poniedziałek, 2 lipca 2012

Rozdział 34


- Tato jest pusta lodówka. Dobra, ja wytrzymam, nie muszę nic jeść. Ale Ty.. - powiedziałam otwierając lodówkę i biorąc zimną wodę.
- No to trzeba pojechać po zakupy. A i musimy pogadać. Są dwie rzeczy. - powiedział składając gazetę. Usiadłam na przeciwko niego.
- Za miesiąc kończysz 16 lat. Cieszę się z tego powodu, Chciałbym żebyś wyrobiła sobie prawo jazdy. Wszystkiego dopilnuję. Taki prezent. - odrzekł tata. Popatrzyłam na niego wielkimi oczami.
- No super ! - krzyknęłam uradowana.
- A druga sprawa ? Też jakaś super ? - spytałam podekscytowana. Dobry humor co raz bardziej się ujawniał.
- Druga sprawa jest taka, że jutro nie planuj niczego bo jedziemy oglądać dom. Wszystko jest już załatwione, obecni lokatorzy jutro wieczorem by się zbierali. Musi Ci się tylko spodobać.
- No ok. Nie ma sprawy. Tato, dziękuje, że tyle dla mnie robisz. - powiedziałam przytulając go do siebie.
- To mój obowiązek złotko. A teraz śmigamy po zakupy. Twoja kolej, Ty robisz kolację.
- Dobra a która jest godzina ?
- 18 dochodzi.
- Daj mi 5 minut idę założę spodenki.
- Pewnie, czekam w samochodzie. - powiedział  a ja pobiegłam na górę. Założyłam krótkie, jeansowe spodenki, do kieszonki wzięłam telefon i zbiegłam na dół. Zasunęłam dom  i wsiadłam do auta, w którym czekał na mnie tata.
 Po czterdziestu minutowych zakupach zbieraliśmy się do domu. Pijąc Frugo napisałam SMS do Belli :
  " Wszystko w porządku z babcią ? Martwię się . ;* " 
Za chwilę odpisała :
" To nic poważnego. Lekarze mówią, że będzie OK tylko musi odpocząć. Jutro zadzwonię. Paa  ;D "
W domu zrobiłam kolację, która smakowała tacie. Po posiłku poszłam na górę. Z szafki wyjęłam list, który kiedyś zostawił dla mnie go Jacob. Trochę bałam się go otworzyć. W kieszeni poczułam wibrację. Jake.
- Słucham ? - powiedziałam do telefonu.
- Hej Lucy. Nie możemy się dzisiaj spotkać. Jedziemy w trasę, jest robota. Chciałem nie jechać, ale muszę. Przepraszam. - powiedział. W jego głosie było słychać smutek.
- W porządku, rozumiem.
- Wiem, że jutro jedziecie oglądać nowy dom i z tego powodu masz trening przesunięty na godzinę 10. Może zdążymy jeszcze załapać się na jakiś mały lunch ? Porozmawiamy.
- Pewnie. To widzimy się jutro w agencji. Muszę kończyć, pa. - zgodziłam się po czym rozłączyłam. Telefon rzuciłam na łóżko. Poczułam się dziwnie. Naszła mnie ochota na papierosa. Ani w torebce ani w pokoju ich nie miałam, a tata też nie palił. Na dworze zerwał się wiatr. Chyba będzie w nocy padać. Wzięłam szarą bluzę i do kieszonki wrzuciłam portfel.
- Za 10 minut wracam. - powiedziałam zakładając fioletowe vansy.
- Gdzie się wybierasz ? Jest już przed 8, daj spokój, siedź w domu.
- Za chwilę wrócę, spokojnie. - powiedziałam i nie czekając na odpowiedź wyszłam z domu. We włosach poczułam wiatr, więc zarzuciłam na głowę kaptur. Niby nie było zimno ale czuło się chłód. Po chwili drogi weszłam do sklepu idąc do kasy. Spotkałam pewną osobę.
- Lucy ? O tej porze na zakupy ?
- O cześć Jacob. Nie jest tak późno a tak w ogóle to ja tylko po jedną rzecz. - przywitałam się z chłopakiem. Spakował zakupy i czekał na mnie przy wyjściu.
- Paczkę Marlboro proszę. - powiedziałam od ekspedientki.
- Dowodzik jest ? - spytała starsza kobieta. Pierwszy raz ją tu widziałam. Jacob patrzył na mnie rozbawiony.
- Zapomniałam wziąć z domu. - odrzekłam lekko speszona. Zawsze mi sprzedają a tu akurat trafiło się głupie babsko.
- No to papierosików się nie popali, następny. - powiedziała stanowczym głosem.
- Emm.. Ale  to nie dla mnie. To dla tamtego pana. Zabrakło mu pieniędzy, jestem jego siostrą. - powiedziałam z uśmiechem wskazując palcem na Jacob'a. Patrzył na mnie pytającym wzorkiem.
- To zawołaj braciszka. - odrzekła z szyderczym uśmiechem.
- Momencik. - odpowiedziałam z podobnym i szłam do Jacob'a.
- Jesteś moim bratem, zabrakło Ci kasy, płace za Ciebie za fajki. Idź. - powiedziałam po cichu. Szybko i lekko go popchnęłam.
- Siostrzyczka płaci za papierosy ? Ojj nie dobrze.. - powiedziała ze śmiechem. Już jej nie lubiłam.
- Dobra, bez tych komentarzy. Sprzeda pani te fajki czy nie, bo jak nie, to pójdę do konkurencji ? - powiedziałam szybko. Popatrzyła na mnie i z niechęcią podała mi paczkę. Szybko zapłaciłam, pociągnęłam za rękę Jacob'a i wyszłam z tego sklepu.
- Co to miało być ? - zapytał mnie chłopak ze śmiechem.
- Oj daj spokój. Dzięki za przysługę i muszę się zbierać. Pozdrów Tinę. - powiedziałam.
- Wspominała ostatnio o Tobie. Ja właśnie też. To cześć. - rzekł, cmoknął mój policzek i poszedł w stronę swojego samochodu. Szłam uliczkami miasta mijając ludzi.
- Miało Cię nie być chwilę, a z chwili zrobiło się pół godziny. - powiedział zdenerwowany tata.
- Przepraszam, spotkałam Jacob'a. Idę na górę. - odrzekłam.
Z biurka wzięłam do ręki list, a z szafy wyjęłam pamiętnik Max'a. W torebce znalazłam zapalniczkę w tygryski i wyszłam na balkon. Siadając na leżaku i odpalając papierosa otworzyłam kopertę. Wyleciała mała, zielona wizytówka i jedna, większa, biała kartka z napisem "Dla Lucy".




