wtorek, 19 czerwca 2012

Rozdział 32

- Jeesteśmy ! - krzyknęłam zdejmując buty w progu mieszkania.
- Chodźcie jeść. - dobiegł mnie głos taty z kuchni. Uśmiechnęłam się do Jake'a a On mnie wziął za rękę co mnie trochę zdziwiło i poszliśmy umyć ręce. Po wspólnym posiłku z tatem, poszliśmy na górę.
- Aż dziwne, że o nic nie pytał. - powiedziałam do chłopaka gdy siedzieliśmy już u mnie w pokoju.
- E tam. Wierzy Ci. - odrzekł.
- O coś sobie przypomniałam. Zaraz wracam. - rzekłam i wybiegłam z pokoju wracając z paczką.
- Od kogo to ? - spytał Jake.
- Jeszcze nie wiem ale zaraz się dowiemy. - uśmiechnęłam się do niego. Po otwarciu paczki uśmiech zszedł mi  z twarzy. Była w niej książka przypominająca pamiętnik, list oraz płyta. Nie wiedziałam o co chodzi. Na pierwszej stronie pamiętnika było napisane wielkimi literami " LUCY. BO TY JESTEŚ CZĘŚCIĄ MNIE, NA ZAWSZE". Do oczu napłynęły mnie łzy. Jake razem ze mną wszystko to czytał. Objął mnie ramieniem, na co ja się bardziej do niego przybliżyłam. Odłożyłam pamiętnik i wzięłam do ręki list.



Droga Lucy .. 

Życie ułożyło się inaczej, niż po naszej myśli. Kiedyś miałem marzenia, ambicje. Teraz one wygasły jak papieros. Nic nie jest tak, jak być powinno. Muszę Ci coś wyjaśnić. 
Pewnie myślisz, że ja Ciebie nigdy nie kochałem. Że nic do Ciebie nie czułem, bo brałem.. To nie tak. Z pewnością. W pamiętniku, jest zapisane wszystko, od naszego pierwszego spotkania. Opisywałem w nim każdy dzień spędzony z Tobą. Każdy dzień był inny. Wtedy kiedy brałem, nie zdawałem sobie sprawy, jak ranię otaczających się wokół mnie ludzi. Szczególnie Ciebie. Raniłem także Jacob'a i Tinę. Nie umiem jej wychować. Nie dam sobie rady. Mam wielkie szczęście, że Jacob nad wszystkim panuję. 
Ja tu umieram. Rozumiesz ? Umieram w środku. Bez Ciebie. Tu nic nie ma sensu. Codziennie rano budzę się z myślą, że to wszystko to sen. Chory, wymyślony. Lecz po dłuższej chwili, dochodzi do mnie to, że straciłem najważniejszą osobę w moim pieprzonym życiu. Że nie będę mógł codziennie widywać jej uśmiechu, blasku w jej oczach, trzepoczących ze szczęścia rzęs. To jest dobijające, że nie można być z kimś kogo się kocha, mimo wszystkiego. Wina w 100% leży po mojej stronie. Ty nic tu nie zawiniłaś. Dopiero teraz, z pomocą tych ludzi, doszło do mnie to, co ja zrobiłem. Czasem mam ochotę się zabić. Ale nie miałbym sumienia tego zrobić. Wiem, jak zraniłem wszystkich, a mowa co to by było jakbym zrobił to. "To" coś mnie od dłuższego czasu prześladuje. 
W ośrodku spotkałem pewnego chłopaka. Chciał trzy razy popełnić samobójstwo. Za trzecim razem, prawie mu się udało. W ostatniej chwili go odratowali. Po dłuższej rozmowie, nie był już taki zamknięty w sobie jak na początku. Miał na imię Charlie. Dziewiętnastolatek, trzy lata temu stracił ukochaną. Ze swojej winy. Jechali z imprezy. Byli trzeźwi. On kierował, a ona siedziała obok niego, prawie zasypiając. Lał wielki deszcz. Było ciemno. W pewnym momencie stracił panowanie nad samochodem. Zjechał z drogi prosto w drzewo. Jego odratowali. Jej śmierć była na miejscu. Rodzice jego ukochanej, znienawidzili chłopaka za to, że zabił ich ukochaną, jedyną córkę. Od tamtego dnia, jego życie całkowicie straciło sens. Uciekł z domu mając 16 lat. Pił aż w końcu trafił do szpitala. Miał jakieś problemy z wątrobą. Po krótkim czasie wszystko było już dobrze. W końcu upił się i chciał podciąć sobie żyły. Od tamtego czasu przebywał  w tym ośrodku. Terapie znosił źle, dlatego tak długo tutaj był. Pół roku temu odkryli u niego raka wątroby. Chłopak się jeszcze bardziej załamał. Ale po pewnym czasie zaczął się cieszyć. Lekarze go nie rozumieli. Trochę mieli rację. Przecież jaki normalny człowiek cieszy się z tego, że jest się śmiertelnie chorym i że może nie dożyć jutra. On był tym wyjątkiem. Cieszył się, że w końcu spotka swoją miłość. Nie tu, na ziemi. A tam, wysoko w niebie. Tydzień temu, mógł w końcu ją spotkać. Gdy umierał, powiedział pewne słowa, które zapamiętam do końca życia : Walcz o miłość. Walcz do upadłego, aż zabraknie Ci sił. Bo nigdy nie wiesz, co Cię może jutro spotkać. 
Ta jego historia, na prawdę, daje do myślenia. Bóg zabrał go do swojej miłości. Planowali wspólne życie, tak samo jak ja planowałem z Tobą. Lecz sama widzisz. Nie wszystko układa się po naszej myśli. 





KOCHAŁEM, KOCHAM, BĘDĘ KOCHAŁ.

NA ZAWSZE. TWÓJ MAX.

Oniemiałam. Ręce się trzęsły, a oddech był niespokojny. Tak po prostu, wtuliłam się w ramiona Jake'a. Łzy ciekły niemiłosiernie.

I pomyśleć co miłość robi z człowieka.


______________________________________________________

jest krótki, wiem.
ale nie dałabym rady napisać go całego.
ten list pisałam ze łzami w oczach. 
mam nadzieję,że chociaż kilka osób wyrazi swoją opinię na jego temat.
dziękuję za 5000 wyświetleń.
jesteście najlepsi <3 
kocham i kończę. 
nowy rozdział pojawi się niedługo ;*  

4 komentarze:

  1. popłakałam się jak przeczytałam, że ten Charlie umiera i powiedział mu: Walcz o miłość, Walcz do upadłego, aż zabraknie Ci sił. Jesteś wspaniała w tym co rb :)

    OdpowiedzUsuń
  2. też się popłakałam, jak to czytałam/
    jesteś niesamowita! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. O fuck ! ;/ Poplakalam sie do cholery. ;/ jestem nienormalna.

    OdpowiedzUsuń
  4. Popłakałam się... To jest po prostu geniAlne. Pisz.. chcę więcej <3

    OdpowiedzUsuń