa. Przejechałam jeszcze tuszem po rzęsach i zbiegłam na dół.
- Córuś, ładnie wyglądasz. Siadaj. - powiedział tata na mój widok.
- Płatki są?
- Tylko czekoladowe.
- No ok. Podrzuć mleko.
- Rusz dupsko i weź sobie sama.
- Jakiś Ty miły.
- No przepraszam, ale mam strasznie dużo zajęć związanych z przeprowadzką. A właśnie. Sobotę sobie już zaklep, bo jedziemy zobaczyć dom.
- Mhm.. Będziesz wieczorem w domu no nie ? - spytałam lejąc mleko do talerza.
- Jasne. Nie chce mi się robić obiadu, zamówimy pizzę, ok ? Za to będzie pyszna kolacja.
- No dobrze, nie ma sprawy. Tylko będziemy mieli gościa.
- Scott ?
- Niee. Zobaczysz wieczorem. Będę o 19, razem z gościem. Pa tatku. - odrzekłam cmokając ojca w policzek i wybiegając z kuchni. Udałam się na górę po torbę i kurtkę. W holu zakładałam najkacze gdy tata krzyknął:
- Może Cię podwiozę ?! Za chwilę masz autobus, nie zdążysz.
" O cholera,  bez kitu nie zdążę " - pomyślałam.
- Bierz kluczyki i chodź ! Tylko ruszaj się, pierwszą mam lekcje z nieznośną babką od matmy. - odpowiedziałam. Po chwili siedziałam w samochodzie. Po 5 minutach byłam pod szkołą. Spokojnie mogłam zdążyć na lekcje. Na korytarzu spotkałam Belle i Ben'a. Spoglądali na mnie smutno.
- Bella, możemy pogadać ? - zapytałam cicho.
- O czym ? - spytała sucho odchodząc na bok.
- Chciałam.. Cię przeprosić. Ty nic nie zrobiłaś, a ja odsunęłam się od Ciebie. Musiałam sobie poukładać kilka spraw, już jest prawie ok. Jeszcze raz przepraszam. Tylko tyle..  - powiedziałam i chciałam odejść.
- Tylko tyle ? - spytała zdziwiona. Skinęłam głową.
- Wiesz co, tego się po Tobie nie spodziewałam. Nawet mnie nie przytuliłaś. - powiedziała i zrobiła minę smutnego psiaczka. Już wiedziałam, że jest prawdziwą przyjaciółką. Rzuciłam się jej na szyję.
- No, teraz lepiej. - odrzekła i podeszłyśmy do Ben'a.
- Heej.. - odezwałam się pierwsza.
- No cześć. - odpowiedział.
- Słuchaj, chciałam Cię przeprosić za ..
- Nie, przestań mnie przepraszać, tylko chodź tu mnie przytul, mała. - przerwał mi a ja przytuliłam go mocno przytuliłam.
- Siemanko wszystkim. A co to moja dziewczyna robi w objęciach innego faceta ? - zapytał Max podchodząc do nas.
- Widocznie woli mnie niż Ciebie. - odrzekł Ben z szyderczym uśmiechem. Nie zabrzmiało to miło, ani zabawnie. Stwierdziłam, że Ben nie lubi Max'a.
- Ej ej, nie prawda. - powiedziałam i przytuliłam się do Max'a.
- Okazywanie uczuć jest dozwolone poza terenem naszej placówki. - przerwała nam wredne babsko od matematyki. Zignorowaliśmy ją i poszliśmy pod salę lekcyjną gdzie lekcje miałam ja, Bella i Ben. Max miał WOS'A.
- Kochanie, jedziemy później po Tinę ? - zapytałam go gdy odchodził.
-  Pewnie. - odpowiedział dając mi szybkiego buziaka biegnąc po schodach na górę, bo właśnie zadzwonił nieznośny dzwonek.