" W myślach jesteś tylko Ty. Nie liczy się nikt inny. Zawsze muszę coś spieprzyć. Miało być tak pięknie, cudownie. Cały czas odtwarzam sobie wszystkie chwile spędzone z Tobą.. Jest mi Ciebie tak cholernie brak. Nie daję rady bez Ciebie żyć.. Jesteś moim powietrzem. Chcę rzucić to cholerstwo i chcę abyś to Ty była moim narkotykiem. Osobą, z którą chce spędzić resztę życia. Moje powoli traci sens, ale ludzie, którzy tu są chcą mi pomóc. Zaczynam ich doceniać, bo nie doceniałem Ciebie. Jak wiele dla mnie znaczysz. Mam jedną, wielką, może nawet i ostatnią prośbę. Proszę, przyjdź tutaj. Nie chcą mnie stąd wypuścić, choć bardzo chce bynajmniej porozmawiać z Tobą te 5 minut. One mogą zmienić wszystko. Pewnie zauważyłaś, że oprócz tej kartki jest jeszcze jedna. Jest to wizytówka ośrodka w którym się znajduję. Przemyśl to. Proszę. 


Całuję, umierający z tęsknoty Max ;* "

Łza zakręciła mi się w oku. Lecz postanowiłam nie uronić ani jednej. Czytając to paliłam papierosy jeden za drugim. Zaczęło się ściemniać. Wiatr się bardzo uspokoił. Wchodząc do pokoju i otwierając pudełko znalazłam kilka świeczek. Na balkonie służąc się zapalniczką w tygryski zapaliłam je. Otworzyłam pamiętnik. Na pierwszej stronie były narysowane serca, buziaki i napis   " LUCY. BO TY JESTEŚ CZĘŚCIĄ MNIE, NA ZAWSZE"  . Na prawdę mocno się zdziwiłam, że chłopak może mieć tyle emocji w sobie. Na każdej stronie był opisany ze mną dzień. Ostatnia kartka była lekko szokująca. 

" To już koniec. Straciłem ją na zawsze. Dobry Boże, zabierz mnie stąd. Kocham ją nad życie. Bez niej nie umiem... "

Patrząc na zegarek, dochodziła prawie 22. Na wizytówce było napisane, że linia telefoniczna dostępna jest całodobowo. Zgasiłam papierosa i wzięłam telefon do ręki.
- Dobry wieczór, mówi Lucy Anderson proszę mnie zapisać na listę osób odwiedzających w najbliższym czasie pana Max'a Elliot'a.  - powiedziałam nie wahając się ani chwili, gdy powiedział do telefonu męski głos " Ośrodek uzależnień, słucham? ".




_____________________________
WAKACJE  
kochani w końcu się doczekaliśmy wolności.
jestem troszkę poszkodowana, mam zepsutą rękę, 
dla tego tak późno. 
czekam na opinię i  mocno całuję ;*